– Neoperfumeria Galilu powstała w 2005 roku. W Polsce dopiero pojawiały się pierwsze concept stores – osiemnaście lat w historii polskiej transformacji to cała epoka. Z perspektywy czasu widać, jak spontaniczna była to decyzja – opowiada Agnieszka Łukasik, współwłaścicielka neoperfumerii Galilu.
– My się nie znałyśmy! To było kompletnie przypadkowe spotkanie. Warynia Grela pojawiła się w moim życiu po sąsiedzku, kupiła w tym samym czasie mieszkanie na równoległej ulicy Starej Ochoty. Przyszła kiedyś do mnie zapytać o remont, chciała sprawdzić, jak wyszło, bo rozważała zatrudnienie tej samej ekipy – wspomina Agnieszka.
Obie były akurat na rozdrożu. Agnieszka, z małym dzieckiem i zmęczona karierą w reklamie, weszła w etap myślenia, żeby zacząć robić coś zupełnie innego. Warynia też pracowała w reklamie i też potrzebowała zmiany w życiu zawodowym. Ich rozmowy od początku zmierzały do wymyślenia sobie takiego zajęcia, które byłoby dla nich przyjemnością. Zdecydowały się na sklep z niszowymi zapachami i kosmetykami pielęgnacyjnymi, bo tego wówczas w Warszawie brakowało. To miała być mekka dla ludzi, którzy chcą uciec od masowości, których nie interesuje to, co mają wszyscy. Sednem pomysłu było ich wspólne zamiłowanie do marek nieoczywistych, niszowych, w wąskiej dystrybucji, wyróżniających się na tle popularnej oferty. Stąd również wzięła się nazwa „neoperfumeria” – czyli coś nowoczesnego, innego niż tradycyjne.
Jak się coś kocha
Dużo podróżowały i poznawały marki, których w Polsce nie można było kupić, więc postanowiły je sprowadzić. – Byłyśmy zdecydowanie kosmopolityczne. Odwiedzając Londyn czy Paryż, ciągnęło nas do miejsc ze świeżym spojrzeniem. Na przykład Galeria Lafayette w 9. dzielnicy, mimo że ma miano kultowej, „przegrywała” z genialnym domem towarowym Le Bon Marché. Chciałyśmy sprowadzić do Polski to, czego u nas jeszcze nie było, tchnąć w rynek nową jakość.
Spontaniczny pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, chociaż, jak przyznaje Agnieszka, dziś już się tak nie robi biznesu. Wszystko jest mocno skalkulowane, podstawą są budżety i biznesplany. – Oczywiście to też u nas było, ale na inną skalę. Zanim otworzyłyśmy pierwszy sklep, co najmniej rok pracowałyśmy nad koncepcją i pozyskaniem partnerów, jednak w ogóle nie zakładałyśmy, że marka tak się rozrośnie! Byłyśmy po prostu entuzjastkami tych produktów i działałyśmy odruchowo. Na pewno towarzyszyły nam odwaga, autentyczne zaangażowanie i wiara, że się uda.
Koncepcja neoperfumerii Galilu od początku była bardzo konsekwentna, ale co ciekawe, przez 17 lat działalności niektóre ich marki przestały być tak niszowe jak na początku. – Jako pierwsze w Polsce postanowiłyśmy skupić się na niszy, jednak od tamtego czasu wiele marek zmieniło status i teraz określa się je jako tzw. mass niche, czyli marki niszowe, w które zainwestowano duże pieniądze. Można je już znaleźć w o wiele szerszej dystrybucji niż kiedyś, ale nadal zachowują swoją filozofię i jakość. Kiedy startowałyśmy, były to kultowe, ale w pewnym sensie jeszcze raczkujące brandy, które oczywiście mają swoją tradycję i historię, ale 20 lat temu były w zupełnie innym miejscu, np. Editions de Parfums Frédéric Malle czy Diptyque. Spójrzmy również na znaną obecnie na całym świecie markę Aēsop: świetna jakość, piękne zapachy, charakterystyczne, ciemnobrązowe butelki i słoiczki, które nieznacznie się zmieniły od pierwszych prototypów z końca lat 80. Dziś mają wielu naśladowców. Nikt wcześniej w ten sposób nie sprzedawał pielęgnacji – zauważa Agnieszka.
