Pandemia koronawirusa z dnia na dzień wywróciła nasze życie do góry nogami. Jak z tą nową sytuacją radzi sobie branża projektowa? – Podziwiam budzącą się z wiosną przyrodę. Zaloty ptasich uwodzicieli. Zazdroszczę im beztroskich treli i radości o świcie. My staniemy się kolonialnym rynkiem bez własnych firm – mówi nam Piotr Voelkel, przedsiębiorca, znawca sztuki i promotor polskiego designu.
Artykuł powstał w ramach cyklu „#zostańwdomu, czyli design w czasach zarazy”, w którym rozmawiamy z projektantami, architektami i ludźmi związanymi z branżą designu o tym, jak pandemia COVID-19 zmieniła ich życie i postrzeganie zawodu.
Piotr Voelkel: – Mam wspaniałą rodzinę, siostrę, dzieci. Jesteśmy solidarni w tych trudnych zadaniach i czasie. Sam też pomagam stuletniemu Ojcu i Mamie przeżyć ten trudny czas. Wiem, że spotkam się z koronawirusem. Zakładam, że mogę liczyć tylko na siebie, własną odporność. Dbam o swoją kondycję. Ćwiczę, chodzę do sauny, realizuję zalecenia Wima Hofa, pływam w zimnym stawie, mniej jem, wiszę co rano kilka minut głową w dół. Zbieram siły. Wiem, że zwyciężę.
Pracuję z domu. Z całym zespołem, z wieloma oddanymi współpracownikami robimy wszystko żeby studenci (SWPS, School of Form , Colegium da Vinci ) mogli uczyć się w domu i zaliczyć ten rok realizując program. Pracujemy przez Internet. Uczymy się tego i coraz lepiej realizujemy to nowe zadanie. Po obu stronach, wśród wykładowców i studentów wiele pozytywnych reakcji i sympatii. Często praca ponad normę.
Doświadczam tego, że ludzie przyzwoici stają się jeszcze lepsi, ryzykują własnym zdrowiem, żeby pomóc innym, ale też widzę jak ludzie źli stają się podli, odrażający. Nie mogę pojąć jak można planować wybory w czasach zarazy. Jak dla własnego politycznego sukcesu można igrać z ludzkim życiem?
Dziś epidemia – czujemy „wstrząsy pod dnem oceanu” i to nas przeraża. Z obawy przed skutkami „trzęsienia ziemi” jesteśmy zamykani w mieszkaniach, ale nadchodzi tsunami – kryzys gospodarczy, setki tysięcy upadłych firm, miliony bezrobotnych. Skutki będą o wiele groźniejsze niż samo trzęsienie ziemi, czyli epidemia.
Wiem, że po tym trudnym czasie, przy tak skromnej, jak dziś deklaruje rząd pomocy dla firm, staniemy się kolonialnym rynkiem bez własnych firm, bo większość z nich upadnie. Polski młody biznes ma małe kapitały własne, zwykle startował wspierany kredytami, nie ma zasobów do utrzymania całej załogi, opłatę czynszów i innych kosztów stałych, w efekcie bez zdecydowanej pomocy państwa upadnie. Dotyczy to firm małych, ale też dużych i naszych gigantów, którzy mieli ambicje i podbijali świat. Byli często silnymi rywalami dla zagranicznych liderów. Ich upadek spowoduje, że wielkie, z dużym własnym kapitałem i dużym wsparciem swoich państw zagraniczne koncerny przejmą majątek, rynki zbytu i inne aktywa polskich sztandarowych biznesów. Z innej strony kryzys otworzy nam oczy i jako klienci odkryjemy, ilu produktów nie potrzebujemy.
Ponieważ brak spójnego pomysłu na to, co dalej po liberalnym, napędzanym szaloną konsumpcją kapitalizmie, powstanie nowy ład społeczny, o którym nic nie wiemy. Będzie to skutek rewolucji i emocji a nie przemyślanego współdziałania. Na naszych oczach rozegra się batalia zła z dobrem. Batalia egoizmu, populizmu, nacjonalizmu i faszyzmu z liberalną wizją świata, z tymi, którzy widzą wartość w solidarności, szacunku dla innych, wolności i miłości. Ujawnią się jeszcze mocniej nasze skrywane cechy. Próbkę tego dały media społecznościowe: z jednej strony hejt, nienawiść ale też Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i inne wspólne pozytywne działania.
Słabością dzisiejszego świata jest to, że względny dobrobyt wyniósł na szczyt władzy wielu idiotów i patologiczne indywidua. Ich wyborcze sukcesy oparte w dużej mierze na kłamstwie i emocjach, lęku, dały im władzę, której sprawowanie było łatwe, bo łatwo dzielić zasoby i dochody wypracowane w czasach stabilizacji i dobrobytu. Dziś ich niekompetencje i żądza jeszcze większej władzy zaprowadzą wiele krajów do dyktatury i będą kosztowały nas wszystkich bardzo wiele. Czasami majątek, czasami wolność, czasami – w kontekście epidemii – też życie.
Podziwiam budzącą się z wiosną przyrodę. Zaloty ptasich uwodzicieli. Zazdroszczę im beztroskich treli i radości o świcie. Wiem, że świat, przyroda zmierza zawsze do równowagi. Tworzy urozmaicone ekosystemy gdzie każdy ma swoje miejsce. Powstają łańcuchy powiązań, symbioza wszystkich ze wszystkimi. Człowiek wmówił sobie, że ma prawo to zmieniać. Powstały gigantyczne jednokulturowe plantacje, które funkcjonują wbrew prawom natury tylko dlatego, że tysiące naukowców modyfikuje ich geny, wylewa na pola miliony ton chemicznych odczynników. Przyroda z tym walczy. Nas, ludzi, przybywa w geometrycznym postępie i to też zakłóca równowagę planety. Nasza obecność, nieposkromiona konsumpcja, brak szacunku dla przyrody wywołują spustoszenie. Planeta będzie się przed tym broniła. Globalne ocieplenie, kolejne mutacje wirusów, epidemie… Może nabierzemy po kolejnym wstrząsie więcej respektu dla praw jakimi rządzi się świat, planeta, kosmos.
Przyjdzie nam odbudować zdewastowany świat. Może będziemy choć trochę mądrzejsi, mniej zachłanni, zniknie choć trochę nienawiści. Nabierzemy znowu szacunku dla wiedzy, mądrości. Będą potrzebni dobrze wykształceni absolwenci. Wrażliwi na ludzkie potrzeby projektanci ze School of Form. Psychoterapeuci, którzy pomogą nam wstać, wrócić do dobrej formy. Psycholodzy, którzy umieją wspierać rekonstrukcję relacji społecznych i widzieć w biznesie człowieka, i jego potrzeby. Tylko od nas zależy jaki świat będziemy wspólnie odbudowywać po tym tsunami. Komfort w jakim żyliśmy nie dawał bodźców do ważnych zmian.