Przepis na sukces? Kasia Kurowska-Loedl i Magda Milejska, które pięć lat temu założyły markę Frøpt, znają go doskonale. Wystarczyły biznesowa odwaga, nieposkromiona potrzeba optymalizacji i miłość do designu, a polskie kuchnie ze skandynawskiej bieli zaczęły przebierać się w kolory.
Frøpt to polska marka stworzona przez dwie przyjaciółki – Magdę Milejską i Kasię Kurowską-Loedl – które połączyły swoje pasje i kompetencje. Oferują fronty meblowe dopasowane do korpusów meblowych IKEA. Koncept bazuje na globalnym trendzie, który ma swoje początki w Skandynawii i sprowadza się do przerabiania mebli szwedzkiego giganta. Ostatnio otworzyły pracownię na warszawskiej Starówce, a ofertę Frøpt wzbogaciły o autorskie meble: półkę i regał. Firma dostarcza produkty do wszystkich krajów Unii Europejskiej.
Każdą historię najlepiej zacząć od początku, dlatego chciałabym najpierw zapytać, jak zaczęła się Wasza przygoda z projektowaniem. Urządzałyście domki dla lalek czy ta chęć kreowania przyszła jednak później?
Magda: To ciekawe pytanie, ponieważ założyłyśmy markę, która jest utożsamiana z projektowaniem, a tak naprawdę zawodowo mamy zupełnie inne korzenie. I choć to projektowanie faktycznie gdzieś się pojawiało w moim życiorysie, obie mamy za sobą głównie doświadczenia reklamowe, agencyjne – związane z komunikacją. Kasia przez długi czas działała jako PR-owiec, a ja pracowałam jako strateg w agencjach reklamowych.
Kasia: Faktycznie nasze ścieżki na początku nie były bezpośrednio związane z projektowaniem. Ja skupiałam się bardziej na budowaniu wizerunku z branży wnętrzarskiej, Magda natomiast od zawsze miała dryg do detali i w naturalny dla siebie sposób zaczęła z czasem pracować jako projektantka wnętrz.
Magda: Na początku projektowałam dla znajomych, lecz później ta działalność stała się nieco bardziej komercyjna. I właściwie z tego zrodził się Fropt – bardzo często w trakcie pracy dostrzegałam potrzebę optymalizacji.
W którym momencie przecięły się Wasze drogi i postanowiłyście działać razem?
Magda: Prywatnie znamy się od 10 lat i nasze obowiązki zawodowe w agencjach reklamowych sprawiły, że dużo wspólnie wyjeżdżałyśmy, między innymi do Szwecji. To tam miałyśmy okazję podglądać bardziej praktyczne podejście do projektowania; każde rozwiązanie bierze się tam z potrzeby osiągnięcia konkretnej funkcjonalności. Zainspirowało nas to do pójścia tą drogą.
Kasia: W pewnym momencie stwierdziłyśmy, że na polskim rynku dobrze sprawdziłby się koncept, który wtedy jeszcze nie był popularny, czyli customowe fronty do bazy z IKEA. Kiedy Magda przyszła do mnie z konkretnym pomysłem, ziarno zostało zasiane i obie z przekonaniem stwierdziłyśmy, że to jest biznes, którym chcemy się zająć.
Magda: Pracowałam już wtedy jako projektantka, więc kiedy pomysł na sklep z frontami zaczął mi kiełkować, po prostu go Kasi przedstawiłam. Sama koncepcja wydawała się bardzo prosta, bo nie obejmowała żadnego mebla, wyłącznie fronty. Dopiero później, podczas rozwijania marki, zaskoczyło nas wiele rzeczy.
Ile to w takim razie trwało?
Magda: Pierwsze spotkanie, na którym przedstawiłam Kasi pomysł, odbyło się na początku stycznia, w marcu miałyśmy gotową sesję zdjęciową, a w maju wystartowałyśmy (śmiech). Wiedziałyśmy, że będziemy popełniać błędy, ale przyjęłyśmy zasadę, że chcemy zacząć i uczyć się wszystkiego na bieżąco.
