– Plastik może być w porządku. Po prostu trzeba go mądrze używać wiele razy, a nie raz. Musimy przyzwyczaić się się do używania rzeczy wielokrotnie. To jest po prostu szaleństwo, że jesteśmy przyzwyczajeni do wyrzucania ich po jednym użyciu – mówi Magdalena Januszkiewicz, założycielka rewolucyjnego konceptu. Jej warszawska drogeria DOT pokazuje, że można myć butelki po płynach w domu i używać ich ponownie.
Na stołecznym Mokotowie Magdalena Januszkiewicz prowadzi proekologiczny koncept z detergentami, w którym płyny do mycia i prania, żele, czy mydła można kupić w wielorazowych opakowaniach wykonanych w stu procentach z recyklingu , które następnie uzupełnia się ponownie po ich zużyciu.
Ogólnie używanie detergentów nie jest specjalnie ekologiczne…
Jasne, tylko że ja jestem realistką. Fakty są takie, że ludzie je kupują. Najczęściej w sieciówkach, w jednorazowych opakowaniach. Moja idea jest taka, żeby wyjść naprzeciw większości. Niewielki promil społeczeństwa analizuje skład produktów – prawda jest taka, że większość z nas kupuje płyn do zmywania w Rossmanie i trudno znaleźć do tego alternatywę.
Owszem, jeżeli chcemy kupić naturalne, wyprodukowane w odpowiedzialny sposób produkty, mamy już do wyboru różne fajne, ekologiczne sklepy. Można nawet kupić w internecie na wagę w wielki worek składników i samemu w domu robić produkty. Ja zaczynam jednak od podstaw i daję alternatywę dla sieciówki, bo większość z nas właśnie tam robi zakupy. Od początku wiedzieliśmy, że nie będziemy skupiać się na składach i postawiliśmy na najbardziej popularne produkty.
Idea DOT dotyczy głównie problemu jednorazowych opakowań?
Załóżmy, że przychodzę po raz pierwszy do sklepu DOT. Mogę tu nalać sobie płyn ze specjalnej maszyny. Dostaję od was butelkę, czy muszę przyjść z własną?
Nasze umowy obejmują również to, do czego będziemy nalewać produkt. Nie mogę np. wlać go do butelce po napoju – to by było niezgodne z prawem. Butelka musi być odpowiednio oznaczona, mieć etykietę. Aby wprowadzić produkt na rynek producenci musieli zrobić testy kompatybilności opakowania z produktem, sprawdzić, czy nie wchodzi w reakcje. Dlatego my też musimy zadbać o to, aby produkt się nie psuł i był bezpieczny. Z tego względu zakupy można robić do tych butelek, które są dostępne w sklepie – w stu procentach zrobione z recyklingu. Można też przynieść oryginalną butelkę producenta, którego produkty są w naszym sklepie.
Jaki był klucz doboru brandów z którymi współpracujecie?
Bałam się, że jeśli nie zaprosimy do współpracy rozpoznawalnych marek, takich które mają już renomę na rynku, to będzie dla klientów dodatkowa bariera. Dlatego jest u nas na przykład mydło do rąk Joanna.
Oczywiście nie jest najbardziej ekologiczne na świecie, ale klienci bardzo pozytywnie na nie reagują, bo je dobrze znają. Mają poczucie, że skoro ta, znana na rynku marka nam ufa, to oni też mogą. Dzięki temu możemy być skuteczni w zmianie nawyku wyrzucania nadmiernej ilości opakowań, a to jest nasz główny cel. Pokazujemy konsumentom, że można myć butelki po płynach w domu i używać ich ponownie.
A co z opakowaniami, w których wy sami kupujecie produkt?
Irytuje mnie, że w tej chwili odpowiedzialność za produkowanie śmieci jest scedowana na konsumenta. To ja mam się martwić, ja mam wyrzuty sumienia i ja nie śpię po nocach, bo tyle śmieci wyprodukowałam. A koncerny mówią: „sorry, zrobiliśmy co mogliśmy”. W mojej ocenie nie robią wszystkiego, co mogą.
Ok, ale te kanistry są z plastiku?
Tak, ale my nie wyrzucamy ich tak, jak wszyscy po jednym użyciu. Producent mi mówił, że mycie ich się nie opłaca, lepiej kupić nowe. A ostatecznie okazało się, że się opłaca, bo po pierwsze mycie i suszenie wcale nie jest drogie, po drugie odbywa się to w zamkniętym obiegu wody, przy użyciu energooszczędnych maszyn. To ogromna oszczędność, bo tworzywo nie idzie do recyklingu, nie jest przetwarzane w wysokich temperaturach. Odpadem tak naprawdę stają się jedynie korki, bo muszą być jednorazowe.
