W dzieciństwie chciała być pierwszą kobietą papieżem (żeby dużo podróżować), w liceum – lekarką, potem – malarką, a dziś jako jedyna Polka projektuje zestawy klocków Lego. Kim jest Ola Mirecka? I czy udało jej się spełnić dziecięce marzenia?
Pani praca zdaje się spełnieniem dziecięcych marzeń!
Jako dziecko miałam wiele rożnych pomysłów, które zmieniały się w zależności od tego, co akurat robiłam. Raz chciałam być pianistką, raz – artystką, a jeszcze innym razem – papieżem, bo dostrzegałam w tym możliwość nielimitowanego podróżowania i nieobsadzoną posadę kobiety papieża. Już wtedy uważałam, że kobiety powinny moc piastować wszelkie możliwe urzędy (śmiech). Kiedy przeczytałam „Małego Księcia”, chciałam być pilotem i skonstruować własny samolot, a po spotkaniu z archeologami zapragnęłam polecieć na wykopaliska do Sudanu. Tych planów było bardzo wiele, więc w liceum nie rozumiałam, dlaczego mam wybrać sobie konkretny zawód i iść dalej już tylko jedną, utartą ścieżką.
Wygrały jednak studia artystyczne…
Wygrały, choć początkowo miała to być medycyna. Skryte marzenia o ASP jednak zwyciężyły – i bardzo dobrze, bo ogromnie się cieszę, że doprowadziły mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz.
Studia były też czasem bardzo inspirującej współpracy z Tomkiem Rygalikiem. Stworzyliście wówczas eksperymentalną grupę PG13. Wiele osób, które się w niej znalazło, z czasem odniosło duży sukces na rynku.
Ogromnie się cieszę, że mogłam poznać Tomka, bo jego charyzma i energia są zaraźliwe i zachęciły mnie do działania. Jako wykładowca zjednoczył nas w bardzo silną, aktywnie działającą grupę, co pobudziło mnie do bardziej realistycznego myślenia o projektowaniu. Do tej pory mamy zresztą z Tomkiem kontakt. Ostatnio spotkaliśmy się ponownie na Wydziale Wzornictwa – zostałam zaproszona do współprowadzenia gościnnej pracowni na studiach magisterskich.
Nie żal było więc wyjeżdżać za granicę?
Praca z Tomkiem i moimi kolegami z roku była super, ale wiedziałam, że to nie będzie trwać wiecznie. Czułam niedosyt i miałam poczucie, że jestem gotowa na nowe wyzwanie: studia w Royal College of Art w Londynie. Nie planowałam wyjeżdżać z Polski na długo; to miały być standardowe dwa lata nauki. Minęło ich już dziesięć, a ja wciąż nie wracam.
Czyli jednak projektowanie było Pani przeznaczeniem?
Zdecydowanie.
Oczywiście miałam na początku chwile zwątpienia, ponieważ w Londynie wszystko było dla mnie nowe. W Warszawie żyłam w bardzo bliskiej relacji z rodziną – rodzice oraz dziadkowie, a nawet rodzeństwo wielokrotnie pomagali mi podczas wymyślania i realizowania projektów. W Anglii wszystko było nowe. Musiałam znaleźć nowe sklepy z materiałami do pracy – nie mogłam już skoczyć na ul. Próżną po śrubki albo do Castoramy, gdzie znam każdy kąt.
Studia na RCA były bardzo intensywne, ale nie dlatego, że to było wymagane. Każdy student po prostu wewnętrznie czuł, że to jest bardzo ważny czas – czas na poszukiwanie swojej drogi projektowej, swojego języka wyrazu. Spędzałam w szkole czas od rana do nocy. Gdyby było to możliwe, pewnie zamieszkałabym w szkole, ale niestety o 24:00 ochrona wyganiała nas do domu. Każdy student nad swoim biurkiem budował kilkupiętrowe półki, które z czasem zapełniały się nowymi eksperymentalnymi prototypami. Często podczas długich wieczorów wspólnie z innymi studentami robiliśmy sobie w pracowni jedzenie, używając tych samych narzędzi, w których roztapialiśmy plastik, do smażenia naleśników, albo gotując jajka w pracownianym czajniku (3 kliknięcia na miękko, 6 – na twardo). Studenci RCA pochodzili z rożnych zakątków świata i ten etap obcowania z nimi był dla mnie czasem wymiany i nauki na zupełnie innym poziomie, niż znałam do tej pory.
Odczuła Pani różnicę między podejściem do projektowania w Polsce a za granicą?
