– Najlepsze inspiracje zbiera się z podróży i rozmów, historii ludzi i miejsc – mówi Aleksander Czerwonka-Jabłoński.
Wspólnie z Tomaszem Borowiakiem, z którym współtworzy wrocławskie studio CUDO, opowiada o drodze do stworzenia wspólnej przestrzeni, poszukiwaniu stylu i wyzwaniach, jakie niesie ze sobą projektowanie wnętrz.
Jak narodził się pomysł na założenie wspólnej pracowni?
Tomasz Borowiak: Siedzieliśmy razem w ławce na studiach. Po zajęciach oboje pracowaliśmy w gastronomii, wakacje spędzaliśmy w Londynie, pracując w barach i restauracjach. To była piękna nauka życia, języka i kultury, ale też technologii i wyglądu konceptów – od kuchni.
Aleksander Czerwonka-Jabłoński: We Wrocławiu łączyliśmy studiowanie z pracą i obaj szukaliśmy miejsca, które oddzieli spanie i jedzenie od pracy. Znalazłem do wynajęcia pokój na poddaszu starego Pałacu Leipizigera i szukałem kogoś, kto podzieli zawrotną kwotę 500 zł czynszu. A dzisiaj szukamy rozwiązań hybrydowych, bo całym zespołem czasem nie mieścimy się w lokalu 300 m kw., który wynajęliśmy po starym banku PKO.
Czy architektura od początku była „planem na życie”?
A.C-J: Chyba generalnie tworzenie. Mamy wrażenie, że moglibyśmy brać udział w dowolnym projekcie – wnętrza, architektura, meble czy nawet tacki i serwetki. Proces zawsze jest ten sam: zwroty akcji, korekty, wymiany zdań. Ważne, by była obok druga osoba, która spojrzy na to inaczej. W CUDO takich osób jest już prawie 20.
Co wywarło największy wpływ na Waszą karierę?
A.C-J: To, że bywaliśmy po obu stronach baru. Wiemy, że każdy koncept tworzy zespół – niczego nie da się zbudować w pojedynkę. Najpierw był duet, potem doszli współpracownicy, asystenci, a w końcu project managerowie i design managerowie. Zrozumienie, że to dwie różne role, zajęło nam trochę czasu.
Jak znaleźliście swój styl?
A.C-J: W CUDO spotkało się wiele kreatywnych osób z różnorodnymi talentami, umiejętnościami i zainteresowaniami. Nie zamykamy się w sztywnych ramach jednej estetyki. Projekt ma być dopasowany do przestrzeni i potrzeb klienta. Chcemy pomagać w odkrywaniu potencjału wnętrza, a nie narzucać jedną wizję.
Gdzie szukacie inspiracji?
A.C-J: Jeździmy, jemy, oglądamy, słuchamy. Każde nasze wakacje są podyktowane knajpami, które chcemy odwiedzić. Kiedy wchodzimy pod stół, żeby sprawdzić, jak jest skonstruowany od spodu, to czasami dziwnie się na nas patrzą. Zdarzyło się, że ochroniarz butiku wziął nas za złodziei, bo oglądaliśmy rozwiązanie sufitu a on myślał, że sprawdzamy, gdzie są kamery i chciał nas wyprosić. Najlepsze inspiracje zbiera się z podróży i rozmów, historii ludzi i miejsc.
Jakie zmiany w branży obserwujecie?
A.C-J: Inwestorzy mają coraz więcej odwagi, bo użytkownicy architektury są coraz bardziej świadomi. Odważne i wyspecjalizowane koncepty mają większą szansę na sukces.
Jak wygląda Wasz typowy dzień w pracy?
A.C-J: Zakładamy, że projekt to długi, ale uporządkowany proces. Pracujemy zgodnie z harmonogramem, a spontaniczność oznacza dla nas świadome reagowanie na nieoczekiwane sytuacje, które są nieodłącznym elementem każdej budowy. Dzięki wiedzy i doświadczeniu możemy podejmować decyzje wykraczające poza ustalony plan, nie zakłócając przy tym całego procesu. Właśnie dlatego obok Project Managera działa Design Manager – ekspert w znajdowaniu alternatywnych rozwiązań, który nie tylko proponuje konkretne opcje, ale także precyzyjnie ocenia ich wpływ na harmonogram projektu.
T.B: Każdy tydzień jest zaplanowany… a potem dzwoni inwestor i wszystko trzeba zmieniać. Bez spontaniczności nie byłoby całej zabawy. Z nieoczekiwanych sytuacji na budowie czasem wychodzą najlepsze smaczki inwestycji. Ostatnio w projekcie Rosa dokopaliśmy się do pięknej zielonej posadzki z lastryko w ogródku przed lokalem, a np. w Woosabi we Wrocławiu mieliśmy nawet odkrycie zabytku i rozpisane prace konserwatorskie.
Zarządzanie dużym zespołem to duże wyzwanie – jak udaje się Wam utrzymać harmonię i kreatywność w teamie?
