– Jeżeli naraz używasz wielu środków architektonicznych zmierzających do jednego celu, działają one jak propaganda. Twoja percepcja jest tak zbombardowana, że zaczynasz wierzyć, że niewielki dom jest duży. Nie wydaje ci się, jesteś tego pewna – mówi Piotr Brzoza, architekt mieszkający na stałe w Bazylei.
W jego portfolio znajdziemy domy i pracownie artystów: Moniki Sosnowskiej, Wilhelma i Anki Sasnal, Pawła Althamera. Wiele lat pracował w studiu architektonicznym Diener & Diener w Bazylei, w 2012 założył wlasną pracownię, a od 2017 prowadzi z Danielem Kissem biuro XM Architects. Niedawno zaprojektował swój własny dom przy Furkastrasse, w którym jak w soczewce skupiają się najważniejsze aspekty, jego unikalnego podejścia do architektury.
Kiedy zdecydowałeś, że będziesz architektem?
Miesiąc po maturze. Wygrałem olimpiadę matematyczną i udało mi się dostać stypendium na studia w Niemczech – mogłem wybrać sobie kierunek. To był moment na decyzję, co naprawdę chciałbym robić w życiu. Pociągały mnie także przymioty humanistyczne, sztuka i to właśnie architektura wydała mi się dobrym sposobem, aby się do nich w jakiś sposób przybliżyć, ale opierając się na bazie zdolności matematycznych. Tak to sobie wykombinowałem.
Czy tak można streścić Twój sposób na uprawianie architektury? Ostatecznie projektujesz m.in. domy i pracownie artystów.
Moja metoda jest w dużej mierze oparta na dedukcji i dość radykalnym pragmatyzmie. Projektuję tak, jakbym rozwiązywał jakiś bardzo skomplikowany problem – tylko tak potrafię. Ma on bardzo dużo zmiennych i przez to nie ma jednoznacznego rozwiązania, jednak droga do niego prowadząca jest bardzo podobna do myślenia matematycznego.
W którymś momencie na studiach zrozumiałem, że jest to potencjał mojego umysłu. Potem konsekwentnie szukałem architektów, którzy pracują podobnie i nie będą mnie łamać albo przyciągać na inną stronę, tylko takich z którymi będę w stanie się identyfikować.
Zwykle student uczy się od mistrza, który go kształtuje. U ciebie było odwrotnie, sam wymyśliłeś swoją metodę pracy i szukałeś kogoś, kto myśli tak, jak ty?
Takiej odwadze sprzyjał fakt, że Akwizgran, w którym studiowałem, leży na granicy z Holandią, a te lata 90. w Holandii to było odrodzenie modernizmu i bardzo analitycznego myślenia o architekturze. Nagle okazało się, że mam dosłownie za płotem cały kraj, który uprawia architekturę za pomocą podobnej metodologii. Po studiach trafiłem do Arno Brandlhubera, niemieckiego architekta, który pracuje bardzo logicznie, używa dedukcji, dochodząc do zupełnie nieoczywistych rezultatów.
Na czym polega ta metoda?
W uproszczeniu można powiedzieć, że szuka się uwarunkowań, które są decydujące dla danego projektu, żeby jak najlepiej działał. Zaczyna się od racjonalnych kwestii, logiki konstrukcyjnej i architektonicznej.
Ok, ale to już było, to jest funkcjonalizm.
No właśnie. Pozostając przy takich zupełnie przyziemnych kwestiach, cofamy się do pomysłów funkcjonalizmu, który jednak wcale dobrze się nie sprawdził. To zbyt banalne, przewidywalne, a rezultaty takiego procesu projektowania są jednak dość rozczarowujące.
Dlaczego tak jest?
Wydaje mi się, że w architekturze tych zmiennych jest dużo więcej. Odsunięcie na bok wszystkiego poza funkcją i konstrukcją kastruje architekturę z całej masy tematów, które od wieków były dla niej ważne. Zamiast pomijać, można więc spróbować je usystematyzować, zracjonalizować i poszukać rozwiązań. Są to kwestie uwarunkowania kulturalnego w danym miejscu, psychologicznego działania pewnych elementów na odbiorcę, geometrii przestrzeni, czy użytych materiałów. Definiując od podstaw cechy materiałów, jakie pasują do danego projektu, można znaleźć zupełnie nieoczywiste odpowiedzi.
Do tego jeszcze dochodzi świadomość kultury budowlanej i tego, co jest siłą ludzi, którzy budują dom w konkretnym miejscu. Określając, czego raczej nie potrafią i będą z tym walczyć, będzie drogo i na końcu „nie wyjdzie” sprawiamy, że architektura staje się trochę bardziej lokalna i przez to prawdziwsza. Pomimo tego że metodologia pracy architekta jest uniwersalna, to wynik końcowy jest zawsze inny, wynika z kontekstu.
Uzależniając się od tego, co potrafi ekipa, nie skazujesz się na zbyt daleko idący kompromis?
To architekt wymyśla projekt, a dopiero potem wybiera wykonawców. Już na początku trzeba jednak wziąć pod uwagę uwarunkowania, np. zrozumieć, jak w praktyce wygląda budowanie w danym kraju.
Dziś można oczywiście zaplanować taką architekturę wszędzie, zamówić trawę w kontenerach, przywieźć ekipę, która potrafi to robić, albo zlecić lokalnym wykonawcom, żeby mimo wszystko projekt wykonali. Problem polega jednak na tym, że jeżeli tych wymuszeń jest dużo, to one czasami sobie przeczą, czasami się nakładają i wychodzą rzeczy dziwne.
Czyli projektując, nie zakładasz jakiegoś konkretnego celu, tylko wyznaczasz priorytety i rozpoczynasz proces rozwiązywania zadania?
Cel jest oczywiście taki, żeby znaleźć odpowiedź na tezy, które sobie postawiliśmy na początku. Wiedząc, że to się nigdy w pełni nie uda, chyba że damy sobie przestrzeń na sprzeczności.
Jakie tezy towarzyszyły zadaniu projektowemu pt. „Twój własny dom w Bazylei”?
Ważnym tematem była wielkość działki: na 5,5 m szerokości, 12 m głębokości trzeba było uporządkować układ domu. W istniejącej tu zabudowie domy są ciasne, a wyglądają na jeszcze ciaśniejsze. Jak więc rozegrać tę przestrzeń, aby w tak wąskim miejscu i przy całym obwarowaniu prawa budowlanego tej przestrzeni było więcej? Wiedząc o tym, że żadną siłą nie będzie jej tu szczególnie dużo, można spróbować, aby nasza percepcja mówiła, że jest jej dwa razy tyle.
W waszym domowym biurze i bibliotece jest to szczególnie widoczne.
Pomieszczenie, które ma wielkość schowka – duże okno i ponadstandardowa wysokość sprawiają jednak, że wydaje się kilka razy większe. Jest to dość oczywisty repertuar zabiegów architektonicznych, ale zabawa polega na tym, że jeżeli używasz naraz wielu środków architektonicznych zmierzających do jednego celu, one działają jak propaganda. Twoja percepcja jest tak zbombardowana, że zaczynasz wierzyć, że ten dom jest duży. Nie wydaje ci się, jesteś pewna.
Zdradź nam, jakie jeszcze środki architektoniczne zostały tu użyte.
Choćby gra wysokością stropów, które wszędzie są tak naprawdę standardowe, mają dwa i pół metra, ale przez to, że otwierają się przy schodach i przy elewacji, jest poczucie, że wszystkie są ultra wysokie. Sposób otwierania fasady to jest z kolei temat, na który spojrzałem z dwóch stron. Jest to powierzchnia kontaktu ze światem zewnętrznym, ale z drugiej strony jest to też kompozycja graficzna. W tym wypadku zastanawiałem się, w jaki sposób ten dom pożenić z sąsiadującą zabudową.
Kolejna rzecz to wybór materiałów, definiowanie, jakie mają mieć właściwości. Szukaliśmy materiału, który jest trwalszy niż tynk i nie wymaga ciągłego chodzenia wokół niego. Stanęło na ceramice, którą sprowadziliśmy z Japonii.
Czy projektując dla siebie, podszedłeś do tego inaczej? Spełniłeś marzenia? Nie było klientów, których trzeba do wszystkiego przekonywać.
Myślę, że ja zasadniczo nie potrafię projektować dla siebie. Gdybym miał zaprojektować dla siebie dom, to do dzisiaj bym go nie narysował. W tej metodzie dedukcyjnego dochodzenia do rozwiązań ważnym elementem jest dialog z zamawiającym, jedną ze zmiennych jest osoba, która ma tu mieszkać. Prowadzenie tego dialogu z samym sobą to przynajmniej dla mnie trochę schizofrenia.
Właściwie to, tutaj też miałeś klientkę – twoją żonę Monikę.
