Najpierw jego Villę Reden, kameralny budynek wielorodzinny przypominający pawilon uzdrowiskowy, obsypano międzynarodowymi nagrodami. Potem znalazł się na prestiżowej liście najlepszych europejskich architektów „40 Under 40”. Maciej Franta zaczyna swoje projekty od podstawowych pytań. W jakiej przestrzeni odpoczywamy i czujemy się najlepiej? Czym powinny być mieszkanie i budynek, jeśli nie wspaniałym miejscem do życia?
Na rozmowę umawiamy się późnym popołudniem. Maciej Franta łączy się ze swojej pracowni przy ul. Rymera w Katowicach, która znajduje się po sąsiedzku z KWK Promes Roberta Koniecznego. Do pytania, dlaczego Śląsk jest zagłębiem wybitnych architektów, dojdziemy pod koniec naszego wywiadu. Zaczynamy od fenomenu, jakim jest talent architektoniczny w kilku pokoleniach jego rodziny. W pewnym momencie sam zastrzega, żeby mu czasem przerywać, bo o swojej pasji mógłby mówić godzinami.
Pana rodzina jest bardzo twórcza i silnie związana z architekturą.
To prawda, architekturę mam we krwi. Jest nas kilkadziesiąt osób – praktyków, teoretyków, profesorów. Tradycję rozpoczął Ludwik Panczakiewicz, który zaprojektował m.in. Halę Mirowską i wiele kamienic w Warszawie. Jednak największy wpływ na architekturę polską miał bez wątpienia mój dziadek Aleksander Franta, który zaprojektował np. osiedla Gwiazdy i Tysiąclecia w Katowicach. Wydawałoby się, że wybranie tego zawodu jest naturalną kontynuacją rodzinnego trendu, ja jednak nie podejmuję rękawicy, którą dziadek rzucił na rynek dawno temu.
Jednak figura dziadka była ważna w Pana życiu?
Zdarza się, że odnajduję u siebie pomysły, które on wdrażał. Jesteśmy np. w trakcie realizacji jakiegoś projektu i nagle łapię się na tym, że jest w nim identyczny sposób myślenia, jaki dostrzegam u niego w jakimś projekcie. Miałem z nim bardzo bliski, emocjonalny kontakt, poświęcał mi wiele czasu. Chodziliśmy po górach, on mi coś tłumaczył, a dopiero dziś dociera do mnie, że myślę o czymś, co mi kiedyś powiedział, tylko innymi słowami.
Wydaje się, że za czasów Aleksandra Franty budowało się masowo, nikt nie przejmował się standardem i jakością wykonania.
Owszem, budowano masowe osiedla z wielkiej płyty, ale z drugiej strony powstało np. osiedle Tysiąclecia w Katowicach, gdzie obszerne balkony wychodziły z każdego pokoju. Budynki dobrze wkomponowane w park były tylko dopełnieniem kompozycji krajobrazowej. Wszystko zintegrowane z komunikacją, wyposażone w duże okna. Kiedy obserwuję współczesne realizacje, niewiele widzę takich rozwiązań. Kiedyś zakup mieszkania był potężnym życiowym krokiem, dziś mieszkalnictwo stało się w dużym stopniu biznesem. Procentowo bardzo zmalała liczba klientów, którzy tak jak dawniej przyglądają się jakości przestrzennej, w relacji do tych, którzy inwestują środki biznesowo. Zdecydowanie wzrosła za to liczba inwestycji pod wynajem, w których nikt nie patrzy na standard, tylko na cenę względem lokalizacji. W związku z tym jakość budownictwa i standardu przestrzennego spada, przestają one odpowiadać na podstawowe potrzeby człowieka.
Ostatni wywiad jakiego udzielił Aleksander Franta – jeden z najwybitniejszych polskich architektów
Pan projektuje inaczej. Jakie są Pana założenia?
Staramy się wraz z zespołem wyjść z tego hałasu biznesowego i technologicznego, aby wrócić do podstaw tego, czym w ogóle powinny być mieszkanie oraz cały budynek. Na koniec ma to być przecież przyjazne, wspaniałe miejsce do życia. W naszych projektach nie faszerujemy budynku drogimi rozwiązaniami elewacyjnymi, które nie są nikomu potrzebne do szczęścia, źle się starzeją i dużo kosztują. Sprawiają, że budowa staje się droższa, a standard mieszkań spada. Materiał wykończeniowy realnie nie podnosi przecież standardu życiowego. Zamiast tego wyposażamy mieszkania we wszystkie życiodajne współczynniki, czyli np. porządne balkony. Nie balkoniki, tylko tarasy! Duże okna, dostęp do światła dziennego z każdego pokoju. Staramy się projektować obiekty punktowe, bo jest w nich więcej mieszkań narożnych z lepszym widokiem i nasłonecznieniem. Otaczamy budynki pasem balkonów, które powodują, że mieszkanie staje się miejską namiastką domu. Duże okna w lecie dają też odpowiednie zacienienie, co z kolei zapobiega konieczności stosowania klimatyzacji, generującej olbrzymi koszt ekologiczny. To, co różni mieszkanie od domu, to m.in. fakt, że dom ma ogród. Dlatego proponujemy taras, który można zazielenić, postawić meble wypoczynkowe – w takiej przestrzeni człowiek zupełnie inaczej się czuje. Biorąc pod uwagę pandemię i to, że jesteśmy wyizolowani – tym bardziej trzeba tak projektować. Może nas to pchnąć w kierunku docenienia standardu mieszkania. Projektujemy z tą myślą, ale jednocześnie w sposób niegenerujący niepotrzebnych kosztów.