Sprawdziłyśmy na własnej skórze
Fascynacja Zachodem, dobry design i brandy światowej klasy to z pewnością powody, dla których Warszawa pokochała zapachy z Galilu. Trzeba było jednak mocno się postarać, żeby klientów ośmielić. – Z początku mało kto odnajdywał się w naszej ofercie. Ale stopniowo, dzień po dniu, przekonywałyśmy coraz szersze grono. Obie miałyśmy absolutną pewność, że musimy zbudować unikalną relację z klientem. Piękne wnętrza, zapachy i jakościowe produkty stanowią punkt wyjścia, ale to spotkanie z człowiekiem jest zawsze najważniejsze – podkreśla Agnieszka.
Dziś Galilu to średnie przedsiębiorstwo, zatrudniające prawie 60 osób. Tak urosło z firmy, w której na początku było czterech pracowników. Obecnie działa sześć sklepów (oprócz Warszawy także Gdańsk i Kraków), ale Agnieszka uważa, że marka wciąż ma potencjał, aby rozszerzyć sieć na kolejnych kilka dużych miast Polski. Bez wątpienia znajdą się w nich ludzie, którzy szukają takiego doświadczenia.
Jest jeszcze jedna zasada, od której Agnieszka i Warynia nigdy nie odeszły: nie wprowadzają do oferty marek, których nie lubią, nawet jeśli wydają się pasować, są modne i pożądane. Nie robią tego, chociaż nie da się ukryć, że momentami jest to kuszące.
– Wymagania zależą od marki i jej pozycji na rynku. Dbamy o dywersyfikację naszego portfolio. Są w nim zarówno małe marki niezależne, jak i wspomniana Editions de Parfums Frédéric Malle czy Le Labo, które zostały wchłonięte przez globalne koncerny, ale zachowują swoją jakość. W związku ze zmianą statusu inaczej już podchodzą do nowych partnerów. Teraz wbrew pozorom o wiele trudniej pozyskać taką markę, dlatego że oczekiwania są zupełnie inne niż te, które musiałyśmy spełnić kilkanaście lat temu. Najczęściej sklep musi zapewnić odpowiednią przestrzeń, mebel, istotne są też inne eksponowane marki. My mamy crème de la crème, najlepsze marki perfumeryjne i pielęgnacyjne – wyjaśnia Agnieszka.
Nowy, wyszukany wizerunek znanej polskiej marki kosmetycznej
Szalone flakony to nie wszystko
Zapytana o to, czy po tylu latach obcowania z zapachami ma wrażenie, że wszystko już było, Agnieszka stanowczo zaprzecza. Uważa, że tworzenie zapachów jest sztuką, a prawdziwi perfumiarze są artystami.
Odkryciem bardzo grającym z jej osobistymi preferencjami jest, chociażby Lyn Harris – doświadczona perfumiarka z Londynu, która stworzyła markę Perfumer H, notabene w Polsce dostępną wyłącznie w Galilu. Niebanalną, inną, świeżą, naprawdę przepiękną. Współpracę zaczęły 17 lat temu, Lyn tworzyła wówczas pod szyldem Miller Harris i już wtedy czuć było fascynujący powiew brytyjskiej sztuki perfumeryjnej. – Tak, jak najbardziej, olśnienia się zdarzają. Czekamy na nie cały czas! – dodaje Agnieszka Łukasik.
Agnieszka Łukasik
Warszawianka, dzieląca życie między Starą Ochotę a mazurską wieś, w której odpoczywa, uprawiając ogród. Życie zawodowe dzieli na dwa okresy: agencje reklamowe i neoperfumerie Galilu, których jest współwłaścicielką. W 2013 roku była kuratorką i autorką koncepcji wystawy „Zapach – niewidzialny kod” w Centrum Nauki Kopernik. Prywatnie miłośniczka zwierząt, pasjonatka ogrodnictwa, podróżniczka i spełniona mama dwóch dorosłych synów.