Psycholodzy architektury wnętrz

– W świecie pełnym bodźców w naszych projektach poszukujemy percepcyjnego wytchnienia. Takie wnętrza mają wręcz terapeutyczne działanie – mówi Kinga Klietz-Łęska, współwłaścicielka pracowni Kando Architects specjalizującej się w projektowaniu nowoczesnych wnętrz premium. O tym, jak budowali swoją pozycję na rynku, rozmawiamy również z jej wspólnikami – architektką Karoliną Krawczyk i managerem pracowni Tymkiem Łęskim.

Kando Architects to pracownia należąca do Stowarzyszenia Architektów Wnętrz. Działa od blisko siedmiu lat, przez które zdołała znaleźć swoje miejsce na niełatwym warszawskim rynku. Pomaga jej w tym między innymi świetne, psychologiczne podejście do klienta.

Własna pracownia. Marzy o niej wielu architektów, jednak nie wszyscy decydują się na jej założenie. Jakie były początki Kando Architects?

Karolina Krawczyk: Poznałyśmy się z Kingą osiem lat temu w innej renomowanej pracowni projektowej. Złapałyśmy bliski kontakt i zaczęłyśmy wspólnie marzyć o swojej własnej pracowni. Po paru miesiącach ustaleń zaryzykowałyśmy i wszystko postawiłyśmy na jedną kartę. Jak się okazało, nie miałyśmy się co obawiać – z chwilą, gdy tylko nasi znajomi dowiedzieli się, że otwieramy własne studio, pojawiły się i pierwsze projekty. Takie były początki Kando Architects.

Kinga Klietz-Łęska: Początkowo myślałyśmy, że ogarniemy to we dwie. Tymek – wówczas mój wieloletni partner, dziś już mąż – miał nam tylko pomóc po godzinach. Zaczęło się od biznesplanu i pozyskania dofinansowania, potem były umowy, księgowość, strona www, marketing. On z tym wszystkim miał już doświadczenie, a dla nas to była czarna magia. Po pół roku tych tematów tylko się namnażało i stało się oczywistym, że po prostu musimy połączyć siły.

Tymek Łęski: Zawsze mieliśmy z Kingą wspólne poczucie estetyki. Wówczas jeszcze zajmowałem się projektowaniem graficznym. Gdy dziewczyny planowały stworzenie swojej pracowni, ja zajmowałem się własnym start-up’em, który ostatecznie nie wypalił. Ale miałem już doświadczenie, jak rozwijać firmę. Postanowiłem pomóc dziewczynom, a one chętnie przyjęły mnie do zespołu. Tak Kando Architects w płynny sposób stało się moim życiem – dziewczyny zajęły się projektowaniem, a ja rozwojem pracowni.

Magazyn Design Alive

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

ZAMAWIAM

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

NR 13/2024 WYDANIE SPECJALNE

Pierwszy znaczący projekt Kando Architects? Co wywołało efekt „Wow! Robimy to!”

Karolina: Przełomową realizacją był apartament na warszawskim Powiślu.

Był to penthouse. To był kluczowy moment w historii naszej pracowni. Otworzył nam bramę do wielkiego świata i do nowych klientów.

Kinga: Tak udało się dotrzeć do klientów, którzy wiedzieli, czego chcą a jednocześnie byli przygotowani na inwestycję w naprawdę jakościowe i wymagające nakładów wnętrza. Wcześniej mieliśmy sporo dobrych projektów i ciekawych klientów, którzy chcieli, a raczej mieli marzenie je realizować, ale po pewnym czasie okazywało się, że tracili kontrolę. Szukali tańszych i drastycznych rozwiązań totalnie psując nasze projekty, a niektóre trafiały do szuflady.

Tymek: Właśnie dlatego ten projekt na Powiślu był przejściem do innego poziomu klienteli. Ludzi bardziej świadomych tego, że realizacja marzeń o domu musi mieć także swoje zaplecze finansowe. Wtedy też zmieniliśmy nasz model biznesowy. Chcieliśmy bardziej odpowiadać za cały proces wdrożeniowy. Teraz, po siedmiu latach, zajmujemy się tylko takimi projektami, które sami możemy koordynować, bo i klientela i sam poziom skomplikowania realizacyjnego tego wymagają.

Czyli jak rozumiem skończyła się klientela, która naciskałaby na zastępowanie pewnych zaprojektowanych mebli czy lamp tańszymi zamiennikami.

