– Wystawy od zawsze były barometrem do mierzenia najnowszych zjawisk i relacji w architekturze. Jednak z wystawami o architekturze jest trochę jak z perpetuum mobile – tworzy się je, choć od początku skazane są na porażkę, bo wiadomo, że z natury rzeczy są niemożliwe – mówi w wywiadzie dla „Design Alive” krytyk architektury Marcin Szczelina.
Po raz pierwszy w historii Biennale Architektury w Wenecji, do głównej wystawy zostali zaproszeni polscy twórcy. Projekt Hugona Kowalskiego i Marcina Szczeliny „Let’s talk about garbage” („Porozmawiajmy o śmieciach”) został pokazany w 2016 roku na 15. edycji słynnej wystawy zbierając bardzo entuzjastyczne recenzje. Wraz z Marcinem Szczeliną wybraliśmy się do Wenecji, aby zobaczyć Biennale oraz „jego” wystawę (materiał ukazał się w 20. numerze magazynu „Design Alive”, grudzień 2016)
Wodna taksówka powoli podpływa do Arsenale. To tu odbywają się trzy znane na całym świecie imprezy: Festiwal Filmowy, Biennale Sztuki oraz Biennale Architektury. Marcin szybko wyskakuje na brzeg i prowadzi do centrum wystawowego. Czuje się tu jak ryba w wodzie. Nie dziwne to, w końcu w ostatnich miesiącach spędził tu więcej czasu niż w Polsce, a poza tym niegdyś był asystentem głównego kuratora Biennale Architektury w Wenecji lub pracował przy organizacji wydarzenia. Zna więc każdy zakątek. Prowadzi, opowiada. Opowiada, prowadzi. A w te opowieści o architekturze co rusz wplata wątki z wystaw, które mijamy. Jest w swoim żywiole.
(Marcin Szczelina: – Tu na początek masz instalację Alejandro Araveny, tegorocznego laureata Nagrody Pritzkera, kuratora całego Biennale. Czy w swojej prostocie nie jest wspaniała z tymi stalowymi elementami wystającymi z sufitu? Instalacja w całości została wykonana z odpadów jakie zostały po zeszłorocznym biennale)
Kiedy pierwszy raz przyjechałeś na Biennale Architektury do Wenecji?
Marcin Szczelina: – W 2004 roku, jakoś na pierwszym roku architektury. To było dla mnie ogromne łał, które mi otworzyło głowę. Biennale zawsze pięknie podsumowuje, w którym miejscu aktualnie jesteśmy, jaka jest kondycja współczesnej architektury, jak oddziaływuje na politykę, gospodarkę, nasze życie. Teraz świat się zmienia w niesamowitym, nigdy dotąd niespotykanym tempie, a architektura bardzo żywo na te zmiany reaguje. Tu przyjeżdżamy, rozmawiamy o tym, jak będzie za kilka lat w odniesieniu do tu i teraz.
Gdy byłeś tu po raz pierwszy, marzyłeś, żeby kiedyś zrobić tu wystawę?
– To było wielkie marzenie od samego początku. Cztery lata później, bach, zostałem asystentem dyrektora Biennale i pracowałem przy wystawie głównej. Zacząłem dużo podróżować po świecie i spotykać sie z czołowymi architektami. Praca przy Biennale kompletnie zmieniła moje podejście do architektury i choć w Polsce mój udział w weneckim Biennale pozostał wówczas praktycznie niezauważony, to sposób pracy i myślenia o architekturze ukształtował mnie jako kuratora. Do tej pory mam problem, żeby odnaleźć się w polskich realiach. Od tego czasu zawsze do czegoś tu jestem angażowany. Czasami to jest loteria, i kompletnie nie wiesz, co będzie za dwa lata.
(Popatrz tu, tu jest instalacja grupy Transsolar i Matthiasa Schulera. Praca artystyczna, która już jest w kolekcji Guggenheim Muzeum w Abu Dhabi)
W jakim kierunku podąża architektura?
– Trudne pytanie… Moim zdaniem nie da się na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Tu w Wenecji na 15. Biennale masz najlepsze przykłady społecznej architektury na świecie, a nie, jak w latach poprzednich wystawy skupione na gwiazdach architektury. To już nam o czymś mówi, że dochodzimy być może do momentu przewartościowania w architekturze. Że coraz mniej jest spektakularnych budynków, które powstają za absurdalne pieniądze, bo krajów na nie nie stać.
