– Jako społeczeństwo zachowujemy się świetnie. Jednak czy ktoś zaczął projektować utylizację rękawic ochronnych? Jaka to ogromna góra śmieci! Co z nimi zrobimy? Spalimy? Drukujemy przyłbice z plastiku, który jeszcze kilka tygodni temu odsądzaliśmy od jakichkolwiek zalet! – pyta Agnieszka Jacobson-Cielecka, dyrektor programowa School of Form.
Artykuł powstał w ramach cyklu „#zostańwdomu, czyli design w czasach zarazy”, w którym rozmawiamy z projektantami, architektami i ludźmi związanymi z branżą designu o tym, jak pandemia koronawirusa zmieniła ich życie i postrzeganie zawodu.
Agnieszka Jacobson-Cielecka:
– Z przyjemnością siedzę teraz w domu, bo moja codzienność to ciągłe podróżowanie na trasie Warszawa–Poznań i reszta świata. Jako introwertyczka, żeby nie powiedzieć dziwaczka, dobrze znoszę brak życia towarzyskiego. Wędruję do lasu, gdzie nikt nie na szczęście nie szuka spacerowiczów, czasem spotykam łosie, pod moimi oknami lęgną się młode ptaki. Skończyły już hukać sowy, zaczęły śpiewać słowiki. Dawno nie miałam okazji dzień po dniu obserwować jak budzi się przyroda wokół mojego domu.
Jednocześnie bez przerwy jestem z ludźmi, online. I to jest trudne. Głowa pracuje inaczej. Bezruch nie daje czasu na reset. Uniwersytet SWPS, którego częścią jest School of Form błyskawicznie i kompleksowo przestawił się na uczenie on-line. Bez wirusa zajęłoby nam to dwa lata, a nie niecałe dwa tygodnie. Zajęcia odbywają się w czasie rzeczywistym: wykłady, ćwiczenia, dyskusje. Oczywiście nie wszystko się da przenieść online. Jak poczuć właściwości materiału? Zrobić przymiarkę kostiumu? Odlać naczynie z porcelany? Sprawdzić gesty robota? To wszystko musi poczekać na otwarcie szkoły… Liczymy dni i godziny bo w perspektywie mamy przeprowadzkę do Warszawy, gdzie School of Form ruszy z zajęciami od października. Możemy więc wydłużać zajęcia, ale nie w nieskończoność. Któregoś dnia musimy zdemontować sprzęty, zapakować w pudełka i ruszyć w drogę by być gotowi na czas.
Tymczasem w School of Form drukują się przyłbice dla Szpitala w Puszczykowie pod Poznaniem. Drukarki drukują, pracownicy i absolwenci składają, a studenci żałują, że nie mogą dołączyć. Najbardziej zdenerwowani są dyplomanci. Wiemy już, że zaplanowany na czerwiec tydzień obron i wieńcząca go wystawa Graduation muszą zostać przesunięte i że nie odbędą się w Poznaniu tylko w Warszawie.
Nie tylko to wydarzenie odsuwa się w czasie. Wiele wystaw, festiwali konferencji zostało przesuniętych na jesień, do internetu lub odwołanych. Zadaję sobie pytanie: co my, świat projektowy, właściwie robimy? Odmieniamy przez wszystkie przypadki zapewnienia i manifesty, że nie trzeba już nic produkować, że nie wolno dewastować środowiska, zostawiać śladów węglowych i śmieci, że trzeba się zachowywać odpowiedzialnie. Głosząc tę nową religię jeździmy z miasta do miasta, kraju, kontynentu, produkujemy wystawy, instalacje i scenografie o krótkim terminie przydatności do spożycia. Zostawiamy za sobą śmieci, spaliny. Czy to ma sens? Wytwarzamy w ten sposób nową wiedzę, zdobywamy doświadczenia, dyskutujemy. I to jest ważne. Jednocześnie jednak działamy wbrew temu, o czym cały czas rozmawiamy. Jestem ciekawa jak zaraza wpłynie na targowisko próżności, które wytworzyliśmy. Czy stać świat, czy nas stać na to, by potraktować wirus jako szansę na nowe otwarcie, za zmianę potrzeb i przyzwyczajeń? Kiedy siedzę na kanapie w domu w swetrze, który kupiłam w lumpeksie 20 lat temu wydaje się, że to się może udać.
Myślę też o tym jak bardzo względne jest wszystko dookoła. Drukujemy przyłbice z plastiku, który jeszcze kilka tygodni temu odsądzaliśmy od jakichkolwiek zalet. Słusznie skupialiśmy się na szukaniu alternatyw dla nierozkładanych polimerów. Dziś, gdyby nie plastikowe przyłbice, syntetyczne maseczki i jednorazowe rękawiczki marnie byśmy wyglądali. Drukujemy, ulepszamy, dystrybuujemy i dzielimy się tymi jednorazowymi i nieśmiertelnymi zarazem rzeczami. Jako społeczeństwo zachowujemy się świetnie. Jednak czy ktoś zamiast spektakularnych działań w dziedzinie druku 3D zaczął projektować utylizację tych chroniących nasze zdrowie plastików? Jaka to ogromna góra śmieci! Co z nimi zrobimy? Spalimy? Kto je zbiera teraz? Jak je zbiera? Co się z nimi dzieje? To trudne odpady, biologicznie skażone. Ale czy to powód by zanieczyszczać środowisko?
Patrzę na swoje stopy w niecenzuralnych od dawna snickersach i myślę, że wkrótce jednak będę je musiała wyrzucić. I że zapewne wrzucę je do zmieszanych, nie pojadę do PSZOKa, żeby oddzielić Pet od Eva. I wtedy myślę, że nic się nie zmieni.