Jeśli mój, dziś czternastoletni syn, przyjdzie do mnie i powie „Ojcze, chcę być architektem, co mam zrobić, żeby nim zostać?” będę w kropce. Szczypiąc moją siwiejącą brodę, jak stary marabut w kucki na dywaniku będę musiał odpowiedzieć na jedno pytanie kilkoma, które zadam jemu i sobie – o tym kim jest projektant i na czym polega proces tworzenia architektury barwnie opowiada Jakub Szczęsny, architekt wykładający w School of Form Uniwersytetu SWPS.
Mógłbym zacząć od „Po co ci ten stres synu, czyż nie wiesz, że stres jest jednym z głównych morderców ludzi Zachodu?”, albo zamiast jednego, wystrzelić całą serię: „Co to znaczy architektura?”, „Kto to jest architekt?”, „Czy do zostania architektem trzeba się przygotować?” i wreszcie „Jaka jest najlepsza droga do zostania architektem?”. To nie jest tak, że podjąwszy rolę „podręcznego marabuta” będę udawał, że żyję samą pewnością, że wątpliwości się mnie nie imają i że na wiele pytań staram sobie od lat odpowiedzieć o poranku pod prysznicem, niestety często bez rezultatu. Zacznę więc, upewniwszy się, że mój progenitor ma trochę czasu, a dywanik nie wysuwa mi się spod siedzenia narażając na niewygodę wpływającą na płynność rezonowania.
Architekt jak… ośmiornica
A więc: „W oceanie żyje stworzenie zwane ośmiornicą. Ośmiornica ma osiem odnóży, co zapewne wiesz, ale przede wszystkim ośmiornica jest ogromnie inteligentnym bezkręgowcem, który nieustannie poluje i ucieka przed polującymi na nią innymi morskimi bestiami. Ośmiornica ewoluowała od czasów głębokiego Karbonu, jest bardzo starym zwierzęciem, które nie tylko miało czas zebrać cały zestaw cech pozwalających na przeżycie w dżunglach oceanu, ale które również straszliwie szybko się uczy. Wsadzisz ją do labiryntu, a ona, jak nic, po kilku błędach i meandrowaniach znajdzie drogę wyjścia. Dasz jej zamknięty słoik z krabem, a ona od razu wykuma, czy to słoik typu wek, czy twist-off i dobierze się do biedaka w środku. Jej wrogowie, w tym ludzie, bardzo cenią jej mięso, więc ośmiornice wykształciły różne umiejętności walki, ucieczki i krycia się stając się najbardziej elastycznymi zwierzętami, jakie wydały oceany. Mogą one zmieniać kolor by zlać się z tłem, zmieniać kształt, by udać inne zwierzę, wystrzeliwując jak odrzutowiec wodę z worka zwanego syfonem uciekać doznając nagłych przyspieszeń i zmian kierunku, chować się w zadziwiająco małych dziurach, wreszcie, jeśli nie ma wyjścia, walczyć na śmierć i życie wydzielając toksyny, wystrzeliwując „atrament”, oplatając mackami i gryząc ukrytym między odnóżami „dziobem”, który z łatwością roztrzaskuje orzechu kokosowe.
Ośmiornica jest ciekawska, na przemian towarzyska i skłonna do zabawy, na przemian samotnicza i płochliwa. Słowem, ośmiornica może być wszystkim, ale ZAWSZE pozostaje ośmiornicą. Dlaczego ci to wszystko mówię? Bo ośmiornica jest najlepszą figurą tego, czym jest i czym może być praktykowanie zawodu architekta.
Tworzenie architektury jak przeżycie w oceanie
Jak to, zapyta młodzieniec, więc tworzenie architektury jest jak przeżycie w oceanie?
Ano tak. Architektura jest zmieniającą się w czasie i w zależności od szeregu uwarunkowań odpowiedzią na złożoność świata. Zależy od architekta, społeczności dla której ten pracuje, jej przyzwyczajeń, kultury, zamożności, otwartości, ale też bardzo wpływa na nią polityka, klimat, wreszcie towarzystwo innych fizycznych przejawów kultury lub jej braku- od sztuki, poprzez sikanie po ścianach w szaletach, na sąsiedztwie innych architektur kończąc.