Jak stawiać na jakość i jednocześnie ciąć koszty?
Konsekwentnie, prostymi metodami próbujemy uzyskać jak najlepszy efekt. Stosujemy elementy, które możliwie najtańszym kosztem zapewniają lepszy standard życia. W Warszawie i innych miastach obserwuję budynki, w których użyto bardzo drogiego materiału elewacyjnego: corten, wentylowane płyty HPE, a jednocześnie balkoniki mają wymiary 3 na 1,5 metra. My wolimy powiedzieć inwestorowi: „Uprośćmy konstrukcję, po co pakować pieniądze w elewację. Zróbmy zwykły tynk lub inny prosty materiał, ale zamiast trzech niech będzie trzynaście metrów balkonu. Ich koszt będzie dużo niższy niż użycie tej płyty”. I to się sprawdza.
Na Śląsku jest mnóstwo majętnych ludzi, którzy do tej pory nie kupowali mieszkań, bo nie było czego kupować, poza masą powtarzalnych rozwiązań. Jeżeli jednak powstaje coś nowego, wyjątkowego, co staje się od razu ikoną – to kupują od razu cztery lokale. Taka jest moc architektury!
Tak było w przypadku Villi Reden, która w ubiegłym roku obsypana została nagrodami architektonicznymi, jednak budynki wielorodzinne rzadko są w Polsce na tak wysokim poziomie.
Dziewięćdziesiąt procent nagród architektonicznych w Polsce dotyczy budynków jednorodzinnych. Ale zwróćmy uwagę, że nie jest trudno zrobić zjawiskowy projekt dla inwestora z kilkudziesięcioma milionami do wydania. Co więcej, tego projektu nie trzeba sprzedawać. Wystarczy zbudować, zrobić sesję zdjęciową i można się chwalić. My chcemy projektować budynki mieszkaniowe, które po pierwsze sprzedadzą się na konkretnym rynku, a do tego będą tanie w realizacji i piękne w efekcie. Tym bardziej cieszy mnie nagroda za Villę Reden. To niezwykle trudne doprowadzić budynek wielorodzinny, który często jest kształtowany po prostu Excelem inwestora, do takiej sytuacji, w której zaistnieje on jako architektura godna zainteresowania.
Villa Reden. Nietypowy apartamentowiec wpisany w zabytkową okolicę
Ma Pan misję zmiany standardu budynków wielorodzinnych?
Jestem daleki od poczucia artyzmu czy misji społecznej. Pamiętajmy, że architektura wiąże się z biznesem. Uważam, że nie należy dyskredytować inwestora, tylko należy go chwalić, wspierać, edukować i stać się jego partnerem w realizacji zadań. Nie można być jedynie wykonawcą dokumentacji albo radykalnie narzucać swojej wizji – obie drogi prowadzą donikąd. Trzeba zrozumieć jego potrzeby, bo przecież on przychodzi do architekta z pieniędzmi po to, żeby je skutecznie pomnożyć.
W jaki sposób współpracuje Pan z inwestorami?
Wspomagamy naszych inwestorów na wszystkich etapach – od pozyskiwania gruntów, szukania działek, które uważamy za interesujące, aż do projektu. Pomagamy także przy budowaniu marki budynku i identyfikacji wizualnej. Nam też zależy, aby była ładna i konsekwentna. Czasem służymy wsparciem na etapie komercjalizacji, bo dysponujemy też takim doświadczeniem. To jest ważna rola architekta, możemy być kreatorem świata nie tylko przestrzennego, ale również biznesowego. Niejednokrotnie pomagamy naszym inwestorom w budowaniu portfela inwestycji, nastrajamy ich w różnych kierunkach, nasza rola jest szersza niż tylko wymyślanie i projektowanie budynku.
Ogromne wrażenie robi precyzja projektu Villi Reden. Uderza dbałość o to, by nie było żadnych negatywnych konsekwencji implementacji tego budynku w otaczającym go parku.