T.B: Do tej harmonii udało nam się dojść dopiero kilka lat temu. Początkowo wszyscy byli projektantami i project managerami w jednym a my dodatkowo jeszcze handlowcami.
Dziś mamy uporządkowaną strukturę – od projektantów, przez managerów, po media managerkę i office managerkę. To różnorodność kompetencji daje najlepsze efekty.
Jakie projekty dają Wam najwięcej satysfakcji?
T.B: Duże projekty są imponujące, ale te najmniejsze wymagają najwięcej kreatywności. W ostatnim projekcie Muszelki i Perełki na Saskiej Kępie pobiliśmy rekord wielkości kuchni w stosunku do ilości miejsc siedzących (6 m kw. / 32 miejsca), ale inwestor podwiesił pod sufitem lodówkę, w sanepidzie trzeba było uzgodnić 3 odstępstwa a praca na kuchni wygląda momentami jak taniec współczesny.
A.C-J: Kiedy udaje się zrealizować bardzo duży projekt bez większych problemów, to poczucie spełnienia jest ogromne. Z drugiej strony, to właśnie w mniejszych projektach musimy wykazać się największą kreatywnością i umiejętnością rozwiązywania problemów.
Jakie przygody spotkały Was na budowie?
A.C-J: Kiedyś dla żartu wymyśliliśmy podpis pod projektowanym konceptem „Młoda Polska – Wódka i Pianino”, jako odpowiedź na skojarzenia z nazwą konceptu. Inwestor to bardzo spontaniczna dusza, przyniósł wódkę i zaczął szukać na allegro pianina, żebyśmy wstawili je do projektu. Stoi tam do dziś, sam podpis pod konceptem zmieniliśmy na Bistro & Pianino, ale w lokalu można zamówić ponad 100 kraftowych polskich destylatów.
Robiliśmy też projekt klubu Ciało, gdzie Tomek nocami ciął stare manekiny (taki tam był pomysł na jeden z korytarzy). Jak odwiedziłem go wieczorem po pracy, to zamarłem na chwilę, bo wyglądał, jakby kogoś zamordował.
Jak dbacie o równowagę pomiędzy pracą a życiem osobistym w tak wymagającej branży?
T.B: Traktujemy CUDO jako integralną część naszej codzienności, dlatego nie oddzielamy pracy od życia grubą kreską. Często zbieramy inspiracje i pomysły do projektów, będąc na wakacjach.
A.C-J: Kluczowa jest dla nas atmosfera w zespole – wspieramy się, dzielimy pasją do projektowania i czerpiemy przyjemność z tego, co robimy. To poczucie wspólnoty pozwala nam zachować zdrową równowagę między pracą a życiem prywatnym.
Patrząc wstecz na swoje początki, ale też z myślą o młodszych koleżankach i kolegach z branży – co według Was powinno się znaleźć w „niezbędniku architekta wnętrz”?
Największe wyzwanie w dotychczasowej karierze, to…
A.C-J: Podjęcie decyzji o budowie zespołu i stopniowe kompletowanie świetnej ekipy przez lata.
Miasto, projekt a może współpraca – jakie są Wasze zawodowe marzenia?
T.B: Zaprojektowaliśmy już ponad 300 lokali, ale każdy z nich musieliśmy oddać. Marzy nam się własna kawiarnia – zaprojektujemy ją i tym razem nie oddamy.
Największy cel do zrealizowania na najbliższy rok?
A.C-J: Chcemy jeszcze bardziej wyspecjalizować nasz zespół. I oczywiście ciągle jesteśmy ciągle otwarci na duże, odważne tematy w gastro.
Studio Cudo
Aleksander Czerwonka-Jabłoński (ur. 11.02.1986 r.) wykształcenie techniczne zdobywał, studiując Architekturę na Politechnice Wrocławskiej i Architekturę Krajobrazu na Uniwersytecie Przyrodniczym zaś a praktyczną wiedzę pracując za barem. Ekspert w zakresie przepisów sanepidu. Poza pracą pasjonat kuchni i dobrego rave’u.
Tomasz Borowiak (ur. 24.10.1985) to projektant wnętrz i architekt krajobrazu, absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Autor kultowego hasła: „Daj na czarno, będzie git”, które stało się manifestem prostoty i odwagi. Minimalista, zakochany w jazzie i pulsującym techno. Uparty i bezkompromisowy, po godzinach eksperymentuje z czernią – w sztuce, dźwiękach i kawie.
Założone przez nich CUDO to pracownia architektury wnętrz specjalizująca się w projektowaniu przestrzeni dla sektora gastronomicznego i komercyjnego, łącząca kreatywność z wysokim standardem profesjonalizmu. Oferuje kompleksowe usługi – od koncepcji po realizację – dostarczając rozwiązania, skrojone na miarę potrzeb użytkowników i specyfiki biznesu. Wyróżnia się śmiałym podejściem do designu, podejmując ambitne wyzwania z dbałością o detal i funkcjonalność.