W projektowaniu i nazywaniu swoich ubrań sięga do archetypów. Symboliki, która – jeśli się na nią otworzymy – poszerza nasze doświadczenie lub akcentuje punkt widzenia. Na temat mody, ale nie tylko. Także samego życia. Od lat angażuje się w wiele inicjatyw. Przede wszystkim te, które wspierają kobiety i jej miasto, Warszawę. Maksyma Miesa van der Rohe „mniej znaczy więcej” towarzyszy jej w każdej życiowej roli: konsumentki, projektantki i biznesmenki. Ania Kuczyńska idzie konsekwentnie swoją drogą. Niczego nie przyspiesza, nie biegnie.
Spotykamy się przy ul. Rozbrat w Warszawie. W sklepie, który Ania Kuczyńska otworzyła w październiku zeszłego roku, by ponownie stworzyć miejsce do spotkań, rozmów i bezpośredniego doświadczania produktów jej marki. Jest ładny dzień. Słońce rozpromieniło minimalistyczną przestrzeń, w której dominuje biel, symbolizująca odnowę, początek, odrodzenie. Pośrodku stoi ażurowy stół z pleksiglasu, nawiązujący do witryny i architektury budynku. Na stole znajduje się nowoczesny totem wykonany z recyklingowanego plastiku techniką 3D (firmy UAU Project). Będące częścią wystroju drewniane krzesła Ania Kuczyńska przywiozła z polskich i portugalskich gór. Symbolizują kobiecą moc. Kolekcja znajduje się z boku, po lewej stronie w jednym rzędzie wieszaków.
Bułka na porcelanowym talerzyku
Urodziła się i wychowała w Śródmieściu. Miejscu, które znacząco wpłynęło na kształtowanie się jej poczucia estetyki. Jeszcze większy wpływ miała na nią rodzina. – Zawsze powtarzam, że miałam w życiu ogromne szczęście. Urodziłam się w domu, w którym celebrowano piękno i przykładano niesłychanie dużą wagę do jakości, do elegancji. Mocno mnie to ukształtowało – wspomina. – Bułkę z masłem jedliśmy na porcelanowym talerzyku, herbatę z miodem mieszałam srebrną łyżeczką od babuni. Sztukę celebrowania codziennego życia odziedziczyłam po mojej rodzinie. Mama jest tłumaczem, tata architektem.
Stół kreślarski tata wyciągał i rozkładał na środku salonu. Zapalał kreślarską lampkę, wyjmował linijki, ekierki, rapidografy, gumki i żyletki. Rysował ręcznie. – Uwielbiałam go obserwować. Dzięki temu intymnemu doświadczeniu projektowanie zawsze wydawało mi się czymś bardzo naturalnym. Pamiętam, jak rysował szkice projektów na papierowych serwetkach. Ja mam podobnie, pomysły lubię zapisywać lub szkicować ręcznie na papierze.
Mama i babcia Ani szyły ubrania na miarę lub kupowały w Modzie Polskiej. Często towarzyszyła im w wizytach u krawcowej. Obserwowała z bliska, jak wygląda proces powstawania stroju. Kobiety z jej rodziny uwielbiały naturalne tkaniny: jedwab, wełnę merino, bawełnianą popelinę. Miłość do naturalnych materiałów wyniosła z tych doświadczeń. Celebrowanie życia poprzez ubiór było jej dniem codziennym, wyznaczanym przez następujące po sobie pory roku i wizyty u krawcowej, sąsiadki, która szyła wianki dla zespołu Mazowsze i u której na podłodze rozsypane były koraliki oraz kawałki kolorowych wstążek. Trudno się dziwić, że mała Ania zachwycała się tym wielobarwnym światem, który kontrastował z peerelowską, szarą rzeczywistością. A jednak to właśnie kolor wiosennego błota i jesienny krajobraz pól wpłynęły na jej wrażliwość estetyczną.
Warszawa i Toskania
Obok rodziny to właśnie miejsce, gdzie się urodziła, ukształtowało jej styl. A także podróże, które zawsze kończyły się tu, w punkcie wyjścia. Wychowała się w Śródmieściu, przy ul. Polnej. W charakterystycznej dla Warszawy klinkierowej, przedwojennej kamienicy ze śladami po kulach. Pamiątką po drugiej wojnie światowej. Szkoła podstawowa była blisko, bo na ul. Nowowiejskiej, więc Ania szybko zaczęła chodzić do niej sama. Później uczyła się w liceum im. Stefana Batorego, mieszczącym się na Powiślu. Tam, gdzie dziś znajduje się jej flagowy sklep.