Staraliśmy się, aby integracja z naturą nabrała tu naprawdę wyjątkowego wymiaru. Zazwyczaj budynki powstają w odległości kilku metrów od drzew, my natomiast dość ryzykownie zbliżyliśmy się do drzew na 30 centymetrów. Ja sam tu mieszkam, stojąc na tarasie, mogę dotknąć pnia ręką. Co więcej, wiewiórki schodzą na tarasy, aby się po nich ganiać. Nie spotkałem się z czymś takim w budownictwie wielorodzinnym. A tutaj to działa! Doświadczamy tego codziennie, patrząc, jak ten budynek stał się naturalnym elementem drzewostanu. Tworzy przestrzeń zaprojektowaną nie tylko dla ludzi, ale także dla zwierząt zamieszkujących korony drzew. Obserwując ich zachowanie, możemy śmiało stwierdzić, że przyjęły go z aprobatą.
Villa Reden ma walory domu wczasowego, sanatorium. Takie było założenie?
Idea projektu wyszła od pytania, dlaczego to, co jest takie przyjemne na wakacjach, nie miałoby nam towarzyszyć na co dzień. Można kombinować, wymyślać niesamowite koncepcje, a moim zdaniem najważniejsza jest prosta odpowiedź na problem. Jeśli budynek ma być przyjazny, to zadajmy sobie pytanie, kiedy czujemy się dobrze i w jakich miejscach. Z wakacji zapamiętujemy nastroje, momenty, piękne widoki. Chodzi o to, że ważne są przyjemności. Stąd pomysł na te potężne tarasy, które są namiastką alpejskiego pensjonatu z widokiem na góry. Zaprojektowaliśmy ten budynek jako delikatny, prosty uzdrowiskowy pawilon otoczony parkiem. Szczerze mówiąc, my naprawdę niewiele zrobiliśmy. Proste mieszkania uzupełniliśmy o tarasy. Wprowadziliśmy patio, z którego się podśmiewano, które przez niektórych obserwatorów zostało uznane za zbyt ciasne. A ja uważam, że poza tarasami to jest najlepszy pomysł w tym budynku. Dzięki niemu wszystkie łazienki, klatki schodowe, kuchnie i przedsionki mają okna. Rano, kiedy wchodzę do łazienki, nie muszę zapalać światła. Uchylając okno, mogę łazienkę łatwo przewietrzyć. To są takie banalne, naiwne plusy, ale decydują o komforcie życia.
To bardzo ekologiczne rozwiązania.
Na przekór większości architektów, wierzących w pasywność, alternatywne źródła energii i farmy kolektorów jako przyszłość ekologii, ja uważam, że koszt wyprodukowania tego sprzętu jest tak gigantycznym obciążeniem dla środowiska, że zysk staje się śmieszny. Częste są sytuacje, gdy na nowym osiedlu instaluje się ogniwa na dachu i reklamuje się je jako ekologiczne lub pasywne, a elewacje wyposaża się w skąpe balkony i relatywnie duże okna. Już po pierwszym lecie z uwagi na przegrzanie na dachu obserwujemy wysyp jednostek klimatyzacyjnych pożerających olbrzymią ilość energii i tym samym budynek staje się bardzo wysokoenergetyczny. A nie prościej pomyśleć, jak operuje słońce? W Villi Reden, gdzie są jedne z najdroższych mieszkań na Śląsku, nikt z mieszkańców nie chce montować klimatyzacji, bo nie ma tu takiej potrzeby. Funkcjonalne rozwiązania i pomysły dają największą korzyść dla środowiska, dopiero w drugim kroku należy stosować wyszukane technologie i rozwiązania, o ile w ogóle są uzasadnione.
Nie sądzi Pan, że sukces Villi Reden jest dowodem na to, że współcześnie zdewaluowała się modernistyczna koncepcja budynku jako maszyny do mieszkania? Zamiast tego potrzebujemy teraz maszyn do odpoczywania.
Być może teraz najcenniejsze są szeroko otwarte okno tarasowe i możliwość wytchnienia. Możliwość relaksu i przyjemności po pracy.
Co jest takiego na Śląsku, że tylu dobrych architektów tu pracuje? Swoje pracownie poza Panem mają tu Robert Konieczny, Tomasz Konior czy Medusa Group.
Za czasów PRL Śląsk był oczkiem w głowie władzy. Generał Jerzy Ziętek, komunista, miał wizję stworzenia ze Śląska bardzo nowoczesnego miejsca. Wiedział, że do tego potrzebni są architekci. Zjeżdżała tu inteligencja lwowska, warszawska, krakowska. Powstawały szkoły w wielu dziedzinach, rozwijały się architektura, sztuka, plakat. Mamy teraz tego pokłosie.
Jakie znaczenie ma to miejsce dla Pana?
