Budowy ratusza (rådhus) w Aarhus nie powstrzymała nawet II wojna światowa. Dziś to klasyk duńskiego modernizmu. Przepiękna archikona.
W Danii byłem wiele razy, ale dopiero gdy odwiedziłem Aarhus, niespełna 300-tysięczne, drugie co do wielkości miasto tego kraju, uznałem, że określenie „niemiecki porządek” jest już bardzo nieaktualne i powinno być przemianowane na „duński porządek”. Ład panuje tutaj i w przestrzeni publicznej, i w architekturze, i we wnętrzach. Można odnieść wrażenie, że w Aarhus wszystko jest przemyślane od początku do końca i zaprojektowane. Bez nadęcia, bez „dizajnowania”, po prostu z myślą o mieszkańcach i turystach. Tak jak ma być! Czy to jesteśmy w publicznej łaźni, w której kąpiemy się o 7.00 przy minus 10 st. Celsjusza z widokiem na jakby wyrastające z wody nowe osiedle Iceberg, czy to spotykamy się w największej duńskiej bibliotece Dokk1 z ogromnymi przestrzeniami do picia kawy, nauki i pracy, czy w restauracji Substans z jedną gwiazdką Michelina (w Aarhus są trzy takie miejsca), czy może w Aros Art Museum…
Wszędzie estetyczny raj. Minimalizm i funkcjonalizm na każdym kroku. Nic dziwnego, że „New York Times” uznał Aarhus za miejsce, które trzeba koniecznie odwiedzić w 2016 roku (13. miejsce z 52 na świecie), albo jeszcze lepiej w 2017 roku, kiedy miasto to będzie Europejską Stolicą Kultury.
Ratusz w Aarhus. Jak w więzieniu
– Aarhus zawsze było uporządkowane, estetyczne, kwitnące sztuką, a przy tym wyluzowane. Nie bez kozery mówi się, że Duńczycy to „Włosi Skandynawii”. Mamy też swój zdecydowany styl w designie i architekturze, odbiegający od tego, co w Szwecji czy Finlandii. Najlepiej odzwierciedla go nasz ratusz – mówi mój przewodnik po Aarhus i zabiera mnie na zwiedzanie… urzędu zaprojektowanego przez architektów Arne Jacobsena i Erika Møllera.
Choć do użytku budynek oddano 2 czerwca 1942 roku, to dyskusje wzbudza do dziś. Jedni zachwycają się jego prostą i minimalistyczną bryłą, inni drwią, że wewnątrz, ze względu na układ pięter i korytarzy, jest jak w więzieniu. Jeszcze inni nazywają go „złotą klatką”, bo wiele elementów wewnątrz ratusza wykonano z lśniącej miedzi. Są też tacy, którzy krytykują wieżę zegarową (pierwotnie w ogóle nie planowano budować), gdyż według nich przypomina bardziej rusztowanie.
Decyzję o budowie ratusza miasto podjęło w 1937 roku. Opracowanie planów zleciło cenionym duńskim architektom Arne Jacobsenowi i Erikowi Møllerowi. Wybuch II wojny światowej nie pokrzyżował planów władz Aarhus, gdyż wojska niemieckie zajęły całą Danię, praktycznie nie napotykając oporu zbrojnego, a następnie rząd tego kraju kolaborował z okupantem, więc większość duńskich instytucji publicznych funkcjonowała w niemal niezmienionej formie. Gdy budynek oddano do użytku, gazety rozpisywały się o „dokonaniu niezwykłego dzieła architektonicznego”. Ratusz przetrwał wojnę (nie ucierpiał nawet podczas bombardowań portu w końcowej fazie wojny), szybko stając się klasykiem duńskiego modernizmu z międzynarodowym uznaniem.
Trzy główne bloki
Budynek posiada trzy główne bloki ułożone asymetrycznie. Tuż za wejściem znajduje się hol, gdzie często odbywają się śluby. Na podłodze „wita nas” czarno-biała włoska mozaika, która przechodzi w jodełkę z dębu bagiennego. W lewym rogu stoi pięknie zaprojektowana mównica, a pomiędzy zaokrąglonymi ławami znajduje się prawdziwe cudo – miedziane poidełko. Z tego samego materiału wykonane są balustrady i popielniczki w windach, w których – uwaga – „Drzwi zamykają się automatycznie”, jak głosi napis na tabliczce z 1942 roku. Nad wszystkim góruje wielki obraz ścienny. Na piętrach mieszczą się biura i sale posiedzeń.
Budynek po prawej to przestronne atrium mogące pomieścić 600 osób, z wielkimi oknami i żyrandolami. Organizowane są tutaj koncerty i wystawy. Tuż za holem, w czteropiętrowym bloku – ze względu na układ – przypominającym blok więzienny, znajdują się biura, które możemy przejść jedno po drugim, gdyż są zorganizowane na przestrzał i z pierwszego możemy dojrzeć ostatnie. Budynek ten nazywany jest Panoptikonem (Panopticon; z greki pan = wszystko; optikos = widzieć) od więzienia wymyślonego przez XIX-wiecznego angielskiego filozofa utylitarystę, Jeremy’ego Benthama, który tak projektował budynki, aby konstrukcja umożliwiała strażnikom obserwowanie osadzonych bez ich wiedzy.
Urząd w Aarhus też został tak pomyślany, ale więzienna surowość została złagodzona naturalnymi materiałami tworzącymi ciepłą i przytulną przestrzeń. Mimo że budynek był projektowany prawie 70 lat temu, wyczuwana jest dbałość o środowisko, głęboko zakorzeniona w tradycji skandynawskiego wzornictwa.
Jacobsen, który osiągnął międzynarodową sławę przede wszystkim jako projektant krzeseł i foteli, stworzył niemal każdy mebel, który został umieszczony w budynku. Architekci zaprojektowali dla urzędu również unikalny krój pisma, który do dziś oglądamy na identyfikacji wizualnej wewnątrz budynku i na miejskich dokumentach. – W tym budynku wszystko, od mebli na korytarzach, przez lampy, po dziurki od kluczy w zamkach, zostało zaprojektowane przez Jacobsena i Møllera – opowiada mi urzędowy portier, pozwalając zerknąć do sali posiedzeń zarządu miasta. Oczywiście i ona w całości została specjalnie zaprojektowana.
Z zewnątrz budynek przypomina geometrycznie czystą bryłę. Co ciekawe, początkowo projektanci w ogóle nie planowali budowy wieży zegarowej. Doprojektowali ją dopiero w końcowej fazie budowy ratusza na wniosek mieszkańców, którzy nie mogli sobie wyobrazić urzędu bez charakterystycznej wieży zegarowej. Na nic zdały się protesty projektantów, którzy przekonywali, że zachwiana zostanie „monumentalna prostota budynku”. Wieżę musieli dobudować. Zegar tyka.
***
Ratusz kosztował 9,5 mln duńskich koron. Łączna powierzchnia budynku to nieco ponad 19 tys. m kw. Wieża ma 60 m wysokości, a zegar na niej 7 m średnicy. Budynek wykonany jest z betonu i stali pokrytych miedzią oraz 6 tys. m kw. marmuru z Porsgrunn w Norwegii. W 2006 roku ratusz trafił na listę Danish Culture Canon (Kulturkanonen) jako hołd dla jakości i oryginalności projektu.