Kiedy trafiłam do Londynu, w Polsce jeszcze mało kto słyszał o projektowaniu i designie – a na pewno nie na taką skalę jak teraz. Wtedy czułam różnicę. Polska była skupiona na przedmiotach użytkowych i praktycznych, poszukiwała utraconej tożsamości projektowej. W Anglii natomiast tradycyjne projektowanie było już ugruntowane i studenckie poszukiwania wykraczały poza tradycyjne obiekty – były skupione głownie na eksperymentach materiałowych i znajdowaniu nowych środków wyrazu. Kiedy opuszczałam Polskę, chciałam projektować przedmioty użytkowe, ale poprzez moją zagraniczną przygodę odeszłam od tradycyjnego przemysłu w stronę eksperymentowania i zabawy materiałami, nowymi technologiami. Myślę, że teraz ta różnica się bardzo zatarła.
Studia trwały dwa lata. Co było dalej?
Nauka w RCA była tak inspirującym doświadczeniem, że nie chciałam stamtąd odchodzić, i razem z koleżanką zdecydowałyśmy się wystartować w wyborach do samorządu studenckiego. Wygrałyśmy je – i było to bardzo fajne doświadczenie pozwalające ochłonąć po studiach, ale wciąż przebywać w otoczeniu, które twórczo było dla mnie bardzo ważne. Po ukończeniu kadencji czułam, że utkwiłam w pewnym zawieszeniu. Chciałam założyć własne studio, ale nie miałam na to pieniędzy. Podłapywałam drobne zlecenia – pracowałam choćby jako asystentka malarza, co było bardzo ciekawym doświadczeniem. Realizowałam też projekty w Polsce, ale nic, co zapewniłoby mi finansową stabilność.
W pewnym momencie, trochę w akcie desperacji, wysłałam zgłoszenie do Lego. Nie robiłam sobie żadnych nadziei, tymczasem po paru miesiącach otrzymałam zaproszenie do udziału w warsztatach rekrutacyjnych. Nie wiedząc zupełnie nic o Danii, poleciałam tam i to było niezapomniane przeżycie. W dzieciństwie miałam klocki Lego, ale z czasem z nich wyrosłam. Nigdy też nie kojarzyłam ich z poważną pracą, choć moje projekty zawsze były swego rodzaju zabawkami dla dorosłych. Już podczas studiów odkryłam, że fascynuje mnie dodawanie odrobiny magii do codzienności – to była moja projektancka misja.
Jak ludzie reagują na wieść, że pracuje Pani w Lego?
Myślę, że szczególnie moje pokolenie ma do tej marki pewien sentyment. Dla wielu osób to była wymarzona zabawka z dzieciństwa i te wspomnienia wciąż są bardzo żywe. Zdradzając, że pracuję akurat dla tej firmy, sprawiam, że moi rozmówcy nagle otwierają się z ogromnym entuzjazmem i opowiadają o swoich doświadczeniach – to bardzo miłe.
Wiele osób najpewniej uważa też, że to nie praca, a zabawa. Faktycznie tak jest?
W rzeczywistości praca nad każdym zestawem czy nawet pojedynczym elementem wymaga ogromnej skrupulatności. Oczywiście zabawa jest tu punktem wyjścia, ale po drodze trzeba jeszcze myśleć o dostosowaniu projektu do ceny, stabilności konstrukcji, oryginalności pomysłu, instrukcji, oprawie graficznej… Nie mówiąc już o całym procesie produkcji i testów. Nad każdym etapem czuwa też osobny, wyspecjalizowany zespół projektantów.
Ile czasu mija, zanim pomysł przerodzi się w gotowy produkt?
Cały proces może trwać nawet kilka lat.
To jednocześnie dużo i mało – zwłaszcza w kontekście tak szybko zmieniającego się świata… Jak w takim razie wygląda poszukiwanie nowych tematów? Patrząc na bogactwo oferty Lego, mogłoby się wydawać, że na rynku są zestawy z każdej dziedziny.
Zmieniające się realia same w sobie są potężną inspiracją – co chwila pojawia się coś nowego, co może być podstawą do zaprojektowania nowej serii zestawów. Jako projektanci obserwujemy świat, a postęp technologii tworzy zupełnie nowe możliwości – nawet oklepane już tematy mogą okazać się interesujące w nowym świetle.
Jest jakaś lista, z której wybiera się, co następnego zostanie wzięte na tapet?
Wybór tematów powstaje zawsze po konsultacji z dziećmi. To one podczas testów sugerują nam, czym chciałyby się bawić, jakie historie je fascynują. Istnieje również platforma Lego Ideas, gdzie każdy może zgłosić swój pomysł na zestaw lub zagłosować na projekty zaproponowane przez fanów z całego świata.
Obecnie dzieli Pani czas pomiędzy Lego a pracę we własnym studiu projektowym. Co pochłania najwięcej czasu?
W tym momencie jest to właściwie poł na poł. W Lego jestem na etacie tymczasowym, który trwa już siedem miesięcy. Wcześniej przez trzy lata pracowałam na cały etat, w pewnym momencie poczułam jednak, że nadeszła pora zacząć działać na własną rękę. Taki wahadłowy tryb pracy bardzo mi odpowiada. W swojej pracowni skupiam się głownie na mniejszych zleceniach projektowych, projektach artystycznych i eksperymentach. W Lego mam możliwość pracy z klockami (materiałem, który uwielbiam) i udziału w dużych projektach razem z ciekawymi, życzliwymi ludźmi; mogę projektować zestawy, którymi potem bawią się dzieci na całym świecie. Moim marzeniem jest utrzymanie tej różnorodności w pracy, ale też rozwijanie własnego studia – tak aby moc działać na większą skalę.