Pochodzę z Katowic, ale wychowałem się i ukształtowałem w Chorzowie, czyli miejscu, które jest miksem Polski i Śląska. Tutaj we wspaniałym liceum im. Juliusza Słowackiego człowiek stykał się z ludźmi, którzy mówili perfekcyjnym polskim, oraz ludźmi, którzy mówili językiem śląskim, trudno zrozumiałym dla osób spoza regionu. Umiem trochę mówić po śląsku, czasem rozmawiam w tym języku z kolegami. Autentyczność to jest fantastyczny i bardzo silny element tego miejsca, bo tu nie ma dużego napływu ludności zewnętrznej. Dla przyjezdnych Śląsk jest szokiem, myślą, że przyjadą do miejsca, które będzie takie samo jak każde inne, a tu wszyscy są dla siebie bardzo mili. Jak się pojedzie do Rudy Śląskiej i wejdzie do sklepu, to wszyscy mówią po śląsku, w kolejce stoją górnicy, superżyczliwi, z ogromną kindersztubą. Ten sam górnik wrócił przed chwilą z kopalni, ale już jest w białej koszuli i idzie na zakupy, a ekspedientka pyta z uśmiechem: „Synek, a co ci dać, a na rolady mięso mosz?”. Od razu człowiek się uśmiecha, a najlepsze, że to się nie zmienia! Ja Śląsk kocham, to jest moja mała ojczyzna.
Nad czym pracuje dziś Franta Group?
Mamy kilka linii pomysłów – pierwsza to budynki inspirowane naturą. Zaczęło się od Villi Reden. Będziemy projektować obiekty inspirowane roślinami i najprostszymi formami natury, np. w Szczyrku. Druga linia to superbohaterowie architektury. Wynika z przekonania, że architektura może mieć siłę herosa i odmieniać przestrzeń oraz otoczenie, wskazywać nowe drogi i wartości. Budynek Żorro w Żorach jest naszym pierwszym projektem etycznego superbohatera, postaci ludzkiej i etycznej, który kontrastuje z otoczeniem koszmarnych budynków z wielkiej płyty, wskazując dokładnie odwrotną drogę do wartości związanych z kreowaniem przestrzeni do życia. Wyróżniamy go z tłumu, dynamicznie przecinając bryłę (szablą), i odsłaniamy jego ciepłe serce – wnętrze tarasów. Wyposażamy go w atrybuty superbohatera, czyli w pelerynę balkonów i maskę zacieniaczy dookoła. Teraz projektujemy dwóch następnych superbohaterów – pierwszy był ziemski, kolejny będzie kosmiczny. Planujemy go w Chorzowie, jako bardzo wysoki obiekt, sięgający ku gwiazdom, wykraczający poza standardy, poszukujący – tyle na razie mogę powiedzieć. Trzeci powstanie w Krakowie, inspiracją dla niego była postać z legendy, będzie mocnym czynnikiem patrzącym na miasto. Każdy z nich zmienia swoje otoczenie i na różne sposoby wyznacza nowe standardy jakości. Oprócz tego rewitalizujemy starą rzeźnię w Chorzowie – tu pokładamy olbrzymią nadzieję na realizację, bo projekt jest naprawdę mocny. Robimy też projekt hotelowy w Wiśle oraz kontynuujemy prace ze spółką TDJ nad Zieloną Doliną w Zabrzu. Mniejsze projekty to centrum stomatologiczne, zespół mieszkaniowy w Świętochłowicach, budynki koniczynki i mnóstwo innych ciekawych rzeczy.
Maciej Franta
Urodził się w 1983 roku w Chorzowie. W 2008 roku ukończył Wydział Architektury na Politechnice Krakowskiej, a potem studia doktoranckie na tej samej uczelni. Kształcił się także na Wydziale Architektury Uniwersytetu w Knoxville w Tennessee. W 2007 roku odbył praktyki w pracowni architektonicznej Gensler w Nowym Jorku, a w latach 2008–2010 pracował w katowickiej pracowni architektonicznej Franta & Franta Architekci. Od 2010 roku prowadzi pracownię Franta Group w Katowicach, która skupia 24 architektów i zajmuje się projektowaniem architektury i urbanistyki osiedli mieszkaniowych oraz budynków użyteczności publicznej i usługowych. Projekty Franta Group były wielokrotnie nagradzane w konkursach w Polsce i za granicą. W 2022 roku otrzymał tytuł Architect of the Year 2021 w konkursie organizowanym przez The Architecture Community oraz trafił na listę 40 najbardziej obiecujących młodych architektów świata w plebiscycie „40 Under 40” organizowanym przez The European Centre. Autor m.in. Villi Reden w Chorzowie, jednego z najczęściej nagradzanych projektów architektonicznych 2021 roku. Pozazawodowe obszary zainteresowań Macieja Franty to logika, podróże i przyszłość.