Kinga: Jest to niezgodne z naszą filozofią. Szanujemy i promujemy oryginalne projekty meblarskie, które wymagają miesięcy pracy i ogromnych nakładów finansowych ich producentów na proces prototypowania. Jeśli ma być taniej, niech to będzie krzesło od rodzimej marki, a nie podróbka np. włoskiego designu w tej samej cenie, co polski oryginał o innym, ale unikatowym designie.

Tymek: Poza tym dla wielu klientów nawet ich wymarzony dom to wciąż inwestycja mająca mieć uzasadnienie ekonomiczne. I tu często trafiamy w punkt podkreślając, że ikoniczne meble to nie wydatek, lecz doskonała lokata kapitału.

Karolina: Ponadto jako Kando Architects należymy do Stowarzyszenia Architektów Wnętrz, które zobowiązuje do takiego podejścia nie tylko nas, ale i naszych inwestorów. Oczywiście świadomość klientów rośnie, ale zdarza się, że nawet zamożny klient do końca nie rozumie, z czego bierze się tak duży dysonans cenowy między oryginałem i podróbką. Wtedy trzeba mu to na spokojnie wytłumaczyć. Jeden ostatecznie trochę dołoży, drugi uszanuje wyjaśnienie i postawi na produkt tańszy innego producenta, ale wciąż oryginalny.

Czyli bycie członkiem SAW jest też swego rodzaju tarczą. Daje Wam argumenty w rozmowie z inwestorami.

Kinga: To oczywiście pomaga. Wtedy już klient nie może naszych argumentów uznać jedynie za opinię, a raczej za formę powszechnie obowiązującego branżowego kodeksu, którego najwyraźniej warto się trzymać. W połączeniu z merytoryczną argumentacją daje to bardzo dużą skuteczność w odciąganiu klientów od niewłaściwych decyzji.

Żeby przekonać Klienta, musicie go odpowiednio „podejść”. Jak to robicie?

Karolina: To kwestia otwartości i empatii. U nas każda współpraca rozpoczyna się od omówienia indywidualnych preferencji klienta oraz inspiracji estetycznych. Bardzo szczegółowo analizujemy jego upodobania, styl życia. Jest to etap, w którym wsłuchujemy się w klienta i poznajemy się bliżej, jeszcze nim powstanie pierwsza kreska projektu.

Trzeba dać ludziom się wygadać i pozwolić im przemyśleć swoje potrzeby. Na ogół nawet trzeba im w tym pomóc, bo przy ilości rozwiązań, jakimi dziś dysponujemy, klient może sobie nawet nie zdawać sprawy, jak bardzo czegoś potrzebuje.

Kinga: Właśnie taki dobrze wysłuchany klient staje się bardziej otwarty na nasze sugestie. Kiedy wie, że to, na czym mu najbardziej zależy zostało uwzględnione, da się czasami odwieść od innych, z naszej perspektywy szkodliwych dla projektu pomysłów czy wyborów. I to dotyczy wszystkiego – zarówno funkcji, jak i mebli, materiałów, kolorystyki.

Tymek: Warto dodać, że dzięki temu zyskujemy wielu klientów z poleceń. Klienci się nie boją, że będziemy im coś narzucać. Potrafimy umiejętnie zbalansować projekt tak, by jednocześnie spełnić oczekiwania inwestora i wpleść w to swoją kreację autorską, ale w taki sposób, by jedno nie zdominowało drugiego.

Czyli bardziej niż architektami jesteście… psychologami?

Kinga: O tak. Zwłaszcza wśród par regularnie spotkania przybierają formę „terapii małżeńskiej”. Nie raz dopiero u nas ludzie rozmawiając na pewne tematy dotyczące ich wspólnej przestrzeni uświadamiają sobie, że nie są co do pewnych kwestii zgodni. Muszą się wygadać, czasem nawet wykrzyczeć. A my tym odpowiednio moderujemy, by na koniec dnia każdy wyszedł zadowolony.

Karolina: Staramy się ich wysłuchać, ale być też szczerymi. Zdarza się, że przychodzą ze swoimi wizjami, których realizacja we wnętrzach, którymi dysponują nie jest możliwa. Wówczas definitywnie odradzamy pewne rozwiązania. Inwestorzy mają niekiedy wyobrażenie o tym, co dla nich będzie dobre, podczas gdy my z doświadczenia wiemy, że to zupełnie błędne założenia. Chcemy, by nasi klienci byli zadowoleni ze swoich wnętrz nie na etapie ich koncepcji, ale przede wszystkim, gdy już tam zamieszkają.

Czy zdarza wam się współpracować z klientami w sytuacji, gdy czujecie, że występuje między wami totalna różnica w poczuciu estetyki? Zaciskacie zęby i staracie się podporządkować?