Tak, świadomie przyjęliśmy takie role. Zupełnie przypadkiem kupiliśmy ten dom, który był zresztą ruderą. W Bazylei jest takie ciśnienie na rynku, że mieliśmy dwa dni na podjęcie decyzji. Wiedziałem, że aby to zadziałało z mojej strony, to potrzebuję vis-à-vis, Monika zagra klienta – ja architekta i możemy się w to bawić. W tym momencie będzie to dla mnie zadanie, jak każde inne.
Ale miałeś chyba także swoje życzenia, jakiś własny element w tym równaniu?
Tak naprawdę mój jest jego wynik. Sposób w jaki zostało rozwiązane to równanie. Klient dostarcza zmiennych. Sposób, w jaki wszystkie wytyczne zostały zmiksowane, to jest mój element układanki. Kiedy jestem przekonany o tym, że to jest najlepsza z możliwych odpowiedzi, na koniec robię się uparty, bo wiem, że każda inna będzie gorsza.
Rodzina jest zadowolona z wyniku?
Moja córka studiuje architekturę, ale z nią nie prowadziłem dyskusji o projekcie. Nie dlatego, że ona myśli, że można by to zrobić inaczej.
W momencie, kiedy stwierdziliśmy, że nie opłaca się go remontować, ją ten projekt przestał obchodzić. Oni wchodzą w ten zawód z takim totalnym nastawieniem. Budowanie willi to drogi przywilej, absurdalny w kontekście wyzwań współczesnego świata.
A czy nie jest tak, że ty rozwiązujesz problemy, przesuwając elementy równania, a ona chce rozwiązywać problemy faktyczne, prawdziwe?
Czyli robi dokładnie to, co ja całe życie chciałem robić, tylko jakby poszerza pole? Chcę wierzyć, że jeżeli cała generacja młodych architektów wejdzie z takim podejściem, to zacznie się coś zmieniać. Potrzeba oczywiście zmiany świadomości wśród klientów i inwestorów, to jest proces, ale im więcej radykalnego nastawienia, tym szybciej będzie on postępował. Architektura dla uchodźców, dla katastrof ekologicznych, jak adaptować i zachowywać, przekształcać, ratować rzeczy, które są brzydkie. W skrócie, jak czynić naszą rzeczywistość lepszą, czyli w tym sensie dokładnie to samo myślenie, jakie miało moje pokolenie – tylko zasady gry bardziej bezwzględne wobec samych siebie.
Co dzisiaj, z całym twoim doświadczeniem, jest dla Ciebie szczególnie ważne w projektowaniu?
Można o tym opowiedzieć na przykładzie projektu naszego domu. Próbowałem znaleźć jakąś poetykę, coś, co ten dom wyróżni, ale bez napięcia. W architekturze bardzo mnie interesuje poruszanie się właśnie w takiej szarej codzienności i znajdywanie w niej unikalnych wątków, momentów, które mają w sobie poezję.
Poezję nieostentacyjną i wymagającą uważności.
Efekciarstwo jest przede wszystkim szkodliwe. Aby realizacja architektoniczna miała pozytywny wpływ na rzeczywistość zarówno tych ludzi, którzy ją zamówili, jak i ludzi mieszkających wokoło, nie może być zupełnie odklejona.
I to nie ze względu na trwałość fizyczną materiału, tylko trwałość myśli i jakości, która w nich zostanie. Dlatego nie mam wyrzutów sumienia, że zbudowaliśmy nowy dom, wiem, że będzie się bronił wystarczająco długo.
Piotr Brzoza
Rocznik 1975. Absolwent architektury na RWTH w Aachen. W 2012 założył własną pracownię, a od 2017 prowadzi z Danielem Kissem biuro XM Architects. Międzynarodowe doświadczenie w architekturze od 2000 roku zdobywał m.in., jako wieloletni menadżer projektów w Diener & Diener w Bazylei. Jego prace zostały docenione nagrodami architektonicznymi i były nominowane do nagrody Miesa van der Rohe w 2010 roku. Pracownia XM Architects oferuje strategiczne rozwiązania złożonych zagadnień przestrzennych – od skali miasta po detale architektoniczne. W symbiotycznym, oszczędzającym zasoby ekosystemie między ludźmi a środowiskiem architekci tworzą wysokiej jakości przestrzenie życiowe. Procesom transformacji poświęcają tyle samo uwagi, co stanom końcowym. Działają transdyscyplinarnie, ich koncepcje opierają się na wytycznych z zakresu architektury i technologii, społeczeństwa i kultury, krajobrazu i ekologii, prawa i ekonomii.