Niepraca w wariancie optymistycznym oznacza nudę. W wariancie realistycznym – głód. Co potrafi głód i nuda już mniej więcej wiemy. Co potrafi globalny głód i globalna nuda wkrótce się przekonamy, a ich skali nie jesteśmy w stanie ani przewiedzieć, ani nawet sobie wyobrazić.
Do niedawna najważniejszym, a w zasadzie jedynym moim niezłomnym noworocznym postanowieniem było nie mieć żadnych noworocznych postanowień. Trzymałem się tego, po męsku walczyłem, żeby nie rzucić palenia, nie zrzucić paru kilogramów, mniej pić, lepiej się odżywiać. Nie zrobić spirometrii i PSA. I nie zapisać na siłownię.
Aż do ostatniego Nowego Roku. Tym razem w skacowanego pierwszego stycznia postanowiłem: nic nie kupię w tym roku. Żadnego trójwymiarowego obiektu, żadnego fizycznego przedmiotu. Żadnych bzdetów, gadżetów, agd, zimowych opon, mebli, ubrań, wodotrysków, ostatnich krzyków techniki.
No dobra. Z wyjątkiem książek. Aż taki niezłomny nie jestem.
Morfologia tego postanowienia była dwojaka. Po pierwsze: samoprekaryzacja. Na kilka lat przed emeryturą postanowiłem zostać wyklętym ludem ziemi na umowach śmieciowych. Od zlecenia do zlecenia. Zapłacą? Nie zapłacą? Zapłacą kiedyś? I to był wybór, a nie wypadek. Takie wybory nie sprzyjają zakupom.
Po drugie: Greta. Trzeba było dziecka, żeby starszy pan zrozumiał, że za dużo posiada, za dużo zużywa, że jest zbyt kosztowny dla planety. Żałuję, że tak późno, wstydzę się, że kolejność moich powodów do ograniczenia konsumpcji nie była odwrotna. Już dawno temu wymaz z transakcji kartą kredytową powinien był wystarczyć… Ale mam wrażenie, że dzięki temu znam oba bieguny doświadczenia, które przed nami.
Dziś, po zaledwie kilku tygodniach pandemii, łapię się za głowę na myśl o moich decyzjach konsumenckich sprzed zaledwie pół roku. Jeszcze jeden doskonale zbędny gadżet zrobiony małymi chińskimi rączkami? Jeszcze jeden wodotrysk? Jeszcze jeden przedmiot z kabelkiem i wtyczką na końcu kabelka? Serio? W tym samym czasie bogaci przeżywają ten problem na swoich własnych zasadach: jeszcze więcej chromu na zderzakach? Jeszcze głębszy basen? Jeszcze bardziej złoty zegarek?
To teraz sobie wyobraźmy, że na skutek wirusa miliard zamożniejszych ludzi, którzy utknęli w domach na długie miesiące, odkrywa, że nie potrzebuje 90% tych wszystkich rzeczy, na które ich stać. A kolejny miliard w uboższej części świata dowiaduje się, że nie stać ich na kupienie 90% procent tych wszystkich rzeczy, których rzeczywiście potrzebują. Wyobraźmy to sobie. To nie takie trudne. To się już dzieje.
A co, jeżeli dwa miliardy ludzi powstrzyma się od zakupów? Jedni, ponieważ zmądrzeli. Drudzy, ponieważ zubożeli. Jednych jeszcze stać, ale już nie potrzebują. Drudzy wciąż potrzebują, ale już ich nie stać. Makroekonomicznym skutkiem będzie bezrobocie liczone w miliardach. Pracę stracą ci, którzy produkowali rzeczy zbędne i ci, którym nikt nie zapłaci za produkowanie rzeczy niezbędnych.
Bezrobocie o biblijnej skali sprawi, że zjawisko niepracy ziści się szybciej niż zakładano i nie z powodu robotyzacji lub sztucznej inteligencji, ale z powodu wirusa. Nie – bezrobocie. Bezrobocie jest do pewnego stopnia zarządzalne, jest parametrem ekonomicznym, podlega cyklom, fluktuacjom i regulacjom. Bezrobocie nasila się i słabnie, przychodzi i odchodzi. Tymczasem niepraca nie jest epizodem lub przesileniem w dziejach światowej gospodarki, nie jest tym samym, co trwałe, strukturalne bezrobocie. Jest zjawiskiem antropologicznym i cywilizacyjnym. Bezrobocie to fizyczny brak pracy. Niepraca to poznawczy i psychologiczny brak sensu pracy. W tym kontekście niepraca jest cechą schyłkowego antropocenu i ceną za jego najlepsze lata.
Niepraca w wariancie optymistycznym oznacza nudę. W wariancie realistycznym – głód. Co potrafi głód i nuda już mniej więcej wiemy. Co potrafi globalny głód i globalna nuda wkrótce się przekonamy, a ich skali nie jesteśmy w stanie ani przewiedzieć, ani nawet sobie wyobrazić.
Wśród już dostrzegalnych konsekwencji pandemii jest przesunięcie frontu o jeden szczebel drabiny społecznej w dół. Oś konfrontacji nie przebiega już wzdłuż podziału biedni-bogaci, bo widać gołym okiem, że bogaci mają dość rezerw i zasobów, żeby wyjść z kryzysu z minimalnymi stratami: trochę mniej chromu na zderzakach. Rzeczywista oś konfrontacji przebiega wzdłuż podziału biedni-bardzo biedni, bo rezerw i zasobów wystarczy tylko dla jednej z tych grup, a i to z pewnością nie całej. Tyle już wiemy na pewno. A to oznacza koniec więzi elementarnych społecznych, w takiej postaci, w jakiej je znaliśmy – powrót Darwina.
Inną, już widoczną konsekwencją społeczną jest zastąpienie frommowskiej dychotomii wolność-bezpieczeństwo nową, bliższą aktualnemu paradygmatowi dychotomią wolność-sprawiedliwość. Osłabiona liberalna demokracja, spasiona dobrobytem i otorbiona przez grupy interesów może tej zmiany nie przetrzymać jako idea polityczna. W takim świecie populiści wszelkiej maści jeszcze zwiększą swoją siłę rażenia. To się już dzieje. Będą grali w naród. Przegrają społeczeństwo. Liberalna wolność ograniczała sprawiedliwość, fakt. To teraz nieliberalna sprawiedliwość uczyni wolność bezużyteczną.
Covid-19 co dzień pomaga mi dotrzymać mojego noworocznego postanowienia. Niekupowanie stało się proste, łatwe i oczywiste. Niestety, równie łatwo może rozprawić się z wolnością, paradygmatem i więziami społecznymi. Okazało się, że to nie takie trudne. To się już dzieje.