Czy design może być inteligentny? Niemądre pytanie. Przecież tego właśnie od designu oczekujemy. Może nie przede wszystkim, ale między innymi. Kiedy więc design jest inteligentny? Na przykład wtedy, kiedy wie lepiej niż my.
Inteligentne domy i urządzenia opanowały wyobraźnie mieszczan i masowej reklamy. Systemy ogrzewania domów, które obniżają temperaturę w pomieszczeniach, kiedy nikogo w nich nie ma i jak pies wiedzą, kiedy wrócimy, więc podgrzewają go z powrotem. Lodówki, które widzą, kiedy kończy się twaróg i nie wahają się nam o tym przypomnieć. Szyby, które reagują na nadmiar światła… No i oczywiście komputery, a raczej sieć i programy przeróżne zapamiętujące, co lubimy, czym się interesujemy i czego szukamy?
To wszystko rozwiązania bardzo przydatne, ale prawdę powiedziawszy trochę mi z nimi duszno. Nie zawsze mam ochotę na tę samą temperaturę w domu. Nie pamiętam, jak programuje się mój piec gazowy, by obniżał temperaturę w domu, kiedy śpię. Za każdym razem po tym, kiedy wyłączą prąd mam z tym kłopot. Wkurzam się, kiedy w sobotę, planowo podgrzewanie włącza się później, a zdarzy mi się wstać wcześniej. W efekcie nie korzystam z możliwości programowania mojego pieca, zamiast żmudnie przyciskać guziczki, wieczorem po prostu zmniejszam temperaturę ręcznym pokrętłem, a rano podkręcam z powrotem. Moje zapotrzebowanie na ciepło zmienia się w zależności od tego, czy jestem zmęczona i głodna czy wyspana i wybiegana. Podobnie z zapotrzebowaniem na światło, jest różne w zależności od stanu mojego umysłu i zadań, które wykonuję. No jak mogłabym zabrać psu możliwość grzania się w plamach słońca?
Moja lodówka, na szczęście, nie jest przesadnie inteligentna i nie wtrąca się do mojej diety. Nie zniosłabym tego. Jak miałaby zrozumieć, że właśnie skończyła się faza twarogu i rzodkiewek, a zaczął okres koziego sera i pomidorów?
Kiedy byłam dzieckiem, na moje niekończące się pytania o naturę świata, o nieznane mi nazwiska i zjawiska ojciec odsyłał mnie do encyklopedii. Oprócz tego, po co zostałam wysłana, znajdowałam tam masę innych nieoczekiwanych informacji i inspiracji z dziedzin, których istnienia wcześniej nie przeczuwałam. Rodzice meli spokój na dłuższą chwilę, a potem serię kolejnych pytań. Dziś korzystając z wyszukiwarek, trudno o takie podróże poznawcze. Wyszukiwarka wie najlepiej, czego szukam. Ostatnio szukałam, butów na okres przejściowy. Choć już je znalazłam i kupiłam trzy marki, którymi się zainteresowałam wskakują mi wszędzie tam, gdzie jest taka możliwość. Czuję się osaczona, a buty całkiem przestały mi się podobać.
Na szczęście nie tylko design jest inteligentny, inteligentni są przede wszystkim projektanci. W tym roku w Mediolanie na kilku wystawach studenckich widać było, że hasło „inteligentny dom” można interpretować inaczej, z przymrużeniem oka. Skupiając się nie tylko na wyręczaniu, a jak kto woli, ubezwłasnowolnianiu człowieka, ale bawiąc, prowokując do nawiązania kontaktu czy ironizując. Na wystawie znakomitej szwajcarskiej szkoły projektowania ECAL (na zdjęciach) pomysły godne Hogwartu, pod hasłem „deliryczny dom”. Usłużna rączka uchylająca sznurkową zasłonę, może być równie irytująca jak nadreaktywna fotokomórka w drzwiach wejściowych na lotnisku. Jednak zachwyciły mnie lustra naciągające się tylko wtedy, kiedy się do nich zbliżysz; łyżeczka podążająca wiernie za filiżanką; grające klosze do jedzenia czy dźwięczące kaktusy. To rodzaj interakcji, który sprawią, że się uśmiechamy. Zastanawiamy nad naturą przedmiotu, procesu. Zastanawiamy się: „Co przysłowiowy poeta miał na myśli?” I jakie są konsekwencje interaktywności.
University of Applied Sciences w Meinz także zaprezentował w Mediolanie koncepty interaktywne. Ich zafrapowała interakcja między zmysłami. Zależności między dźwiękiem a dotykiem, wzrokiem, węchem. Drewniana podłoga, która świetlnym szlakiem zapisuje to, że ktoś tamtędy przeszedł. Na chwilę, tylko tyle, by po ciemku pójść do innego pomieszczenia i wrócić. Albo wieszak, który przekazuje komunikaty zostawione przez wychodzących wcześniej domowników. Ławki, w których siadając włączamy sekcję rytmiczną, ktoś kto siada obok, uruchamia drugą linię melodyczną, przesuwając się regulujemy natężenie i rytm. Nie sposób nie zauważyć lub zignorować sąsiada. Nawet jeżeli to dość inwazyjne.
Obydwie wspomniane interaktywne prezentacje ze szkół projektowania powstały we współpracy między wydziałami projektowania przemysłowego i komunikacji. Większość z nich nastawiona jest nie na wyręczanie człowieka, lecz przeciwnie, na nawiązywanie więzi międzyludzkich i budowanie relacji z przedmiotami. Wydaje się, że to jest droga dla inteligentnego designu.
Więcej: www.ecal.ch, www.fh-mainz.de
* felietonów Agnieszki Jacobson-Cieleckiej z cyklu „Czy design może…” szukajcie w kwartalniku „Design Alive” dostępnym w salonikach prasowych oraz prenumeracie. Powyższy felieton ukazał się w numerze 11 magazynu „Design Alive”.