Kasia: Nie da się jednak ukryć, że od początku miałyśmy dobrze przemyślany model sprzedaży. Fropt miał być w 100 procentach narzędziem online, dlatego od początku podstawą działania jest nasza strona internetowa. Stanowi nie tyle wizytówkę, co narzędzie, dzięki któremu klienci mogą samodzielnie złożyć zamówienie.
Przy tak nieprawdopodobnym tempie miałyście okazję coś najpierw same przetestować, czy wszystko było operacją na „żywym organizmie”?
Magda: Kiedy przyszłam ze swoją propozycją, miałam już w głowie niemal dokładnie zaplanowaną pierwszą kolekcję. Co więcej, jako projektantka wiedziałam, czego sama potrzebuję w pracy. Nie zawsze wszystko dało się zrobić u stolarza; często oferta w sklepach nie odpowiadała w pełni mojemu wyobrażeniu o efekcie, dlatego chciałam znaleźć coś pomiędzy. Wcześniej mogłam też przetestować wszystko na swoich klientach. Natomiast kwestie, które pojawiły się w dalszej kolejności, na przykład sposób opakowania i dostarczenia frontów do klientów Fropt oraz ich montaż, rozwiązały się niejako w międzyczasie.
Kasia: Od początku nasza oferta była celowo wyselekcjonowana, ponieważ z własnego doświadczenia wiedziałyśmy, jak często przytłacza nas możliwość wyboru. Chciałyśmy, żeby nasi klienci już nie mieli takiego dylematu. Zależało nam, żeby dostawali właśnie produkty wyselekcjonowane i sprawdzone. Pamiętam, jak duże zdziwienie wywołało to u naszego pierwszego podwykonawcy: kiedy zobaczył, że robimy kolekcję złożoną tylko z pięciu kolorów, nie był w stanie tego zaakceptować – przecież mógł zrobić fronty we wszystkich kolorach ze wzornika NCS! To, co chciałyśmy dać klientom za pośrednictwem naszej marki, to poczucie, że projektowanie kuchni wcale nie jest trudne i że mogą to zrobić samodzielnie – za pomocą naszego narzędzia.
Jesteście z dwóch różnych miast i prowadzicie biznes online. Jak wygląda zarządzanie marką w takiej sytuacji?
Magda: Miałyśmy dobry trening już przed pandemią (śmiech).
Kasia: Początkowo obie mieszkałyśmy w Krakowie, ale w pewnym momencie przeniosłam się do Warszawy. Mimo to i tak cały czas pracowałyśmy zdalnie ze swoich domów, a dopiero w zeszłym roku zdecydowałyśmy się na biuro w Warszawie. Cała ironia polega na tym, że właściwie na dzień przed wybuchem pandemii postanowiłyśmy otworzyć własną pracownię – stwierdziłyśmy, że firma się rozrasta i potrzebujemy przestrzeni do spotkań na żywo i rozmów z zespołem.
Magda: Pracujemy z podwykonawcami z całej Polski, więc i tak wiele rzeczy musimy ustalać zdalnie. To nie jest tak, że o 9:00 rano obie rozpoczynamy obchód produkcji i sprawdzamy wszystko na miejscu.
Jak wygląda proces od złożenia zamówienia online do momentu, gdy gotowy produkt trafi pod nasze drzwi?
Magda: To jedna z tych pomyłek, które popełniłyśmy na początku. Założyłyśmy, że skoro wyprodukowanie frontów zajmuje mniej więcej trzy tygodnie, wpisałyśmy na stronie informację o czterotygodniowym terminie realizacji. Okazało się jednak, że rzeczywistość lubi płatać figle. Teraz ten wskazany na stronie czas wynosi od ośmiu do jedenastu tygodni, żeby mieć bufor w razie ewentualnego opóźnienia. Każde zamówienie najpierw weryfikujemy i sprawdzamy, czy naszym zdaniem czegoś tam jeszcze nie brakuje – tak naprawdę pierwszy tydzień poświęcamy na rozpisanie zamówienia tak, żeby móc je przekazać stolarzowi.
Nie jesteśmy manufakturą, więc z naszej perspektywy produkcja to po prostu jeden z etapów. Nie za bardzo w niego wnikamy; zakładamy, że ma się zakończyć w ciągu trzech tygodni, ale zostawiamy sobie tydzień na ewentualne opóźnienia. Potem znów weryfikujemy zamówienie: sprawdzamy, czy wszystko jest zgodne z planem, czy produkt jest dobrej jakości, czy lakier i fornir są właściwe, czy nie ma żadnych uszkodzeń. Ta weryfikacja też zabiera około tygodnia; musimy założyć, że coś mogło pójść nie tak.
Kasia: Jeśli wszystko jest w porządku, w szóstym tygodniu przewozimy towar do magazynu i pakujemy go. W tym momencie dochodzimy do siódmego–ósmego tygodnia, kiedy zamówienie jest gotowe do wysłania.
Zgaduję, że przez te osiem tygodni nie kontrolujecie wszystkiego same.
Kasia: Na początku faktycznie byłyśmy tylko my dwie i nasi zaufani podwykonawcy. W tym momencie mamy jednak w zespole osoby zajmujące się weryfikacją i koordynacją całego procesu na poszczególnych etapach, a my jesteśmy organizatorkami.
Czy wśród Waszych klientów przeważają osoby prywatne czy projektanci?
Kasia: Od samego początku najwięcej mamy klientów indywidualnych – tworzyłyśmy markę właśnie dla takiego odbiorcy. Coraz częściej natomiast zwracają się do nas biura projektowe z kolejnymi klientami, co też jest bardzo miłe.
Magda: Wpływa też na to pewnie fakt, że w przeciwieństwie do zagranicy w naszym kraju meble IKEA kojarzą się wciąż z jakością „dla studentów”. To się jednak zmienia i od samego początku staramy się podkreślać, że cenimy tę markę za sprawdzone rozwiązania. Coraz częściej też nasze fronty są wykorzystywane do kuchni robionych na wymiar – to również jest super.
Skąd pomysł na nazwę marki?
Kasia: To ciekawe, bo przez trzy–cztery ostatnie lata nikt nas o to nie pytał, a teraz pytanie o nazwę pada bardzo często (śmiech). Przede wszystkim zależało nam na tym, żeby nazwa miała w sobie ładunek emocjonalny i wpadała w ucho. Chciałyśmy też, żeby była międzynarodowa, bo już wtedy zakładałyśmy, że w przyszłości otworzymy się na inne kraje.
Magda: Chciałyśmy również, żeby nazwą marki można było jednocześnie określać nasze produkty – tak naprawdę nasze fronty są froptami. A prozaicznie rzecz biorąc, słowo „fropt” pochodzi od słowa „front”.
Jakie nowe fropty planujecie w kolejnych miesiącach?
Kasia: Jesteśmy świeżo po premierze: wprowadziłyśmy do sprzedaży półkę i regał. Są to produkty uzupełniające naszą kolekcję frontów. Już od pewnego czasu klienci sygnalizowali, że potrzebują takich produktów, a my same też miałyśmy poczucie, że to idealnie dopełni naszą ofertę. Co ciekawe, te produkty są zamawiane przez klientów, którzy już wcześniej kupili u nas fronty. To utwierdza nas w przekonaniu, że dobrze wybrałyśmy. Oczywiście myślimy też o nowej kolekcji. Jeszcze w tym roku pojawi się nasz projekt specjalny we współpracy z ilustratorką Anną Nogalską, ale na pewno pozostaniemy w obrębie przestrzeni domowych.
***
Trendy, inspirujące wnętrza, najlepsze realizacje w architekturze, nowości ze świata designu i ciekawe rozmowy wprost do Twojej skrzynki! Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco!