– Wymyśliłam to wnętrze jako przygodę, w której zrealizuję własne pomysły. Podczas mojej dwudziestoletniej pracy z klientami często musiałam je w sobie tłamsić, a to mieszkanie jest ćwiczeniem z wolności i intuicji – mówi architektka Katarzyna Baumiller.
Architektka Katarzyna Baumiller w mieszczańskiej kamienicy postawiła na postmodernistyczny klimat lat 80. i 90. i dzikie kompozycje kolorów.
– Być może w ten sposób chronimy też siebie. Moje zaangażowanie w projekt podczas jego powstawania jest zwykle ekstremalne. Nie jestem letnią osobą, więc skrajności są częścią mojej pracy. Po wszystkim mam potrzebę emocjonalnego odseparowania się od wnętrza, z którym tak bardzo rezonuję w trakcie realizacji. Projekty są mi bliskie na czas relacji z klientem, potem robię zdjęcia, rozstaję się z nimi i oddaję światu – dodaje projektantka.
Eksperyment – wnętrze dla siebie
W tym warszawskim mieszkaniu w przedwojennej kamienicy przy ul. Foksal było jednak inaczej. Po latach pracy z klientami Katarzyna Baumiller zapragnęła wyjść z pozycji architektki, która musi być kreatywna, ale przede wszystkim powinna rozumieć drugą stronę. Z całą mocą dała o sobie znać jej potrzeba realizacji własnych marzeń i odwaga zawierzenia swojemu głosowi. – Chyba tak już jest, że stopniowo odkłada się w nas jakaś suma niewypowiedzianego, aż wreszcie domaga się ujścia – zauważa Katarzyna.
Projektowanie bez zewnętrznych ograniczeń wymaga dojrzałości, praca architekta zawsze przecież polega na poruszaniu się względem jakichś współrzędnych. Architektka przyznaje, że „wolność pod pustym niebem” wcale nie jest łatwa. Można zrobić dużo błędów. Kiedy nikt na nas nie patrzy, rozluźnia się dyscyplina.
– Mam wykształcenie architektoniczne, a nigdy nie zaprojektowałam budynku wolnostojącego. Wszystkie moje architektoniczne doświadczenia, jeszcze zanim zaczęłam zajmować się wnętrzami, polegały na modyfikacjach zastanych obiektów. Zawsze najbardziej cieszyło mnie, że mogę się do czegoś odnieść. Lubię kontekst, ale zamarzyło mi się, żeby tym razem nie dyktował mi warunków – mówi architektka Katarzyna Baumiller.
Skorzystała z nadarzającej się okazji i postanowiła zrobić eksperyment – zaprojektować wnętrze dla siebie. Była pandemia, wszyscy się od siebie oddaliliśmy, także architekci od klientów. Praca przestała polegać na spotkaniach, na dialogu. To był trudny czas, w którym uwydatniły się w nas zarówno problemy, jak i ukryte marzenia, tęsknoty.
Marzenie o życiu bez ograniczeń
Już na wstępie pracy nad projektem Katarzyna uświadomiła sobie pewien brak. Brak odbiorcy, który może coś przyjąć, odrzucić, zachwycić się, skrytykować – to było dla niej niezwykle ważne i rozwijające doświadczenie. Wreszcie postanowiła, że nie będzie realizować dawnych niespełnionych pomysłów, tylko zrobi wszystko totalnie od początku. Dokładnie tak, jak teraz chce i czuje.
W mieszczańskiej kamienicy postawiła na postmodernistyczny klimat lat 80. i 90., dzikie kompozycje kolorów, zaskakującą grę faktur, form i wzorów. Obłości nie przeszkadzają kantom, fiolety nie wadzą pomarańczom, a błyszczące posadzki sprzyjają miękkim dywanom. Takie sprzeczności pogodzić mogło tylko doświadczone oko projektantki z rozhulaną wyobraźnią.
Architeka Katarzyna Baumiller przyznaje, że: „jest ryzykownie i kontrowersyjnie, ale bardzo po mojemu. Ten projekt pobudził moją wyobraźnię i był testem sprawdzającym wiarę w siebie. Jeśli projektujemy cały czas tak samo, stoimy w miejscu. Trzeba być ciągle krytycznym wobec własnej pracy i za każdym razem próbować się trochę przekraczać. To musi wręcz wejść w nawyk”.
I dodaje: – Ostatnio szukałam formy dla innego projektu, opartego na harmonii kolorów, kształtów i faktur, co było dla mnie dużym wyzwaniem i gimnastyką umysłu. Z kolei ten projekt dał mi okazję, żeby sprawdzić, na ile moje myślenie umie być świeże i czy w ogóle jest takie, jak mi się wydaje. Wybrałam niebezpieczną ścieżkę, bez żadnej gwarancji, że się uda.
Ryzykowne, niszowe i poruszające emocje
Kształt mieszkania zwykle wynika ze sposobu życia mieszkańców, ich aktywności i potrzeb. To wnętrze nie podąża jednak za obowiązkami członków rodziny i nie musi spełniać tysiąca funkcji, których wymaga dorosłe życie. Może mieszkać tu jedna osoba lub para. Projektantka zadbała o podstawowe potrzeby. Mieszkanie jest wygodne, ma wszystkie istotne funkcje – jest odpowiednia liczba szaf, miejsce na pralkę, w pełni wyposażona kuchnia. W pewien sposób jest samowystarczalne. – Jeśli miałabym tu mieszkać, oglądałabym seriale do nocy, spała do południa i zamawiała jedzenie na wynos. To jest moja odpowiedź na marzenie o życiu bez ograniczeń – dodaje.
Ostatnio brała udział w panelu dyskusyjnym, podczas którego specjaliści od budowania marki tłumaczyli, jak dokładnie trafić w potrzeby odbiorcy. – Stanęłam w opozycji. Świetnie stargetowane, strategiczne działanie oczywiście z punktu widzenia marketingu ma dużo sensu, ale z punktu widzenia twórcy moim zdaniem jest bardzo ograniczające. Wierzę, że analizowanie trendów i potrzeb odbiorców może przynieść sukces komercyjny. Ale pytanie, czy taki projekt zawładnie ich emocjami – puentuje.
Architektka Katarzyna Baumiller
Rocznik 1976. Architektka z wykształcenia, projektantka wnętrz z wyboru. Pierwsze samodzielne projekty realizowała już podczas studiów na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Od początku prowadzi swoją działalność według własnych zasad – najpierw w ramach pracowni Baumiller Kossowska, a od roku 2019 tworząc osobistą markę Katarzyna Baumiller Studio. Najczęściej trafiają w jej ręce wnętrza w kamienicach, do których czuje metafizyczne wręcz przyciąganie. Jej najbliższe plany obejmują stworzenie marki produktowej, w której znajdą się obiekty pojawiające się w jej projektach. Wraz z mężem, też projektantem, oraz synami tworzy wybuchową, kreatywną rodzinę. Wspiera nastoletnich synów w ich twórczych poszukiwaniach, przy okazji czerpiąc garściami z ich inspirujących pasji.