Jakie są rokowania?
Jestem w przełomowym momencie: po raz pierwszy zatrudniłam stażystkę i dzięki temu mam kogoś, kto mnie wspiera w pracy. Przygotowujemy właśnie pierwszą solową wystawę ceramiki inspirowanej antykiem – to duży projekt i jestem nim ogromnie podekscytowana. Do końca sierpnia kończę również projekty dla Lego, no i jestem mamą trzyletniej dziewczynki, więc połączenie tego wszystkiego jest sporym wyzwaniem.
Tymczasem doba ma tylko 24 godziny…
Na szczęście rok akademicki się skończył, więc mogę trochę odetchnąć. Ogromnym wsparciem jest też dla mnie Sara Francuz – moja stażystka, studentka wzornictwa. Dodatkowe dwie ręce do pracy, możliwość przedyskutowania projektów i takiej bliskiej współpracy składają się na przełomowy moment w mojej pracowni. Już od dawna chciałam dotrzeć do tego etapu. Uwielbiam eksplorować niezbadane tereny, więc się cieszę, że mam taką możliwość. W tym kontekście wspaniałym przeżyciem było dla mnie niedawno jurorowanie w telewizyjnej produkcji „Lego Masters”. Uwielbiam takie zwroty akcji!
Tak różnorodne doświadczenia dają bardzo złożoną perspektywę, ale inspirujący są też ludzie. Tymczasem Pani pracuje zarówno z małymi dziećmi, dorosłymi, jak i ze studentami.
Dzieci są dla mnie zdecydowanie największą inspiracją. Mają w sobie niezwykłe pokłady szczerości i ciekawości oraz naturalność, która sprawia, że nie martwią się o tak prozaiczne rzeczy jak zarabianie pieniędzy czy normy społeczne. Ich fantazja sprawia, że same sobie tworzą narzędzia do poznawania świata, eksperymentują. Kiedy doroślejemy, życie wymaga od nas unicestwienia chaosu – i nie rozwalamy już makaronu po podłodze ani nie tarzamy się w błocie. Dla dorosłych frywolne zachowanie dzieci może być czasem uciążliwe i wydawać się niepotrzebne, ale ta dziecięca pewność siebie i naturalna chęć odkrywania nowych możliwości jest dla mnie bardzo pouczająca. Studenci mają już zupełnie inne podejście, ale praca z nimi też jest ciekawym doświadczeniem, innym niż praca z dorosłymi – trzeba im wskazywać drogę, nie narzucając swojej wizji.
Oprócz ludzi coś jeszcze przynosi inspiracje?
Cały świat! Sama okazja do przeżycia czegoś jest inspirująca. Zdarza mi się nawet wsiadać czasem w pociąg i dopiero w trakcie jazdy pytać, dokąd tak właściwie jedziemy (śmiech).
Patrząc na ten ogrom doświadczeń, muszę zadać to pytanie: Czy mała Ola, ciekawa świata, nieznająca granic, byłaby dumna z dorosłej Oli?
Właściwie to cały czas czuję ciągłość tych doświadczeń. Kiedy niedawno poszłam do galerii, pomyślałam sobie, że chciałabym być malarką. Wróciłam więc do mojego studia i chwyciłam za pędzel. Mogę podróżować jak papież, bo służbowe wyjazdy zabierają mnie w rożne zakątki świata. Daję sobie cały czas prawo, by interesować się mnóstwem dziedzin. W głębi duszy pragnę na zawsze pozostać taką dziewczyną w roboczym stroju, która ma trochę smaru na twarzy i nieustannie pracuje nad jakimś nowym wynalazkiem.
Ola Mirecka
Rocznik 1986. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie rozwijała swój talent pod okiem Tomka Rygalika, będąc częścią prowadzonej przez niego eksperymentalnej grupy studenckiej PG13. Po ukończeniu studiów kontynuowała naukę na prestiżowym londyńskim Royal College of Art, by od 2014 roku – jako jedyna Polka – projektować produkty dla marki Lego. Na koncie ma ponad 15 zestawów, a w jednym – nawet figurkę nazwaną swoim imieniem. Oprócz tego prowadzi w Danii własne studio projektowe, zajmujące się projektowaniem produktu, ceramiki, zwariowanych maszyn i tym, czego akurat zapragnie. Od 2020 roku jest jurorką transmitowanego na antenie TVN programu „Lego Masters”.
***
Trendy, inspirujące wnętrza, najlepsze realizacje w architekturze, nowości ze świata designu i ciekawe rozmowy wprost do Twojej skrzynki! Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco!