To będzie opowieść o szczęśliwej miłości, a także o pewnym fotelu z laminatu. I chociaż mowa o meblu, jego autor, Roman Modzelewski, przez lata bardziej był znany jako artysta niż projektant eksperymentator. Co ważne, nie byłoby o nim dziś tak głośno, gdyby nie jego żona Wera Modzelewska. Prawdziwa dama w starym stylu, która po śmierci męża dba o jego spuściznę, w rozmowie z „Design Alive” ze swadą i lekkością opowiada historię fotela RM58, osadzoną w klimacie powojennej bohemy artystycznej, jak również wspomina swoją romantyczną relację z artystą.
Roman Modzelewski, malarz i wykładowca ASP w Łodzi, to ważna postać środowiska artystycznego od końca wojny po lata 90. Jego projekt fotela RM58 okazał się tak unikatowy, że trafił do ekspozycji muzealnych. Wdrożono go do produkcji, a nazwisko Modzelewskiego stało się ważne dla polskiego i światowego designu. Od 1931 roku studiował na warszawskiej ASP w pracowni malarstwa dekoracyjnego. W 1937 roku wziął udział w ekspozycji polskiego malarstwa na Wystawie Światowej w Paryżu. Eksperymentował z obrazami powidokowymi i analizą efektów optycznych generowanych przez światło słoneczne. Władysław Strzemiński, którego zainteresowania artystyczne dotyczyły podobnych obszarów, nazwał kiedyś styl Modzelewskiego solaryzmem – i tak zostało. Do lat 90. Modzelewski malował abstrakcyjne obrazy reliefowe o kontrastujących fakturach. Po wojnie razem z grupą malarzy i profesorów z warszawskiej ASP założył w Łodzi dzisiejszą Akademię Sztuk Pięknych, z którą związany był przez 37 lat. W latach 1952–1963 pełnił funkcję rektora, a jako wykładowca pracował w niej do lat 80. W Łodzi poznał też swoją żonę, z którą tworzyli bardzo udane małżeństwo, a ona sama chętnie pomagała przy pracy nad meblami. Rozmawiać z Werą Modzelewską to prawdziwy zaszczyt. Ma ona w sobie ten rodzaj elegancji i klasy, jaki już się nie zdarza. Z ochotą dzieli się swoimi wspomnieniami, mówi dużo, barwnie i z humorem.
Historia pewnej miłości
Zerkałam na niego, zawsze był otoczony towarzystwem, przyjaźnił się z Teatrem Nowym w Łodzi. W końcu moja koleżanka powiedziała, że poznała Modzelewskiego: „On jest wariat i ty jesteś wariatka, to ja was wyswatam!”. Odparłam, że nie ma mowy, ale ona podstępem zaprowadziła mnie do niego, mówiąc, że idziemy na parapetówkę do znajomych. I tak się zaczęło, był czerwiec 1965 roku. On akurat za parę dni wyjeżdżał do Sopotu i umówiliśmy się, że ja z koleżanką też tam przyjedziemy na wakacje. Był wtedy taki wspaniały, przedwojenny pociąg, który odcinek Łódź–Gdynia pokonywał w cztery godziny. Przyjechałyśmy, jesteśmy na deptaku, patrzę, a mój Roman idzie zamyślony. Podbiegłam do niego, a on, jak tylko mnie zobaczył, to jak wrzasnął, jak mnie złapał na ręce! Zaczęliśmy się kręcić, że aż ludzie przystanęli, żeby bić nam brawo – wspomina z uśmiechem Wera Modzelewska. – Był ode mnie sporo starszy i miał z tego powodu obiekcje, ale ja ich nigdy nie miałam. Kiedyś obraził się na mnie, bo mi się oświadczył, a ja nie zrozumiałam, że to oświadczyny. Przestaliśmy się spotykać, nie wiedziałam dlaczego. Potem mi powiedział, że był zrozpaczony, ale nie śmiał być nachalny. Kiedy się pobieraliśmy, poprosił, mnie, żebym nie pracowała. Chciał, żebym była żoną czekającą na męża. Bardzo mi się to spodobało i wzruszyło mnie. Nasze życie było bardzo szczęśliwe – opowiada.
Łódzka bohema
Po wojnie Modzelewski wrócił ze Lwowa do zniszczonej po powstaniu Warszawy. Kamienica, w której wcześniej mieszkał, o dziwo ocalała, a w niej wszystkie jego rzeczy, np. metaloplastyka, którą zajmował się przed wojną. Podobne szczęście miały wszystkie jego nagrody ze studiów – przetrwały w dębowej szafie w piwnicy warszawskiej ASP. Razem ze swoimi profesorami wyjechał do Łodzi, gdzie spotkał przyjaciół ze studiów – byli Władysław Strzemiński, Felicjan Kowarski i wielu przedwojennych malarzy. Wspólnie założyli Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych, której rektorem został Leon Ormezowski. Utworzono wydział architektury wnętrz, malarstwo, malarstwo ścienne. Powoli odbudowywano życie artystyczne.
– Było pięknie, ale do czasu, kiedy został narzucony socrealizm. Szkoła miała duże problemy, bo była uznawana za wrogą. To były straszne czasy. Na przykład Strzemińskiego usunięto z uczelni tylko dlatego, że powiedział: „Nie można wprowadzać jednego odgórnie obowiązującego kierunku, bo zubożeje cała sztuka”. I świętą prawdę powiedział, ale za nią właśnie został usunięty. Żył potem w strasznej biedzie. Miał jednak taką swoją kozetkę, którą zachował po tym, jak się rozstał z żoną (artystką Katarzyną Kobro – przyp. red.). Zwierzył się mężowi, że w jednej z nóg mebla ukrył złoto dla córki. Więc jak Strzemińskiego zabrali do szpitala, mąż pognał do niego do mieszkania, żeby ratować posag. Tam już wszystko wyrzucali na zewnątrz, był prokurator i ta kozetka była już na samochodzie, który niestety odjeżdżał – dodaje Wera Modzelewska.
Ekscytacja laminatem
Z nich właśnie częściowo wykonał w 1957 roku prototypy dwóch foteli, aby cztery lata później opatentować ostatecznie model fotela całkowicie wykonany z laminatu. W 1958 roku powstał fotel RM58, jedno z pierwszych w Polsce i na świecie siedzisk wykonanych z laminatu poliestrowo-szklanego. Autorski projekt Modzelewskiego był na wskroś nowoczesny. Do dziś robi wrażenie dzięki nowatorskiej technologii oraz organicznej, wyrazistej formie. Odkrycie laminatu poliestrowo-szklanego podobno tak go ekscytowało, że nie mógł spać.
Uwielbiał eksperymentować z materiałami, próbował, jak sprawdzają się w meblach, bo był nie tylko malarzem i designerem, ale także namiętnym żeglarzem. W 1966 roku rozpoczął budowę pierwszego w Polsce jachtu z tworzywa sztucznego. Na podstawie projektu drewnianej łodzi „Silhouette” wykonał kadłub z epoksydu. Wybudowany w 1967 roku jacht nazwano „Biały”, a rok później zwodowano go w Mikołajkach. Artysta zaprojektował potem jacht z żywicy poliestrowej („Amulet”, zwany też „Legendą Mazur”) oraz jacht morski („Talizman”), który jednak nie został nigdy zrealizowany.
Osobiście robiłam fotele!
Razem z profesorem Tarchalskim, który potrafił robić różne chemiczne masy, zrobili najpierw model fotela z gipsu wzmacnianego płótnem. Jednak nie wyszło tak, jak chcieli. Później zdobył niewielki baniak żywicy epoksydowej, od wojska, i ścinki masy szklanej. Wojsko miało taką tkaninę, której brzegi wyrzucali na śmietnik, bo były bardzo trudne do wykorzystania. Przez Związek Artystów Plastyków mąż dostał cały worek tych ścinków, był zachwycony! Niedługo potem dowiedział się, że bodajże w Pabianicach zaczęto produkować masę szklaną, która była o wiele wydajniejsza, i też udało mu się ją zdobyć. Te jego pierwsze fotele były od spodu otwarte, bardzo lekkie. Pasta Buwi do pielęgnacji podłóg była najlepsza do natłuszczenia formy, a krzemionką zagęszczało się masę. Często wyręczałam męża, osobiście robiłam fotele. Tak! Bo mnie nauczył – podkreśla Wera Modzelewska, po czym dodaje: – Fotele dlatego są takie wygodne, bo Roman wziął sobie do serca wszystko to, co usłyszał, kiedy obwoził Strzemińskiego po fabrykach produkujących meble. Strzemiński zaprojektował dwa wielkie fotele, które można dziś oglądać w Muzeum Sztuki w Łodzi. Siedziska miały z płótna, tak jak leżaki. Usiąść było można, ale już podnieść się – nie za bardzo. W fabrykach stwierdzili, że konstrukcja zagraża strukturze kręgosłupa, i odmówili produkcji, a mąż to bardzo dobrze zapamiętał. Od razu zrobił wersję swojego fotela miękką, prostokątną, tapicerowaną. Potem wymyślił jeszcze jedno siedzisko ze sklejki.
