Projektant z misją

– Uczciwość w designie to obowiązek twórcy, a realizacja projektu jest jego odpowiedzialnością – mówi Tomasz Rudkiewicz, projektant, którego lampy Reflex stały się ikonami polskiego designu, rozświetlając szare wnętrza PRL-u.

Zaprojektowane w latach 80., stanowiły odpowiedź na społeczne potrzeby, łącząc estetykę z funkcjonalnością i radością życia. Dzięki prostym formom, odważnym kolorom oraz nowatorskiemu podejściu, lampy Reflex na stałe wpisały się w polską kulturę materialną tamtych lat. Po ponad czterech dekadach powróciły – odświeżone, lecz wierne swojej pierwotnej formie. To dobry moment, by spojrzeć wstecz na początki kariery Tomasza Rudkiewicza, wyzwania projektowe i wartości, które przyświecały jego pracy.

Rudkiewicz, absolwent Politechniki Warszawskiej i Akademii Sztuk Pięknych, czerpał inspiracje z kontrastów między szarym krajobrazem Polski Ludowej a tętniącym życiem Zachodnim Berlinem. To tam doznał „iluminacji”, która dała początek idei stworzenia lamp niosących nadzieję na lepsze jutro. Reflexy nie tylko rozświetlały przestrzenie, ale także stały się symbolem światła i optymizmu w trudnych czasach.

Magazyn Design Alive

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

ZAMAWIAM

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

NR 13/2024 WYDANIE SPECJALNE

Co zadecydowało o wyborze designu jako drogi zawodowej?

Tomasz Rudkiewicz: – Skończyłem Mechanikę Precyzyjną na politechnice – trudne studia, pełne matematyki wyższej i wymagających przedmiotów. Nocne przygotowania do egzaminów i presja, by nie wylecieć, jeśli coś pójdzie nie tak, były codziennością. Jednak czułem, że to za mało. Zawsze chciałem być pilotem oblatywaczem, ale przez daltonizm musiałem zrezygnować z tego marzenia.

Zauważyłem, że mam wyjątkowe zdolności przestrzenne – geometria wykreślna była dla mnie czymś naturalnym, podczas gdy inni uczyli się jej na pamięć. W pewnym momencie postanowiłem pójść na Wydział Wzornictwa ASP i zapytać, czy inżynier może się tam odnaleźć. Spotkałem profesora Lecha Tomaszewskiego, inicjatora powstania wydziału, który sam był inżynierem. Powiedział mi: „Potrzebni nam są tacy inżynierowie, którzy chcą czegoś więcej”. Te słowa mnie zainspirowały. Na ASP dostałem się z trzecią lokatą, a wzornictwo stało się moim życiem. Od tamtej pory traktuję design bardzo poważnie, dążąc do tego, by moje projekty miały głębokie znaczenie.

Co było największym wyzwaniem przy projektowaniu lamp Reflex w latach 80.?

Moje lampy miały jedno kluczowe zadanie – wnieść światło do codzienności. Na początku lat 80., wracając z szarej i niedoświetlonej Warszawy do Berlina Zachodniego, doznałem prawdziwej iluminacji. Berlin mienił się kolorami, radością i światłem.

Zrozumiałem, że chcę projektować lampy – symbolizujące światło, nadzieję i wolność.

Największym wyzwaniem było zrealizowanie minimalistycznych projektów, które stworzyłem po powrocie z Berlina. Zamiast współpracować z dużym państwowym zakładem, podjąłem ryzyko i zrealizowałem projekt z młodym rzemieślnikiem, też inżynierem. W tamtych czasach wymagało to ogromnej odwagi i wyobraźni. Lampy Reflex odniosły ogromny sukces – były kupowane przez artystów, architektów, a nawet przedstawicieli Komitetu Centralnego. Trafiły zarówno do elit, jak i pod strzechy.

Jakie emocje towarzyszyły Panu, gdy po 40 latach przywrócił Pan lampy Reflex do produkcji?

