– Moje prace sytuują się gdzieś pomiędzy rzeczywistością a fantazją. Celem nie jest dla mnie kopiowanie rzeczywistości, tylko dodawanie do niej czegoś specjalnego, czegoś, co w świecie rzeczywistym nie byłoby możliwe. Od 10 lat wciąż to eksploruję – mówi Ada Sokół, artystka, specjalistka od kreacji w 3D.
Od 10 lat próbuje łamać stereotypy – zarówno te dotyczące przekonania, że cyfrowe obrazy nie są sztuką, jak i te sugerujące, że kobieta nie zna się na zaawansowanej technologii i nie może samodzielnie tworzyć studia 3D.
Spotykamy się w warszawskim barze Rascal. W upalne, wakacyjne południe karmelowe flat white kusi osy, a w ogródku przy stolikach słychać kilka różnych języków. Kosmopolityczna atmosfera jest dobrym tłem do rozmowy z Adą Sokół, która dekadę temu wyjechała do Londynu. Mieszkała również w Paryżu i Sztokholmie, aby dwa lata temu wrócić do Polski jako uznana artystka cyfrowa specjalizująca się w kreacji 3D. Ma na koncie współpracę z wielkimi światowymi markami, a jej unikalne komercyjne projekty (choćby dla Maybacha czy Prady) budzą respekt.
W naszej rozmowie skupimy się jednak na indywidualnych, autorskich pracach, które coraz bardziej zmierzają w stronę świata sztuki. I to z coraz większym impetem – w tym roku Ada otwiera swoją pierwszą solową wystawę. W Seulu!
Manipulujesz naturą za pomocą cyfrowych narzędzi. Brzmi poważnie. Jak byś siebie nazwała? Jesteś cyfrowym demiurgiem, albo raczej – demiurżką?
Coś w tym jest, ale demiurg kojarzy mi się jednak z ogromną odpowiedzialnością. A ja te swoje fantastyczne światy na początku tworzyłam głównie dla siebie. Dopiero później przeniosło się to na szerszą publikę.
Nie zaczęło się to całkiem znikąd. Twoi rodzice są architektami, tata zajmuje się m.in. renderingiem – miałaś skąd czerpać wiedzę.
Rodzice od zawsze mobilizowali mnie, żebym rysowała, i zaszczepili we mnie miłość do natury, ale tata uczył mnie także obsługi komputera. Kiedy byłam nastolatką, zaczęłam interesować się modą. Miałam zakusy, żeby pójść w tę stronę, jednak po pół roku studiów okazało się, że bycie projektantką to zupełnie nie moja bajka.
Znalazłaś wówczas lukę – nikt nie robił jeszcze reklam modowych w 3D.
Uznałam, że chcę połączyć swoje modowe fascynacje z cyfrowymi umiejętnościami. Oglądałam piękne sesje still life w magazynach i zastanawiałam się, czy będę w stanie odtworzyć je w 3D. Od tego się rozpoczęło. Następnie zaczęłam dodawać do swoich prac wątek natury i tak wyklarował się mój styl.
Jak powstają Twoje prace? Na czym to polega technicznie?
Ludzie często mylą 3D z AI, a są to zupełnie różne techniki! W 3D wszystko musi być wymodelowane. W naszym studiu tworzymy rzeczywistość od podstaw, konstruujemy każdy obiekt, który nazywamy modelem. Jeżeli chcemy pokazać ćmę, która siedzi na drzewie, a na tym drzewie są liście, musimy stworzyć każdą najmniejszą część tego obrazu – model ćmy, model drzewa i nawet modele liści. Do tego trzeba dodać tekstury obiektów, które mogą być całkiem fantastyczne, np. owad może być zbudowany z elementów ze skórki owocu. Upraszczając, przypomina to rzeźbienie w bryle, tyle że w cyfrowym środowisku. Nic nie dzieje się tu samo.
Wytłumacz mi, po co to robić, skoro można po prostu ustawić set i zrobić zdjęcie.
Nie do końca. Pandemia pokazała, że fotografowie potrzebują studia, dobrego światła i całej drużyny, a nie było to wtedy możliwe. Poza tym ciężko jest oblewać biżuterię prawdziwą lawą albo pokryć samochód tysiącem motyli. Wiadomo, że możemy zrobić proste zdjęcie jakiegoś obiektu na białym tle albo na tle drzew, ale w świecie rzeczywistym trudno o fantastyczne efekty. Dużo łatwiej zrobić je w 3D. Moje prace sytuują się gdzieś pomiędzy rzeczywistością a fantazją.