Aprobata Le Corbusiera
Podczas podróży po Europie, którą Modzelewski odbył jako rektor łódzkiej ASP w celu nawiązania stosunków z akademiami sztuki, przez Szwajcarię i Florencję trafił do Paryża. Próbował zdobyć kontakty, wymieniać się twórczo, zapraszać studentów. W Paryżu nowatorskie rozwiązania fotela Modzelewskiego spodobały się samemu Le Corbusierowi, który namawiał go do współpracy i rozpoczęcia produkcji seryjnej mebla. Pomysł kooperacji z Zachodem był jednak w tamtym czasie nie do przyjęcia dla polskich decydentów.
– Le Corbusier miał dostawać materiały i duża część produkcji miała iść na francuski rynek. Mąż próbował namówić władze w Polsce do współpracy między Francją i Polską, ale oczywiście nikogo to nie obchodziło i sprawa upadła – wyjaśnia Wera Modzelewska. – Kiedy w 1957 roku mąż zdobył drugą nagrodę za nowatorstwo na II Ogólnopolskiej Wystawie Architektury Wnętrz w Warszawie, myślał, że uda się nareszcie zacząć produkcję, ale nic podobnego. Wtedy było tak mało wszystkiego, że jak się krzesło złamało, to trzeba było stać godzinami w kolejce pod domem meblowym. Wszyscy mieli jeden jedyny, słusznie obowiązujący kształt fotela. Mąż objechał wszystkie spółdzielnie, które robiły przedmioty z tworzywa, ale nikt nie miał czasu, bo nie nadążali z produkcją tego, co było pilnie potrzebne na rynku.
Nowe życie fotela R58
Projekt nie trafił więc do produkcji w czasach PRL i na ponowne odkrycie musiał poczekać aż do roku 2011. W Muzeum Narodowym w Warszawie zorganizowano wtedy wystawę „Chcemy być nowocześni”. Czerwony i czarny fotel RM58 został świetnie wyeksponowany, zobaczył go Jakub Sobiepanek i napisał o nim pracę na Wydziale Wzornictwa Przemysłowego ASP w Warszawie – o stworzeniu przekrojowej kolekcji polskiego wzornictwa, począwszy od tej Romana Modzelewskiego. Rok później wraz z Krystyną Łuczak-Surówką (z czasem opuściła projekt) i Michałem Wochem powołali do życia markę Vzór i wprowadzili na rynek zjawiskowy fotel R58 Romana Modzelewskiego wykonany z laminatu poliestrowo-szklanego oraz w wersji rotoformowanej z polietylenu.
Sen o Łodzi
Rada Miejska w Łodzi na wniosek Muzeum Miasta Łodzi, Akademii Sztuk Pięknych, Łódź Design Festival oraz Wery Modzelewskiej ustanowiła rok 2022 w Łodzi rokiem Romana Modzelewskiego (w tym roku przypada 110. rocznica urodzin i 25. rocznica śmierci projektanta). Od maja do grudnia 2022 roku w Muzeum Miasta Łodzi prezentowana jest poświęcona mu wyjątkowa, monograficzna wystawa „Sen o Łodzi”.
Roman Modzelewski
Urodził się w 1912 roku na Litwie. Studiował w warszawskiej ASP. W 1937 roku wziął udział w ekspozycji polskiego malarstwa na Wystawie Światowej w Paryżu, a dyplom z malarstwa uzyskał w roku 1946. Po wojnie stał się jednym z założycieli i organizatorów uczelni artystycznej w Łodzi – obecnie Akademii Sztuk Pięknych. Był z nią związany przez 37 lat – jako profesor i pierwszy rektor z wyboru. Eksperymenty z formą i kolorem zainicjowały kierunek określony przez Strzemińskiego jako solaryzm. W 1956 roku wykonał projekt fotela ze sklejki i metalu (RM56). W kolejnym roku na II Ogólnopolskiej Wystawie Architektury Wnętrz w warszawskiej Zachęcie zaprezentował prototyp dwóch foteli tapicerowanych na metalowych nogach (RM57) i krzesła ze sklejki na metalowej konstrukcji. Jego projekty zdobyły II nagrodę Ministra Kultury i Sztuki za „eksperyment – krzesła przy użyciu materiałów zastępczych”. W 1958 roku zaprojektował fotel z laminatu epoksydowego (RM58) – był to pierwszy przykład zastosowania tego tworzywa w Polsce, a także unikatowy w skali światowej przykład takiej formy siedziska. W 1966 roku rozpoczęto budowę pierwszego w Polsce jachtu z epoksydu. Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie posiada w kolekcji jeden z oryginalnych egzemplarzy fotela RM58.