Studiowała w Rzymie i Paryżu, ale jej domem na zawsze pozostała Warszawa. Czy chciała pójść w ślady ojca architekta? Fascynował ją jego świat, jednak uznała, że moda jest tym, co czuje lepiej. Była mniej restrykcyjna, bardziej kreatywna, kobieca i miękka. Zafascynowana językiem włoskim, którego uczyła się w szkole, zaczęła podróżować do Włoch. To doświadczenie też mocno ją ukształtowało. Poszerzyło horyzonty, uwiodło. Zakochała się w temperamencie i wrażliwości południowców. Sama jest do nich podobna, wrażliwa na świat. Rozmawiając z nią, zauważam na jej twarzy całą gamę emocji, zdecydowanie, charakter, ale króluje szeroki uśmiech.
– Bardzo silnie wrosłam w kulturę Włoch, w relacje z moimi przyjaciółmi. Od 16. roku moje życie było równoległe, dzieliło się na to warszawskie i rzymskie. Tak jest do dzisiaj – zaznacza.
Późno dojrzałam
W dzieciństwie nie stroiła lalek. Dużo rysowała, lubiła robić kolaże. Zbierała skrawki materiałów, chusteczek, serwetek. Łączyła je, bawiła się nimi, po dziecięcemu eksperymentowała. Jej świat i zabawy opierały się na rozbudowanej wyobraźni podsycanej peerelowskimi deficytami. Jej „mniej znaczy więcej” ukształtowało się właśnie w tym czasie.
Opowiadając o dojrzewaniu do projektowania, wspomina Georgia Armaniego, zawodowego guru. Pierwszy pokaz, w wieku 40 lat, zorganizował on w swoim mieszkaniu. Ona też tak postanowiła zrobić. Po powrocie ze studiów przygotowała zaproszenia i zawiozła je do redakcji. Pokaz odbył się u niej w domu. Pojawiły się pierwsze jaskółki. Ubrania z kolekcji zostały zaprezentowane w startujących wówczas „Wysokich Obcasach” i w miesięczniku „Glamour”. Tak się zaczęło.
Marka Ania Kuczyńska wykrystalizowała się w pierwszej dekadzie XXI wieku. Po premierowym pokazie sprzedaż odbywała się głównie telefonicznie, a promocja – pocztą pantoflową. Niedługo potem projektantka otworzyła na warszawskim Powiślu swój pierwszy flagowy sklep. To był rok 2007. Media społecznościowe dopiero raczkowały, a sklepy online były abstrakcją, więc butik z witryną wydawał się oczywistym krokiem. Ale już wtedy Ania miała swoją autorską koncepcję przestrzeni.
– Dbałam o to, żeby wystrój często się zmieniał. Zapraszałam do współpracy przyjaciół i artystów. Beata Konarska malowała na ścianach wiersze warszawskich bardów, a Szymon Rogiński robił i pokazywał zdjęcia. To był czas eksperymentów, twórczych poszukiwań, odkrywania DNA marki i dojrzewania. Sklep na Mokotowskiej zapoczątkował markę Ania Kuczyńska taką, jaką dziś znamy – przyznaje projektantka.
W 2010 roku Ania przeniosła swój sklep. Wybrała małą uliczkę w centrum Śródmieścia, z okazałymi XIX-wiecznymi kamienicami. – Mój sklep był pierwszym modowym butikiem na Mokotowskiej, potem przyszli inni – wspomina. – Vis-à-vis, w miejscu dzisiejszego Lukullusa, były warzywniak o wdzięcznej nazwie Fruktus, sklep ze sznurkami i restauracja Przegryź, dziś moja ulubiona – dodaje.
Wkrótce Mokotowska stała się najmodniejszym adresem Warszawy, skupiającym wiele luksusowych marek. Butik był minimalistyczny, z granitową podłogą, lustrem i wieszakami, ale cały czas ewoluował. Ania potrafiła odmienić przestrzeń, wprowadzając magentową kotarę oraz kwiecistą tapetę projektu Olki Osadzińskiej. W witrynach pojawiały się malowane na szybach bazgroły albo egzotyczna roślina. Stałym doświadczeniem podczas wizyty w sklepie był intensywny zapach paczulowy, a także obraz misternie pakowanych zakupów ze srebrnymi wachlarzami, które z czasem zostały wyparte przez ekologiczne, zawsze czarne materiałowe torby wielokrotnego użytku.
Marka organiczna
Czas pandemii przewartościował model funkcjonowania firmy. – Moja marka zawsze była w awangardzie i mam nadzieję, że taka pozostanie. Często podejmowałam decyzje, które były mało komercyjne i oczywiste. Czuję, że obecny czas jest mało stabilny, wymaga od nas przewartościowania zarówno swojego życia prywatnego, jak i zawodowego – tłumaczy projektantka. – Przez zamknięte granice i strach przed nieznanym świat się skurczył. Przestrzeń online, do której postanowiłam przenieść swoją markę, nie ma granic i daje mojej firmie oddech.