Pewnego dnia, jadąc przez Warszawę, pomyślałem: „Zróbmy te lampy jeszcze raz”. Gdy ruszyła produkcja, zobaczyłem, że lampy się nie zestarzały. Wszystkim się podobały, co było dla mnie zaskakujące, bo z bliska często nie widzę pełnego potencjału swoich projektów. Dopiero reakcje innych utwierdziły mnie w przekonaniu, że te lampy wciąż mają sens, nawet po latach.

Jakie wartości są dla Pana najważniejsze w projektowaniu? Jakie cechy powinien mieć dobrze zaprojektowany produkt?

Z rezerwą podchodzę do słowa „design”. Jeszcze większą irytację budzi we mnie podział na „soft design” i „hard design”.  Jest jeden design a to słowo znaczy wzór. Prawdziwy, uczciwy design to tworzenie wzoru wyrobu przeznaczonego do powielania i seryjnej produkcji. To proces, który buduje kulturę – materialną kulturę społeczeństwa, wspólnie doświadczającego tego samego języka, systemu edukacji, klimatu czy krajobrazu.

Istnieje design skandynawski i włoski, z całym bogactwem znaczeń i tradycji, które definiują te społeczeństwa. Dobry produkt musi wynikać z uczciwego procesu – z przemyślenia, co zostanie użyte, i dlaczego. Skandynawski design wyraża hart, solidarność, racjonalną użytkowość i harmonię z naturą. Włoski projektant, z kolei, zmaga się z wyzwaniem powściągliwego czerpania z ogromu swojej artystycznej spuścizny.

Dobry projekt powinien być estetyczny, funkcjonalny i zakorzeniony w wartościach – przejściem między tym, co wiem i czuję, a tym, co tworzę. Ale co najważniejsze, musi być uczciwy. Uczciwość w designie to obowiązek twórcy, a realizacja projektu jest jego odpowiedzialnością.

Czy w projektowaniu ważniejsza jest dla Pana funkcjonalność czy estetyka? Jak znajduje Pan między nimi równowagę?

Najważniejszy jest specjalny wdzięk. Design jest sztuką a w sztuce jest nieuchwytny matematycznie zbiór poezji, niedopowiedzenia i jakiejś jednej prawdy, do której prowadzi dominująca siła. Wierzę w taką przewodnią drogę.

Jak ocenia Pan rozwój designu w Polsce w ostatnich dekadach? Czy widzi Pan cechy wyróżniające polskich projektantów?

Polski design rozwija się dynamicznie. Uwolnienie od opresji komunizmu dało projektantom przestrzeń do kreatywności i rozwoju. Mamy świetne wykształcenie i coraz więcej projektantów zdobywa doświadczenie za granicą.

Polacy mają wyjątkową cechę – umiejętność twórczego rozwiązywania problemów, co jest naszą siłą na arenie międzynarodowej.

Jak zmieniało się Pana podejście do projektowania na przestrzeni lat? Czy są zasady, które towarzyszyły Panu od początku kariery?
Moje podejście do projektowania zmieniało się dynamicznie – jak w kalejdoskopie. Początki przypadły na czas komunizmu, który obserwowałem z nadzieją na jego koniec. Wraz z rodziną wyjechałem do Finlandii, gdzie rozpocząłem nowy etap zawodowy. Od 1986 roku pracowałem jako designer w jednej z największych fińskich firm projektowych. To właśnie tam nauczyłem się projektowania 3D oraz poznałem zachodnie podejście do designu. W Finlandii miałem także okazję współpracować z cenionymi projektantami i tworzyć projekty dla Nokii, w tym pierwszy telefon GSM tej marki na rynek europejski.

Powrót do Polski w latach 90. oznaczał dla mnie misję – chciałem wprowadzić fińskie standardy do polskiego designu. W 1999 roku zostałem zaproszony do współpracy przez prezesa firmy Amica. Wspólnie z zespołem stworzyliśmy NC.ART – studio projektowe oparte na nowoczesnych technologiach, które projektowało sprzęty AGD, pociągi, tramwaje oraz elektronikę. Te doświadczenia pozwoliły mi na późniejsze wykorzystanie wiedzy w projektowaniu dla polskiego przemysłu oświetleniowego.

A zasady?
Zawsze kieruję się jedną, niezmienną zasadą: poszukiwanie wyższego sensu. To wartości, które przekazała mi moja mama Franciszka – naukowiec i osoba wierząca w znaczenie edukacji, poznania i wyższych idei ponad dobra materialne.

Co uważa Pan za swój największy sukces zawodowy i dlaczego?
Największym sukcesem było dla mnie to, że nasze projekty były realizowane. Nie odpuszczałem – to dlatego!

Nawet w komunizmie udało się nam z Bartkiem Pniewskim zdobyć w roku 1981 wyróżnienie Gute Industrie Form za design lamp Polam-Wilkasy. Nie pierwsza nagroda, ale prawdziwe wyróżnienie międzynarodowego jury za prawidłowy design w przaśnym wtedy polskim wydaniu.

Czy jest projekt, którego nie udało się zrealizować i Pan tego żałuje?
Tak. Wierzyłem, że w wolnej Polsce uda nam się stworzyć wspólną wizję nowego polskiego designu. Urządzimy się w wolnym kraju tak, żeby było bezpiecznie, wygodnie i estetycznie. W 2006 roku byłem kuratorem wystawy „Design, jaki mamy i jakiego potrzebujemy”, która była ogromnym sukcesem. Pokazała potencjał polskiego designu – od tramwajów i pociągów, przez jachty, meble, po lampy – oraz zaangażowanie projektantów i producentów. Wystawa uruchomiła poważne dyskusje w prasie i w telewizji, była również pokazana w Pradze i Genewie. Mimo to, nie udało się utrzymać tej wspólnej energii na dłuższą metę.

Dziś widzę, że polski design stoi przed nowym wyzwaniem – musi odpowiedzieć na potrzeby obrony i bezpieczeństwa. Profesjonalne wzornictwo przemysłowe może odegrać kluczową rolę w budowaniu nowoczesnych systemów bezpieczeństwa. To szansa na integrację społeczeństwa i umocnienie pozycji polskiego designu.

Jakie wyzwania widzi Pan dla TAR i polskiego designu w przyszłości?
Wierzę w dynamiczny rozwój polskiego designu, ponieważ Polacy, zarówno w kraju, jak i za granicą, chcą go wspierać. W 2014 roku do zespołu TAR dołączyła moja córka, Weronika Rudkiewicz-Mitchell. Dzięki jej pomysłom, zaangażowaniu oraz doświadczeniu zdobytemu za granicą, marka TAR rozwija się i szuka nowych ścieżek. Przyszłość to poszukiwanie nowego światła – w przenośni i dosłownie.

Tomasz Rudkiewicz

Tomasz Rudkiewicz

Rocznik 1948. Projektant form przemysłowych. Wyróżniony tytułem Projektanta Roku 2007 przez Instytut Wzornictwa w Warszawie. Założyciel pracowni wzornictwa przemysłowego NC.ART (1991 r.), która w latach przełomu po końcu komunizmu w Polsce wykonywała projekty wzornicze dla polskiego przemysłu, w tym projekty pociągów, kas fiskalnych, artykułów AGD. Założyciel TAR (2015 r.) marki projektującej i produkującej lampy. Tomasz Rudkiewicz projektuje lampy od początku lat 80. W 1981 roku jako współautor systemu lamp Polam Wilkasy otrzymał wyróżnienie IF Gute Industrie Form. Było to pierwsze w historii wyróżnienie IF dla polskiego produktu za dobre wzornictwo. W 1986 roku Tomasz Rudkiewicz przeprowadził się do Finlandii, gdzie pracował w Ed-Design, największym wówczas studiu projektowym w Skandynawii, projektując m.in. pierwsze telefony Nokii. Dziś mieszkając na stałe w obu krajach, Polsce i Finlandii, skupił się na poszukiwaniach nowych rozwiązań projektowych lamp i oświetlenia pod marką TAR.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Piękne i ponadczasowe

Lampy Reflex

Warszawa | 30 maja 2017

Modne w PRL, modne dziś. Ponadczasowe.