Rozmowa z Ksenią Kaniewską, historykiem sztuki i filologiem ukraińskim, która w zeszłym roku przygotowała pierwszą w krajach Unii Europejskiej wystawę młodego ukraińskiego designu „…I obudziłem się w Europie”. Odbyła się w Łodzi podczas festiwalu designu. Ekspozycja była częścią dużego projektu, jaki Ksenia Kaniewska zrealizowała w minionych kilkunastu miesiącach. W jego efekcie powstała m.in. strona internetowa www.designfromukraine.com, skupiająca młodych twórców z Ukrainy.
W jaki sposób zdobywała pani informacje na temat projektantów z Ukrainy?
Rozmowa z Ksenią Kaniewską, historykiem sztuki i filologiem ukraińskim, która w zeszłym roku przygotowała pierwszą w krajach Unii Europejskiej wystawę młodego ukraińskiego designu „…I obudziłem się w Europie”. Odbyła się w Łodzi podczas festiwalu designu. Ekspozycja była częścią dużego projektu, jaki Ksenia Kaniewska zrealizowała w minionych kilkunastu miesiącach. W jego efekcie powstała m.in. strona internetowa www.designfromukraine.com, skupiająca młodych twórców z Ukrainy.
W jaki sposób zdobywała pani informacje na temat projektantów z Ukrainy?
– Podstawowym źródłem informacji był dla mnie internet. Problem polegał na tym, że nie wszyscy twórcy z Ukrainy mają swoje strony internetowe, podobnie jak i uczelnie, do których zwracałam się z prośbą o pomoc. Jeśli szuka się w sieci ukraińskiego designu, to głównie odnajduje się rzemiosło tradycyjne albo modę. Kontaktowałam się z różnymi organizacjami, m.in. ze związkiem dizajnerów, który nieco przypomina nasze tego typu organizacje jeszcze z lat 60. W końcu udało mi się skompletować 40 osób, z którymi zaczęłam poważnie rozmawiać. Powoli część z nich się wykruszała, nie wszyscy byli bowiem w stanie zrealizować projekty, o których rozmawialiśmy. W końcu wyłoniła się grupa 15 osób, z którymi zaczęliśmy intensywnie pracować. W efekcie powstała wystawa, a także strona internetowa, z której jesteśmy bardzo zadowoleni.
W jakim miejscu znajduje się teraz ukraiński design?
– W takim, w jakim znajdowali się nasi projektanci przed wejściem Polski do UE. Zastanawiają się, czy wyjeżdżać za granicę i tam się szkolić, a następnie czy pozostać tam, czy też wrócić do kraju. I wygląda na to, że będą chcieli wracać i pracować u siebie. Grupa, którą zaprosiłam, to wyłącznie ci, którzy zdecydowali się nie wyjeżdżać i udowodnić, że da się pracować na Ukrainie. A gdy na wykładach słuchają osób pochodzących też z byłego bloku wschodniego, o 10 lat starszych od siebie, którzy już są w UE, to mają świadomość, że są to te same problemy i dylematy, przed którymi właśnie teraz oni się znaleźli.
Ukraińskie przedsiębiorstwa współpracują z projektantami?
– Z tym jest problem. Przedsiębiorstwa nie współpracują jeszcze z młodymi projektantami. Pokutuje tam wciąż postsowieckie myślenie: w przedsiębiorstwie jest np. zatrudniony projektant do działań artystycznych. Natomiast w ogóle nie zaprasza się indywidualnych lub pojedynczych projektantów do tworzenia poszczególnych prac. Organizując wystawę i realizując projekt, chciałam pokazać ukraińskim przedsiębiorstwom, że można działać inaczej, tak, jak funkcjonują firmy na zachodzie Europy. A także dać wyraźny sygnał, że my waszych projektantów prezentujemy w Europie, a wy wciąż nie potraficie ich dostrzec i korzystać z ich wiedzy i umiejętności. Najczęściej kończą szkoły i zastanawiają się, co dalej. Na Ukrainie panuje duża nieświadomość dotycząca pracy projektowej. Brakuje wymiany myśli czy doświadczeń. Nie organizuje się konkursów dla młodych, w których nagrodami byłyby wdrożenia ich pomysłów. Myślę, że duży nacisk trzeba położyć na edukację. Szkoły powinny współpracować z firmami, które zlecałyby projekty, dawały materiały, interesowały się tym, co robią młodzi ludzie.
