– Szukam tego, co pomiędzy – mówi w rozmowie z „Design Alive” Oki Sato, szef tokijskiego studia Nendo.
Nie przyznaje się do czerpania inspiracji z kultury Wschodu, ale jego projekty – niepozorne i delikatne, a zarazem noszące ślad błyskotliwego geniuszu same przywołują pełną ukrytego wdzięku tradycyjną estetykę Japonii. Tu nawet pustka ma wartość, a granica między rzemiosłem i sztuką nie istnieje. Japońskie wpływy można znaleźć, chociażby w sklepie zaprojektowanym dla obuwniczej marki Camper w Nowym Jorku, gdzie wnętrze zostało wypełnione od góry do dołu rzędami białych butów, w myśl zasady utshisi, czyli nagromadzenia w danym miejscu jednego motywu. W przypadku słynnego projektu Cabbage Chair, krzesła ze zawijanego papieru wykorzystał motyw mitate, czyli zmiany przeznaczenia.
Takich inspiracji można znaleźć więcej, ale to, co najbardziej japońskie w Nendo to powściągliwość i minimalizm, które wbrew pozorom wcale nie zostały odkryte przez modernistów, tylko w czasach japońskiego renesansu, przez mistrza Sen-no Rikyū przy okazji ceremonii picia herbaty.
Lista projektów i nagród dla studia Oki Sato jest tak długa, że trudno uwierzyć, że to wszystko dzieło tak małej pracowni. Tymczasem on najbardziej ceni sobie czas spędzony w domu. To właśnie przy kubku kawy wpada na najbardziej błyskotliwe pomysły. Inspiracje czerpie z najbliższego sąsiedztwa i obserwacji codzienności. Czasem krótki spacer wystarczy, by znaleźć właśnie ten pomysł. Oki Sato. Celebryta designu? Artysta czy projektant? A może po prostu mistrz nagłych olśnień.
Skąd wzięła się nazwa twojego studia?
„Nendo” po japońsku znaczy „glina”, a ja lubię ten materiał. Jest elastyczny, dopasowuje się do innych kształtów, może mieć różne kolory, które się ze sobą mieszają. Te właściwości dokładnie oddają moje podejście do projektowania. Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Mediolanu w 2002 roku, wszystko było radosne i swobodne, zupełnie inaczej niż na studiach architektonicznych, które wydawały mi się bardzo sztywne. Właśnie wtedy postanowiłem nazwać w ten sposób firmę.
Czy właśnie ta wolność spowodowała, że zająłeś się designem, a nie architekturą?
Tak mi się wydaje. Architektura to sposób myślenia o rzeczach i ich strukturze. Trzeba rozwiązywać problemy w najprostszy sposób. Myślę, że wiele mnie to nauczyło. Teraz jednak bardziej zwracam uwagę na emocje. Kiedy studiowałem architekturę, kazano mi patrzeć na projekt z dalekiej perspektywy. Dzisiaj bardziej interesują mnie małe, proste myśli.
Projekty Nendo są rzeczywiście proste, minimalistyczne…
Ale nie zimne. Staram się zawrzeć w nich odrobinę humoru. Ważna jest historia, która za nimi stoi. Szukam tego, co jest pomiędzy. Ciekawsze są małe, osobiste narracje. Nieistotne czy to krzesło, czy myszka komputerowa, liczy się pomysł. Ludzie zawsze lubili słuchać historii. Wcześniej czytało się gazety, oglądało telewizję. Dzisiaj liczą się krótkie, osobiste wiadomości. Podobnie myślę o projektowaniu. Chciałbym, żeby przedmioty mówiły same za siebie, więc lepiej, kiedy są proste. Jednak, kiedy projekty są minimalistyczne, bardzo łatwo stają się zbyt surowe. Zależy mi na tym, żeby były raczej przyjemne, dlatego ważna jest koncepcja z humorem. To sprawia, że są dostępne dla wszystkich.
Co jest dla ciebie najważniejsze?