Ważną rolę gra w tym Twoja fascynacja naturą i zwierzętami.
Fascynuje mnie to, że mogę wymyślać własne gatunki. Mogę je wyhodować w swojej przestrzeni 3D i zrobić to jak najbardziej realistycznie, tak aby ludzie uwierzyli, że one naprawdę istnieją. A jednak jest to mój gatunek i wygląda dokładnie tak, jak chciałam.
To musi być fantastyczne poczucie sprawczości. Na początku jednak musiałaś w zasadzie ukrywać, kim w ogóle jesteś w branży…
Ukrywałam, że jestem młodą kobietą z Polski, bo okazało się, że to nie pomaga. Zresztą ludzie nie chcieli uwierzyć, że wszystko robię samodzielnie, nikt nie chciał ze mną pracować.
Zaawansowane komputerowe umiejętności miały być raczej domeną mężczyzn?
Wiadomo, że od kiedy mam studio, jestem bardziej skupiona na kreacji i zarządzaniu zespołem, ale i tak cały czas pracuję w 3D. Jestem poniekąd nerdem komputerowym i nigdy bym nie chciała od tego odejść.
To rzadko spotykane, ale Ty sama sobie wymyśliłaś zawód.
Rzeczywiście wszystko wyniknęło z prawdziwej pasji, ale nie mogę też pominąć kwestii ogromnej motywacji, aby znaleźć swoje miejsce. Nie skończyłam studiów i byłam przerażona tym, co ze mną będzie. Miałam więc bardzo dużą presję, żeby to wyszło. Każdą wolną chwilę spędzałam nad tym, żeby się uczyć programów 3D. Myślę, że bez tej wiary nie wydarzyłoby się to wszystko.
Kiedy pierwszy raz naprawdę poczułaś, że miałaś rację, że się udało?
Kiedy przypadkowo natknęłam się na swoją kampanię Nike. W dniu moich urodzin spacerowałam z przyjaciółmi po Paryżu, nagle zobaczyliśmy, że moje prace są wydrukowane na trzymetrowych banerach. To niesamowite uczucie. Pracowałam wtedy, siedząc w domu, w piżamie przy komputerze. Niby wiedziałam, że to projekt dla dużej marki, ale dopiero kiedy zobaczyłam efekt, dotarła do mnie skala tego zlecenia.
Od tamtej pory współpracowałaś z wieloma dużymi markami: Mercedes-Benz, Prada, Nike, Louis Vuitton, Apple. Jak się pracuje z takimi tuzami?
To jest trudna droga, ale daje satysfakcję i nie będę ukrywała, że otworzyła przede mną dużo możliwości. Bez tych współprac nie byłabym w stanie utrzymać siebie ani stworzyć swojego studia. Dziś jestem w miejscu, w którym czuję, że marki mają do mnie szacunek i dają mi sporo kreatywnej wolności. W tym roku ukazał się chociażby nasz projekt z Maybachem, w którym miałam jej sto procent. Dał mi on ogrom satysfakcji i bardzo się cieszę, że dzięki takim zleceniom mogę dać ludziom pracę i stworzyć możliwości innego startu niż mój. Nie będę jednak ukrywała, że po 10 latach pracy komercyjnej zaczynam odważniej iść w stronę artystyczną.
Zdradzisz swoje plany?
Jeszcze w tym roku odbędzie się moja pierwsza solowa wystawa w Seulu. Mam nadzieję, że otworzy mi to trochę inne drzwi niż dotychczas.
Zauważyłam, że w mediach Twoja kariera często jest definiowana poprzez to, z jakimi markami pracowałaś.
A to nigdy nie był mój cel. Zawsze bardziej zwracałam się ku sztuce. Oczywiście jestem bardzo wdzięczna za to, że to wszystko się wydarzyło. Nigdy sobie nie wyobrażałam, że będę pracowała dla kultowych marek, ale nie jest to cała opowieść o mnie. Powoli się otwieram i pokazuję też swoje rysunki, które udowadniają, że mój proces tworzenia ma też organiczny i analogowy aspekt.
Myślę, że doszłaś już do takiego momentu, że masz do zaoferowania bardzo autorską, unikalną wizję, a marki po prostu chcą z niej skorzystać.
Zgadzam się i myślę, że w czasach sztucznej inteligencji to właśnie ten ludzki, artystyczny pierwiastek staje się największym luksusem.
Jak myślisz, jak AI wpłynie na naszą przyszłość?
Odkąd zaczął się boom na programy, które generują obrazy, internet został zalany bardzo złą sztuką, albo czymś, co jest nazywane sztuką. Dla mnie sztuka to rzemiosło, koncept i emocje. Bez tego mamy jedynie produkt, a jeżeli ktoś tego nie odróżnia i nie docenia…
Właśnie tutaj tkwi największe zagrożenie – ludzie powoli przestają dysponować narzędziami, aby dostrzec różnicę.
Mamy przecież gigantyczny problem z fake newsami. Wśród współczesnych teoretyków pada stwierdzenie, że płacenie za media jest gwarancją rzetelnego źródła informacji. Zgadzam się z nim i uważam, że dotyczy to także sztuk wizualnych i dawania możliwości artystom.
Żyjemy w pędzie, wszystko coraz bardziej przyspiesza, mamy tymczasowe domy, ludzie decydują się na tymczasowe relacje. Z moich obserwacji wynika, że niewiele osób w moim wieku chce budować coś istotnego i długoterminowego. To jest płynięcie po powierzchni i odcinanie się od własnych emocji, a te są dla mnie niezwykle ważne.
A skoro jesteśmy przy relacjach – masz już za sobą czasy, kiedy pracowałaś nad wszystkim sama. Otworzyłaś w Warszawie studio, masz swój zespół, w którym podobno są same dziewczyny.
Wszyscy mnie o to pytają, a to absolutnie nie jest tak, że nie zatrudniam mężczyzn. Przyjmowałyśmy ich, tylko oni nie za bardzo potrafili się z nami odnaleźć. Być może nie byli fanami sytuacji, w której to kobieta jest szefową. Natomiast rzeczywiście tworzymy w studiu zgrany team, łączą nas nie tylko zawodowe, lecz także przyjacielskie relacje. Mogę powiedzieć, że w swoim studiu czuję się jak w małym, wspierającym plemieniu, które daje siłę i radość. Nie wyobrażam sobie stresującej pracy dla wielkich marek, jeśli my też miałybyśmy korporacyjną, hierarchiczną strukturę na co dzień. Nie dałybyśmy rady.
Wygląda na to, że to bardzo żmudna praca, wymagająca czasu, niekiedy miesięcy.
Oczywiście zależy od projektu – gdybym była sama, trwałoby to znacznie dłużej. Mam umiejętności z różnych dziedzin, nie jestem monospecjalistką. Dziedzina projektowania 3D ma różne zakresy działalności – są osoby, które robią modele, inne pracują nad wykończeniem, zajmują się światłem i cieniem. Zazwyczaj jednak w studiu to ja jestem tą osobą, która mówi: „Dobrze, to ten element musi być przesunięty, a tutaj dodamy jeszcze jeden cień i zmienimy kolor”.
Aby przyspieszyć proces pracy, można korzystać z usług farm renderujących. Co to takiego?
To płatna usługa. Można wysłać projekt na farmę, gdzie jest wiele połączonych komputerów, dzięki którym proces renderingu staje się o wiele szybszy. To, co jednemu komputerowi zajmie miesiąc i wyłączy go na ten czas z użytkowania, na farmie potrwa kilka godzin. Dobre komputery do renderowania są kosztowne i – zwłaszcza na początku kariery – łatwiej jest korzystać z takiego rozwiązania.
Twoje prace są magiczne, efemeryczne, ulotne. To coś, co definiuje Cię na przyszłość, czy może niedługo będziesz miała ochotę na zupełnie odmienny styl – minimalistyczny?
Jestem bardzo stała w swoich wyborach estetycznych i nigdy ich nie kalkulowałam.
Znam ludzi, którzy są świetni technicznie, ale nie mają swojego stylu – to dosyć duży problem, zwłaszcza w kontekście coraz popularniejszej AI. Specjalistów wykonawczych da się zastąpić, dziś trzeba oferować coś więcej. Oczywiście chcę się rozwijać technicznie, żeby moje prace były coraz lepsze, sceny coraz większe, animacje coraz dłuższe (i pełne coraz bardziej rozwiniętych form), ale nie miałoby to sensu bez tego specyficznego klimatu i autorskiej wizji.
Właśnie dzięki tej unikalnej wizji to, co robisz, jest sztuką 3D. Czy to jest kierunek, w jakim chcesz się rozwijać?
W tym roku odbędzie się moja pierwsza solowa wystawa i myślę, że będzie to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam. Pokażę nowe prace i nie będą to tylko animacje; zaprojektowałam wszystko – od pomieszczeń po kolory i rozmieszczenie wszystkich elementów. Będzie też dużo fizycznych obiektów.
Twój bajkowy świat przechodzi powoli do realu?
Trochę tak. Przenoszę to, co tworzyłam w światach nierzeczywistych, do rzeczywistości. Bardzo się z tego cieszę. Pokażę po raz pierwszy w tak dużej skali, że jestem w stanie myśleć tak o swojej twórczości, trzeba tylko dać mi możliwości.
Zdarza się, że moje animacje są wyświetlane na wielkich ekranach, jednak wciąż sztuka cyfrowa tworzona jest głównie na Instagram, a ekran telefonu w ogóle nie jest w stanie oddać całej bogatej złożoności tych obrazów.
Prawdopodobnie nie ma znaczenia, gdzie znajduje się fizycznie Twoje studio. Powiedz jednak, dlaczego wróciłaś do Polski. Twoja kariera zaczęła się przecież w Londynie i Paryżu.
Ostatnie osiem lat spędziłam między różnymi krajami europejskimi, postanowiłam jednak wrócić. Ta decyzja wynikała chyba z mojego procesu dojrzewania jako człowieka. Potrzeby życiowe powoli się zmieniały – gdy miałam 20 lat, nie były dla mnie aż tak istotne takie czynniki jak bliskość przyjaciół i rodziny czy możliwość używania na co dzień ojczystego języka. Ponadto z perspektywy biznesowej trudniej było założyć firmę we Francji czy w Sztokholmie, a już wtedy czułam się na to gotowa. Mój powrót do Warszawy jest więc wieloaspektowy, łatwiej prowadzi mi się firmę i lepiej żyje. W moim studiu mogę zapewnić start ludziom, którzy chcą pracować z Warszawy, ale z szeroko otwartym oknem na świat.
W szybkim tempie zatoczyłaś koło, wróciłaś z szerszą perspektywą, wiesz, co się dzieje za granicą, i potrafisz docenić to, co w Polsce.
Cieszę się, bo dzięki temu udało mi się wyzbyć stereotypowo polskich cech, czyli np. wiecznego narzekania i wstydu. Nie potrafimy być z siebie dumni, a mamy mnóstwo zdolnych ludzi. Poza tym zawsze miałam poczucie, że jeżeli wszyscy utalentowani Polacy wyjadą, to kto tutaj zostanie, by cokolwiek zmieniać?
Ada Sokół
Rocznik 1994. Jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk w świecie sztuki digitalnej. Ada Sokół jako artystka 3D i projektantka od 10 lat tworzy fantastyczne światy, do których inspiracje czerpie z natury, a bohaterami jej prac często bywają niepozorne stworzenia oraz rośliny. Międzynarodowe kooperacje z markami takimi jak Prada, Nike, Apple, Louis Vuitton, Valentino, Rimowa, Gentle Monster czy Mercedes-Maybach sprawiły, że jej unikatowa, pełna delikatności i zmysłowości estetyka stała się wizytówką artystki. Jej prace były wystawiane w galeriach na całym świecie oraz wyświetlane podczas najważniejszych wydarzeń artystycznych, takich jak Miami Art Basel czy Dubai Expo.
Znana ze swojego proekologicznego podejścia w projektowaniu 3D, Ada Sokół wielokrotnie była gościnią na konferencjach i festiwalach, gdzie opowiadała o swoim procesie twórczym i środowiskowej odpowiedzialności, jaka ciąży na artystach cyfrowych. Jesienią 2022 roku otworzyła w Warszawie studio graficzne, w którym gromadzi młode talenty, przekazując im swoją wiedzę, nabywaną przez lata pracy w branży. Ada Sokół Art Lab stał się kreatywnym hubem, który skupia się na eksplorowaniu innowacyjnych technologii i poszerzaniu granic ekspresji twórczej. Dzięki wsparciu swojego teamu Ada Sokół skupia się obecnie na bardziej artystycznej części swojej działalności.