Projektanci marzą o tym, by pracować za granicą, zamiast borykać się z problemami we własnym kraju?
-Prezentujemy projektantów, którzy są absolwentami ukraińskich uczelni. Pragną w tym kraju i dla tego kraju pracować. Oczywiście zależy im, aby Zachód zapoznał się z ich pracami, jednak nie chcą zaraz po szkole wyjeżdżać za granicę. I nie dlatego, że nie mają takich możliwości, lecz dlatego, że stało się to dla nich pewną misją do wypełnienia. Myślę, że jesteśmy pierwszymi osobami, które przebiły się przez rozmaite bariery i granice. W ten sposób wyszliśmy z ukraińskimi projektami za granicę.
W jaki sposób próbują zainteresować swoimi projektami ludzi z zachodniej Europy?
– Część wysyła swoje prace na konkursy zagraniczne i w ten sposób nawiązuje kontakt z zachodnimi firmami. Mieszkają na Ukrainie i projektują dla zachodnich przedsiębiorstw. Starają się też podglądać, czy ktoś gdzieś działa w tej samej technologii. Wtedy piszą do przedsiębiorstw. Dzięki temu ich projekty są wdrażane w Niemczech czy we Francji. Z kolei firmy też zaczynają przyglądać się ukraińskim projektantom, a nawet ich szukają. Często jednak natrafiają na ten sam problem – jak dotrzeć do twórców z Ukrainy.
Ukraiński design ma swoją specyfikę?
– Nie ma czegoś takiego, co moglibyśmy nazwać stylem ukraińskim, w taki sposób, w jaki mówimy o włoskim czy szwedzkim designie. Dla mnie po przejrzeniu setek prac stało się jasne, że design z Ukrainy jest blisko powiązany z naturą. Pojawiają się w nim fantazje i fantasmagorie wynikające ze specyfiki kultury ukraińskiej, którą młodzi ludzie są zafascynowani. Panuje tam fajna moda na patriotyzm, modne jest odwoływanie się do korzeni, tradycji, młodzi żyją mitologią Karpat. Te fantastyczne opowieści, przedziwne stwory, motywy funkcjonujące w ich literaturze od XVII-XVIII wieku postanowili przenieść do swoich projektów. We wszystkim używają naturalnych materiałów. A te muszą być praktyczne, bo czegoś niepraktycznego nie sprzedadzą. Starają się też dodać element pewnego żartu. Po raz pierwszy spotykam się z czymś takim, że postmodernizm, który panuje w ich literaturze, przenosi się na inne dziedziny aktywności, ja widzę ten postmodernizm np. we wzornictwie przemysłowym. Między nimi nie ma konkurencji. Gdy pytałam ich, czy między sobą rywalizują, odpowiadali mi pytaniem: „dlaczego mielibyśmy to robić?”. Gdyby zwracali się do nich wielcy przedsiębiorcy, zapewne by walczyli. A w sytuacji, w której się znajdują, starają sobie pomagać. To, co łączy prace młodych projektantów, to przywiązanie do tradycji i folkloru, który jak się okazuje, można na wszystko przełożyć, nawet na coś bardzo współczesnego.
Jest szansa, by za kilka czy kilkanaście lat we wzornictwie ukraińskim pojawiły się takie wyraziste postaci jak w ukraińskiej literaturze?
– Wydaje się nam, że literacka postmoderna ukraińska jest świetnie znana w Polsce, Niemczech i we Francji. Jednak przez cały czas w literaturze bazuje się na pojedynczych nazwiskach, które oczywiście stworzyły ten nurt, chociaż mnóstwo osób choćby z roczników 80. pisze wręcz genialnie, ale nikt ich książek nie tłumaczy. Marzy mi się, aby za parę lat z wykładem np. podczas festiwalu designu w Łodzi przyjechał mój projektant i żeby publiczność przyszła na to spotkanie właśnie dla jego nazwiska czy marki. Znaczyłoby to, że moi projektanci stali się takimi postaciami jak ci sławni pisarze postmodernistyczni. Ale też chciałabym, aby nadeszły takie czasy, kiedy design ukraiński będzie traktowany jako zjawisko, a nie tylko pojedyncza gwiazda, która gdzieś tam zajaśniała i zaraz zgaśnie. I wierzę mocno, że tak się stanie.
Rozmawiał: MARCIN MOŃKA