Chcę dawać ludziom moment zaskoczenia w codzienności. To nie musi być nic wielkiego, chodzi mi o drobiazgi, które sprawiają, że dzień jest lepszy. Często nie zauważamy tych momentów albo po prostu o nich zapominamy. Ja staram się je zebrać i przekuć w coś materialnego, a zarazem łatwego do rozpoznania. Chciałbym, żeby inni mogli doświadczać tych małych olśnień. To właśnie moja praca.
Jak to jest być rozchwytywanym projektantem?
Jestem uzależniony od projektowania. Myślę o tym cały czas i naprawdę to lubię. Nie mógłbym pracować w banku albo jako prawnik. Jestem podekscytowany każdym projektem, nawet jeśli jest ich tak wiele. Nie spodziewałem się, że będę pracował w ten sposób. Minęło już dziesięć lat, od kiedy jestem w tym biznesie, bo to przecież biznes i cieszę się, że nadal mogę robić to, co robię.
Ostatnio dużo twoich projektów powstało w szkle. Jak pracowało ci się z tym materiałem?
Szkło ma bardzo ciekawe właściwości. Gdy jest gorące, zachowuje się jak woda. Kiedy stygnie, staje się twarde i kruche jak lód. To bardzo piękny i delikatny materiał, dający jednocześnie ogromne możliwości. To doświadczenie było ciekawe także z innych powodów. Tak się złożyło, że w krótkim czasie pracowałem z producentami z kilku różnych krajów: włoski Glas Italia, Baccarat z Francji, Lasvit z Czech i Coca-Cola ze Stanów Zjednoczonych. Choć wszystkie te firmy łączy wspólny materiał, to sposób pracy i techniki są zupełnie inne. Mogłem też obserwować różnice kulturowe, które były bardzo wyraziste.
Skoro mowa o kulturze… Trudno to uchwycić, ale wydaje się, że w twoich projektach jest coś bardzo japońskiego.
Raczej unikam takich bezpośrednich skojarzeń. Nie zależy mi na budowaniu konkretnego stylu, który mógłby być rozpoznawalny. To, co najbardziej cieszy mnie w mojej pracy, to możliwość spotykania ludzi. Dzięki temu mogę dostrzegać różnice między nimi i jednocześnie idee, które ich łączą. Nie przywiązuję się do swoich pomysłów. To moi klienci je mają, a ja tylko pomagam w ich realizacji.
Czy z punktu widzenia osoby spoza kultury europejskiej brakuje ci czegoś w naszym sposobie działania?
Jest wiele wartości w kulturze japońskiej, które mogłyby przyjąć się w Europie. I oczywiście na odwrót. Ja najbardziej chciałbym połączyć to, co mają Europa, Ameryka, Azja i oczywiście Japonia w jedno. Zależy mi na tym, by być łącznikiem między tymi światami.
To znaczy, że traktujesz projektowanie jak dialog, komunikację?
Design to wcale nie jest kreowanie nowych rzeczy, ale raczej łączenie i komunikowanie ze sobą ludzi, a w konsekwencji też technologii. Oczywiście produkcja nie jest pozbawiona strategii biznesowych, ale projektowanie to nie tylko robienie nowych krzeseł i stołów. To jest jak linkowanie jednych do drugich. Teraz często mówi się, że jest recesja, że to nie jest dobry czas na projektowanie, a ja myślę, że jest wręcz odwrotnie. Potrzebujemy teraz więcej projektantów na świecie.
A jaki powinien być twoim zdaniem projektant?
Jak woda albo powietrze. Niewidzialny.
Oki Sato – Nendo
Urodzony w 1977 roku w Toronto, ukończył architekturę na Uniwersytecie Waseda nazywanym japońskim Harvardem. W 2002 roku, po inspirującej wycieczce na targi wyposażenia wnętrz w Mediolanie, założył studio Nendo, zapraszając do współpracy znajomych. Ponieważ w tamtym czasie rynek projektowy był nieco uśpiony, paczka przyjaciół zabrała się za wygrywanie konkursów. Po serii sukcesów zaczęły pojawiać się poważniejsze zlecenia i już w 2006 studio Nendo miało swoją włoską filię w mieście, w którym wszystko się zaczęło, a Sato stał się jednym z najbardziej wpływowych projektantów na świecie. Więcej: tutaj