A mnie się wydaje, że ten pokaz możliwości architektonicznych na świecie wciąż trwa.
– W swojej podstawowej funkcji, Biennale w Wenecji jest przeglądem ostatnich architektonicznych wydarzeń – realizowanych projektów oraz nowych poglądów, idei i tendencji. Pokazuje jak rozwija się architektura i w którą z nowych ścieżek będzie ona podążać w najbliższych latach. Jednak, gdyby na tym poprzestać, impreza ta byłaby podobna do wielu innych na świecie. Na szczęście weneckie wydarzenie jest próbą głębszego zastanowienia się nad istotą architektury i świata w ogóle. Od początku Biennale próbuje wydobyć architekturę z okowy murów, stropów, betonu i stali – pokazując, że jest czymś więcej niż tylko projektowaniem budynków. Architektura jest jedyną dziedziną, która nie ma do końca jednoznacznej definicji. Problem z nią pojawia się już na etapie jej definiowania czy klasyfikowania. Dla jednych jest sztuką, dla innych techniką, a dla jeszcze innych – nieustającym i płynnym procesem.
Mówisz o przemianie w architekturze, ale ja mam wrażenie, że ona dokonuje się tylko na wystawach.
– Wystawy od zawsze były barometrem do mierzenia najnowszych zjawisk i relacji w architekturze. Jednak z wystawami o architekturze jest trochę jak z perpetuum mobile – tworzy się je, choć od początku skazane są na porażkę, bo wiadomo, że z natury rzeczy są niemożliwe. Bo jak pokazać architekturę, która jest medium w samym sobie, przez inne medium np. zdjęcia, makiety, filmy – nie wyrażające istoty przestrzenności i złożoności architektury? Nie wstawimy przecież budynku do galerii, a jednak biennale w Wenecji – jako nieliczna impreza architektoniczna na świecie potrafi wyjść zwycięsko z tych zmagań
(Ta instalacja jest bardzo ciekawa, choć może nie do końca dobrze zrobiona wizualnie, autorzy porównali tymczasowe miasta – od osiedli dla ofiar klęsk żywiołowych, festiwal muzyczny, po święto przyciągające w jedno miejsce kilkanaście milionów ludzi)
A nie jest to trochę sztuka dla sztuki?
– Tak możesz powiedzieć o wszystkim. Do Wenecji przypływamy co dwa lata by celebrować wystawy i oddawać się intelektualnej rozpuście. Ja się tu strasznie inspiruję. To jedyne miejsce, gdzie mogę spotkać wszystkich, którzy coś znaczą w tym świecie, którzy przez to, że przyjeżdżają z różnych miejsc, to mają różne spojrzenie na te same sprawy. I mogę z nimi na spokojnie porozmawiać na temat tego, jak oni odbierają świat wokół nas, to, co się teraz dzieje w architekturze. Tu przejeżdżasz, żeby zrozumieć architekturę i człowieka. Choć zarzuca się tej imprezie, że jest robiona z przepychem, to ja będę jej bronił, bo tylko tu masz na wyciągnięcie ręki wszystkich największych myślicieli w architekturze. Zresztą nigdzie w całym wszechświecie, żadna impreza o architekturze nie skupia w jednym miejscu najważniejszych osób: krytyków, dziennikarzy, kuratorów, dyrektorów ważnych instytucji. Łącznie przez kilka miesięcy Biennale odwiedza 300 tys. ludzi.
(Tu jest grupa Neubau, architekci z Niemiec, ogromna makieta, ukazuje nową, choć zakorzenioną w najznakomitszych tradycjach urbanistycznych wizję dogęszczania nowoczesnego miasta)
Zarzucano Biennale, że ulega totalnej komercjalizacji poprzez to, że same gwiazdy architektury są zapraszane, więc po poprzedniej edycji, za którą był odpowiedzialny Rem Koolhaas, tym razem postanowiono wrócić do korzeni, pokazać społeczną rolę architektury. Dlatego zaproszono Alejandro Aravenę.
Które wystawy tobie się spodobały?
– Lubię pawilon brytyjski, skupiający się na problemie mieszkaniowym jako na jednym z najważniejszych wyzwań w Wielkiej Brytanii; pawilon hiszpański, który zdobył nagrody za najlepszy pawilon narodowy, pokazuje swoisty katalog zaniechań i niedokończonych inwestycji publicznych powstałych w wyniku pęknięcia „hiszpańskiej bańki”. Polski pawilon też jest ciekawy, obrazuje problem ludzi pracujących na budowie.
(To instalacja ETH z Zurychu, wygląda spektakularnie, konstrukcja składa się wyłącznie z wycinanych komputerowo kamiennych płyt – bez zaprawy, bez żadnych dodatkowych elementów łączących. Jak w gotyckich katedrach, których sklepienia wykonywano w podobny sposób. Budżet tutaj był prawie nieograniczony, co ciekawe, po biennale projekt jedzie do USA i będzie „altanką” w ogrodzie jednego z sponsorów)
To opowiedz coś o Waszej wystawie „Let’s talk about garbage” („Porozmawiajmy o śmieciach”)…
– Zanieczyszczenie środowiska oraz problemy gospodarcze wielu krajów sprawiają, że powinniśmy wrócić do korzeni architektury i pytać o jej społeczną rolę. Dlatego chcieliśmy pokazać jak architektura może przyczynić się do redukcji liczby odpadów. Wystawa została podzielona na dwie części. Na jednej ścianie pokazaliśmy europejskie podejście do problemu śmieci, a na drugiej tło problemu, część azjatycką. Z badań, które przeprowadziliśmy wynika, że wrzucając wszystko do czarnego worka i oddając go, przestajemy się tak naprawdę interesować, co dalej z tymi śmieciami się dzieje. W Azji z kolei otwierają ten worek, bo interesują się tym, co się w nim znajduje, dla nich to są dobra, które dalej przetwarzają.
(Zapytasz, po co tu te świnki na wystawie. W 1900 roku zostały opracowane tzw. „chlewnie” jako miejsca przetwórstwa śmieci, które zjadały świnie)
Na tej wystawie zadajemy sobie fundamentalne pytania, skąd się biorą śmieci, jak sobie z nimi radzimy. Opracowaliśmy mapę, jak śmieci podróżują po świecie. Dotąd Azja skupowała śmieci z Europy. Dziś zaczyna być samowystarczalna. Więc śmieci coraz częściej podróżują do Afryki (dziś już przetwarza się tam elektrośmieci z całego globu). Pytanie jednak, co gdy i ten kontynent się nasyci, co poczniemy ze śmieciami? Przetworzenie śmieci w kraju rozwiniętym jest dziesięć razy droższe niż w Azji czy Afryce. A co najgorsze, nie wszystko da się przetworzyć w Europie i nie jesteśmy gotowi na pozostanie z naszymi śmieciami.
(Tu pokazujemy miasta Kamikatsu w Japonii, gdzie segregacji poddawane są wszystkie śmieci. Każdy mieszkaniec ma w domu 34 różne kosze! Jak sami mieszkańcy mówią, jest to dla nich uciążliwe, ale też jest przykładem w jaki sposób możemy radzić sobie z nadprodukcją śmieci.)
Długo pracowaliście nad tą wystawą?
– Przez wiele miesięcy. Od rana do późnej nocy. Skala badań, które przeprowadziliśmy była ogromna. Mieliśmy wiele podróży studyjnych i spotkań. Potem musieliśmy w przystępny sposób przełożyć problem śmieci na samą wystawę i pomieścić ją na 200 m kw. w głównym pawilonie Biennale. Pokazaliśmy kilka pozytywnych przykładów jak radzić sobie z problemem śmieci, jednak bardziej zależało nam na skłonieniu do refleksji, jak bardzo zanieczyszczamy ten nasz piękny świat. Nie jest różowo, ale jakoś sobie radzimy. Bardzo pozytywnym przykładem jest np. IKEA (sponsor wystawy, który pomógł w organizacji wystawy i promuje świadomość proekologiczną – przyp. red.), która dbałość o środowisko ma wpisane w DNA.
(Tutaj są filmy, które nakręciliśmy w Bombaju, w największym slumsie w Azji, gdzie przetwarzane są wszystkie typy śmieci. To największa sortownia odpadów na świecie. Oni tam z tego żyją, dla nich recykling to normalna praca. Pokazujemy poszczególne etapy przetwarzania śmieci oraz alternatywne sposoby recyklingu.)
A skąd śmieci na wystawie?
– Od początku wiedzieliśmy, że zajmując się taka tematyką musimy być jak najbardziej autentyczni, nie chcieliśmy niczego udawać. Dlatego nasza instalacja zbudowana jest ze śmieci, dzięki temu jeszcze wyraźniej można zrozumieć każdy proces jaki związany jest ze śmieciami. Musieliśmy je załatwiać, a nie było to wcale takie proste, dlatego wielkie słowa uznania dla IKEA, która bardzo pomogła nam organizacyjnie. A teraz wszystkie te odpady muszą wrócić do Polski! Kilkanaście ton. Bo takie są przepisy unijne.
(Ooo, popatrz, tu mamy plastikowe butelki. Wiesz jak długo trwa ich przetworzenie, ile mija czasu od wyrzucenia do kosza, do powrotu w nowej formie do nas do domu? Dwa lata!)
Wieczorem w hotelu szukam zagranicznych recenzji „polskiej” wystawy w Wenecji. Przekopując internet natrafiam na takie dwie:
„Ta wystawa to trójwymiarowe doświadczenie dla odwiedzającego, stawiające ważne pytania dotyczące naszego społeczeństwa konsumenckiego. Przypomina nam, że wyrzucając odpady nigdy nie pozbywamy się ich do końca” – pisze w „Art in America Magazine” Alan G. Brake, krytyk architektury z Nowego Jorku. Aaron Betsky, krytyk architektury, dziekan Frank Lloyd Wright School of Architecture w Arizonie dodaje: – „Kowalski i Szczelina zwracają naszą uwagę na to, co musimy dostrzec: na olbrzymią ilość śmieci, którą produkujemy każdego dnia. Nie estetyzują odpadów, ale też nie rzucają nam ich w twarz. Zamiast tego organizują je, konfrontują nas z ich istotą, z ich pochodzeniem, a następnie prezentują, w bardzo wyraźny sposób – sposoby ich przetwarzania, skupiając się na kreatywności mieszkańców slumsu Dharavi, którzy pozyskują i ponownie wykorzystują to, co wyrzuca miasto, tworząc budulec lepszego świata. Stosując, co nazwać można wyjątkowymi umiejętnościami teatralnymi, stworzyli jedną z najbardziej przejrzystych i jedną z najmocniejszych wystaw na tegorocznym Biennale”.
Niespełna tydzień później spotykamy się z Marcinem Szczeliną w Muzeum Śląskim w Katowicach na uroczystej gali wręczenia Design Alive Award 2016, gdzie mam przyjemność wręczyć jemu (i Hugonowi) nagrodę Czytelników naszego magazynu właśnie za wystawę w Wenecji.
***
15. Biennale Architektury w Wenecji stało pod znakiem architektury społecznie zaangażowanej. „Reporting from the front” – bo tak nazwano tę edycję – była zbiorem doniesień z frontu, na którym architektura konfrontuje się z niesprawiedliwymi warunkami społeczno-ekonomicznymi oraz walczy z napotykanymi w różnych miejscach świata problemami. www.labiennale.org
***
„Let’s talk about garbage” mierzy się z globalnym problemem nadprodukcji śmieci. Współczesne konsumpcyjne społeczeństwa nie troszczą się wystarczająco o „życie po życiu” swoich masowo wytwarzanych produktów, szczelnie owiniętych w kolejne warstwy opakowań z tworzyw sztucznych. Projekt to próba wskazania nowych alternatywnych strategii w walce z zalewającą nasze miasta lawiną odpadów. W jaki sposób architektura może wpływać na zmniejszenie ilości odpadów? Jak możemy skuteczniej uczestniczyć w procesie recyklingu? Dlaczego jest to ważne zagadnienie ciągle marginalizowane w większości miast świata? – to tylko kilka z wielu pytań, na które twórcy wystawy starają się odpowiedzieć.