Architektura zmienia kształty i wielkości: zazwyczaj jest budynkami, ale te budynki mogą być zadufanymi w sobie masywnymi gmachami świata Zachodu, aroganckimi wieżowcami, które pożerają tony paliw kopalnych, indiańskimi wioskami z suszonej na słońcu cegły wciśniętymi w jaskinię, domami wykopanymi szpadlem w skałach lessowych w Chinach, czy obrośniętymi mchem drewnianymi domkami w Skandynawii.
Do tego wszystkie te fizyczne skorupy mogą zmieniać właścicieli i sposób ich użytkowania- pomniki zysku i ucisku z XIX wieku zamieniają się więc w modne lofty dla zamożnych, a wspomniane już szklane wieżowce po upadku centrów wielkich metropolii, jak to się zadziało w Sao Paulo, zostają zamieszkane przez całe wioski, których mieszkańcy przejmują budynki w mieście po to, by być blisko miejsc pracy. Zbiedniali arystokraci odsprzedają swoje włości przenosząc się do domków ogrodnika, a synowie i córki chińskich kulisów kupują gubernatorskie rezydencje na wzgórzach San Francisco. Kościoły stają się knajpami, a kina kościołami, i tak dalej.
W większości wypadków pomagają w tych przemianach architekci, którzy nie tylko projektują, ale też nadzorują budowanie, sami często też budują, a bardzo często doradzają ludziom, którzy na budowaniu i zmienianiu budynków się nie znają, a którzy są skłonni architektom zaufać, co nie jest takie znowu oczywiste. W grę bowiem wchodzą duże pieniądze i decyzje życiowe, które powodują, że architekt staje się często powiernikiem, terapeutą, spin-doctorem, gwarantem, czasem sekciarskim wizjonerem, a często zwykłym popychadłem, czy szczekającym psem na pasku swoich klientów. Do tego pole tego, co możemy nazwać architekturą cały czas się poszerza: architekci planują skomplikowane inwestycje, projektują świadomie nierealne domostwa w wirtualnych światach, konstruują efemeryczne instalacje i przestrzenie, które mają zachęcić ludzi do krytycznego myślenia i współdziałania, często też programują funkcje i sposoby użytkowania budynków, przestrzeni publicznych i całych dzielnic. Wielu z nich nie buduje, nawet nie projektuje, a pisze, dyskutuje, krytykuje i podrywa ludzi do działania. I wciąż są to architekci!
Blaski i cienie pracy architekta
„Toż to wspaniała praca, o ojcze mój!” zakrzyknie zapewne młodzian, lecz na to odpowiem, że niestety, presja odpowiedzialności za pieniądze i życie innych, ale też niemożność sprostania komplikacjom wynikłym w trakcie procesu, tudzież podołania własnym ambicjom i pogłębiającej się konkurencji powodują, że wielu architektów popada w rezygnację, podejmuje zgniłe kompromisy, a często zmienia się w domowe potwory prześladujące bliskich, względnie rozpija się, wariuje lub wręcz popełnia harakiri. „Po co ci więc ten stres, synu?” zapytam.
„A jaka jest więc nagroda?” wymamle skonfundowany młodzieniec, a ja w myślach, przewracając oczami, przejrzę wszystkie opcje z nieśmiertelnością włącznie. „Przychylność płci przeciwnej.” odpowiem. „Jak u ośmiornic”.
Jakub Szczęsny
Architekt, wykładowca School of Form Uniwersytetu SWPS na kierunku architektura, właściciel studia projektowego SZCZ. Największą popularność zdobył w 2012 roku, kiedy w wąskiej szczelinie pomiędzy blokiem a kamienicą na rogu warszawskich ulic Chłodnej i Żelaznej postawił Dom Kereta.