Problem z plastikiem w dużej mierze wynika z tego, że jest taki tani. Podobnie produkty w sieciówkach mogą być tańsze. Jesteście konkurencyjni cenowo?
Od początku bardzo ważne było dla mnie, żeby nie być kolejnym drogim eko sklepem. Cena jest po prostu rynkowa, taka sama jak w sieciówce. Bardzo tego pilnujemy.
Taki koncept wymaga odrobiny świadomości, no bo przecież można tak jak zawsze iść na zakupy do sieciówki i nie przejmować się myciem butelek. Przychodzą do was ludzie z zacięciem ekologicznym, czy także przypadkowi klienci?
Dla ludzi nadprodukcja śmieci to jest duży i powszechny problem. Teoretycznie o tym wiedziałam, bo robiliśmy badania rynku na wielką skalę, ale w praktyce potwierdziło się to z całą mocą. Przychodzą do nas i mówią: „wow, ale ekstra!” Mogą wreszcie odetchnąć i przestać mieć wyrzuty sumienia.
W różnych innych obszarach rynku są już przecież sensowne alternatywy, np. w kategorii jedzenia. Już wszyscy wiemy, że można iść do sklepy ze swoją torbą, swoim pojemnikiem – to już całkiem fajnie funkcjonuje. Kilka lat temu w kawiarniach nie chcieli nalewać do własnego kubka – teraz są za to nawet zniżki. To samo z branżą odzieżową. Nie ma już wstydu w kupowaniu w drugim obiegu i wszyscy, chyba odczuwamy z tego powodu ulgę.
Wyposażenie sklepu jest spójne z ideą – też króluje plastik.
Nie chciałam krytykować plastiku, bo ostatecznie uważam, że ten materiał jest całkiem w porządku. Po prostu trzeba go mądrze używać – kilka razy, a nie raz. Chciałam, żeby lady i dekoracje na ścianie były zrobione z odpadów. Dzięki temu generalnie wrażenie jest plastikowe i sztuczne, ale drewno kłóci mi się z ekologicznym podejściem. Urządzając to wnętrze nie ścięłam żadnego drzewa.
Nie interesował mnie nowy materiał, nowe drewno, nowe wyprodukowane przedmioty – wolałam coś starego, używanego. Ponieważ pracowałam kiedyś przy organizacji targów wyposażenia wnętrz Warsaw Home, poznałam dużo fajnych ludzi, producentów i bardzo ciekawych projektantów. Wtedy też usłyszałam o materiale EKOply, który ostatecznie został u nas użyty. Powstaje z zanieczyszczonych odpadów plastikowych.
Pewnie nikt nie chciał ich wykorzystać, bo nie spełniały norm?
Pojechałam nawet do Kielc zobaczyć produkcję – to bardzo dziwny materiał: plastyczny, miękki, blaknie od słońca, wygina się, jest nieidealny, dostępny tylko w trzech kolorach. Ale dla mnie to jest w porządku, nie musi przecież być pod linijkę! Każda seria ma trochę inne zabarwienie, co też jest dla mnie ok.
Mamy też w sklepie DOT na przykład sofy obite tkaninami Davis z serii „Grace”, wykonane w 100 proc. z plastikowych butelek pochodzących z recyklingu. To są akurat butelki, których recykling nie chce już kupić. Czyli prawdopodobnie zabrudzone, nie przechodzące testów laboratoryjnych, ta marka je skupuje i robią z nich tkaninę.
Główną rolę we wnętrzu DOT gra jednak maszyna do nalewania produktów.
Jej wnętrze zaprojektowali i wykonali inżynierowie i technolodzy zajmujący się budową maszyn, ale część zewnętrzna była po naszej stronie. Wszystko musiało być zachęcające i łatwe w obsłudze, żeby znowu nie było kolejną barierą. Maszyny wyglądają jak w eksperymentalnym laboratorium w Centrum Nauki Kopernik i są tak samo przyjazne i wygodne dla konsumenta.
W sklepie jest też dużo miejsca, aby móc się spotykać, pogadać organizujemy też w DOT warsztaty np. na temat skutecznej segregacji śmieci w mieście.
Jeżeli tylko ktoś ma ochotę zapytać, dlaczego skąd ten koncept to my bardzo chętnie odpowiadamy. Toczą się ciekawe dyskusje!
W sklepie DOT są do wyboru produkty niewielu marek?
Nie ma ich zbyt dużo, bo wychodzę z założenia, że w sklepach sprzedawane są głównie opakowania. Składy często są podobne, zmienia się jedynie kompozycja zapachowa albo jedynie stężenie procentowe jakiegoś składnika i już można ten produkt sprzedawać pod nową nazwą. U nas jest dość minimalistycznie pod tym względem, żeby pokazać, że tak naprawdę nie potrzebujemy, ani jednorazowych opakowań, ani aż tylu produktów.