Ania zrezygnowała też z projektowania mody sezonowej. Zaczęła tworzyć kolekcje, które zazębiają się swoimi historiami i można je łączyć. Prowadzą ze sobą dialog, uzupełniają się. Wszystkie mają swoje głęboko symboliczne nazwy: Libera, East, Stella, Luna, Gaia itd. Najnowsza kolekcja nazywa się Sole. Jej źródłem jest miłość, słońce i jego symbolika. Konstrukcje nawiązują do organicznych kształtów inspirowanych naturą, do luźnych, sportowych sylwetek lat 80. i 90. oraz do muzyki Michaela Sembella.
Ubranie bywa lustrem
Karolina Sulej, polska reporterka i pisarka zajmująca się antropologią mody, w zbiorze reportaży „Modni. Od Arkadiusa do Zienia” nakreśliła sylwetkę Ani Kuczyńskiej. Obie mają wiele wspólnych poglądów, szczególnie na temat mody. Jak choćby ten, który Sulej zamieściła w wydanej w 2020 roku książce „Rzeczy osobiste. O ludziach i rzeczach w czasach wojny”. Napisała tam: „Ubranie bywa rekwizytem, lustrem, pomocą, przeszkodą, maską, zbroją, manifestacją”. Ania Kuczyńska w rozmowie ze mną potwierdza, że odbiera je podobnie.
Tym sposobem Ania Kuczyńska stworzyła markę wyrazistą i konsekwentną. Nie na przekór masowości, która zdominowała rynek, tylko pomimo. Markę pozostawiającą pole do interpretacji, a przy tym uniwersalną w wyrazie. Zrozumiałą wszędzie, tak jak wszędzie warstwa wizualna jest łatwiejsza do odczytania aniżeli lokalne języki. O modzie opowiada w naszej rozmowie dużo. Podoba mi się, jak często podkreśla, że stara się nie oceniać popularności wyrobów masowych czy rosnącego lekceważenia siły oddziaływania mody, jej znaczenia. Powtarza za to, że odzwierciedla ona nasze czasy. Jest lustrem i trzeba z tym żyć.
Bohaterki
Markę zdefiniowała również silna wewnętrzna potrzeba Ani, by angażować się w inicjatywy prokobiece i proekologiczne i je wspierać. To marka tworzona przez kobiety i dla kobiet. Stąd wzięły się także jej projekty, które wymyśliła i zaczęła realizować trzy lata temu wspólnie z fotografką Alicją Lesiak, zaangażowaną w robienie zdjęć z wydarzeń organizowanych przez Ogólnopolski Strajk Kobiet.
– Do projektów „Solidarnie” (wspierającego Ogólnopolski Strajk Kobiet), „Razem” (będącego refleksją po pandemii) i „Vera” zaprosiłam kobiety, których życiowa energia i niezwykłe pasje inspirują mnie. Wszystkie bohaterki błyszczą kobiecym pięknem i są autentyczne. Na zdjęciach ubrane są zgodnie z własnym stylem, w ważnych dla siebie miejscach na mapie Warszawy.
Karolina Sulej w „Rzeczach osobistych” napisała: „Moda w potocznym postrzeganiu jest fanaberią, ekscesem czasu pokoju i dobrobytu. Tymczasem to, w jaki sposób się ubieramy, dbamy o nasze ciała, jest najbliższym nam, codziennym przeżywaniem kultury”. To zdanie idealnie definiuje – choć sama Ania Kuczyńska ucieka od wszelkich definicji – to, czym jest dla niej moda. I jak jej projekty są postrzegane przez kobiety.
Ania Kuczyńska
Urodziła się w Warszawie. Po ukończeniu liceum im. Stefana Batorego studiowała projektowanie mody w Accademia internazionale d’alta moda e d’arte del costume Koefia, a edukację kontynuowała w École supérieure des arts et techniques de la mode (ESMOD) w Paryżu. W 2000 roku założyła markę Ania Kuczyńska. Pierwszy sklep otworzyła na Powiślu, a 10 lat temu powstał butik przy ul. Mokotowskiej, który zamknęła na początku pandemii. W październiku 2021 roku otworzyła nowy sklep, przy ul. Rozbrat 28/30. Ania Kuczyńska od lat angażuje się w wiele inicjatyw prokobiecych i proekologicznych. Część pieniędzy z zakupów stacjonarnych i online jest przekazywana na zakup roślin cebulowych dla stolicy. Mieszka w Warszawie, gdzie wychowuje 9-letnią córkę Alinę.