Tymek: Jesteśmy w stanie już przy pierwszym kontakcie wyczuć klienta i gdy mamy wyraźne sygnały, że będzie trudno, nie wikłamy się w tego typu współprace na siłę. Nasz własny komfort pracy jest też bardzo ważny. Staramy się nie naginać na siłę do czegoś, czego nie będziemy w stanie poczuć i chodzi tu zarówno o naturalny „flow” z klientem, jak i porozumienie estetyczne. Gdybyśmy robili inaczej, ostatecznie byłoby to też niekomfortowe dla klienta. Dlatego zdarza nam się już po pierwszej rozmowie uprzejmie odmówić współpracy, dla poszanowania czasu i energii obu stron.

Kinga: Staramy się projektować tylko takie wnętrza, które nam samym się podobają i współpracować z ludźmi, z którymi dobrze nam się rozmawia. Najlepszy projekt dla danego klienta może powstać tylko wtedy, gdy ten w pełni się przed nami otworzy. Bez zaufania nie poznamy człowieka, a nie znając człowieka, projekt wyszedłby anonimowy.

Jaki jest styl Waszej pracowni?

Karolina: Nasza podstawa to minimalizm oparty na szlachetnych materiałach. Nie stosujemy żadnych zamienników, np. płytek imitujących marmur. Czystość formy jest czymś, z czym bardzo się identyfikujemy. Od dłuższego czasu lubujemy się w stonowanej kolorystyce odnoszącej się do natury. Czujemy, że to nie trend, tylko naturalny etap naszego rozwoju estetycznego, w którym dojrzewamy do jeszcze bardziej ponadczasowych zestawień.

Kinga: Miszmasz kolorów to kompletnie nie my. W świecie pełnym bodźców w naszych projektach poszukujemy percepcyjnego wytchnienia. Takie wnętrza mają wręcz terapeutyczne działanie. Dlatego jesteśmy bardzo konsekwentni przy doborze materiałów i barw. Te przenikają przez wszystkie wnętrza danej przestrzeni.

Lubimy eksperymentować z nietypowymi rozwiązaniami. Ostatnio np. fronty mebli w kuchni wykonaliśmy z litego kamienia. Szukamy stale nowych koncepcji – często takich, których nikt wcześniej się nie podejmował.

Czyli dobrzy wykonawcy to klucz do sukcesu?

Tymek: Dobry projekt nie jest nic wart bez wykonawców, którzy nie są w stanie go zrealizować. Otwartość umysłu u architektów jest powszechna, ale na rynku wykonawczym jest zupełnie odwrotnie. Często nawet Ci z długą tradycją z czasem się usztywniają i chcą robić tylko to, co najbardziej sprawdzone, by ograniczyć swoje ryzyko. My dobieramy takich wykonawców, którzy mają bagaż doświadczeń, zaplecze technologiczne, ale są też kompatybilni z naszymi wartościami – traktując niekonwencjonalne rozwiązania jako szansę do przetarcia szlaków i samorealizacji, a nie jako kłopot.

Na co stawiacie, jak widzicie przyszłość pracowni Kando Architects?

Karolina: Nie jest sztuką, nawet w wysokobudżetowym projekcie, zastosować drogie gotowe meble, które z dnia na dzień da się przenieść do innego domu. Mamy poczucie, że jeśli jakieś wnętrze da się łatwo „rozmontować”, pozbyć jego charakteru ot tak, to znaczy, że te elementy nie stanowiły o jego duszy i integralności jako unikatowego projektu. Stawiamy więc na wnętrza z dużą ilością elementów indywidualnie zaprojektowanych bądź spersonalizowanych wyłącznie pod daną przestrzeń.

Tymek: Dlatego też nie boimy się wyzwań. Współpracując z najlepszymi wykonawcami możemy projektować rzeczy bardzo ciężkie technicznie lub technologicznie do wykonania, by poszerzać horyzont tego, co dziś możliwe w projektowaniu wnętrz. W każdym projekcie staramy się wprowadzać jakieś innowacje, a nie tylko odtwórcze czy modne rozwiązania, w których kreacja jest ograniczana typowym wyobrażeniem o tym, jak jakiś materiał powinno się stosować czy obrabiać. I właśnie na takim podejściu chcemy się w przyszłości skupić, jeszcze bardziej je rozwijać i z nim być kojarzeni.

Karolina Krawczyk

Urodziła się w 1989 r. w Puławach. Współzałożycielka Kando Architects. Wspólnie z Kingą w pracowni odpowiedzialna za pełen proces — od analizy potrzeb klienta po nadzór autorski. Choć na co dzień żyje w mieście i nie stroni od jego udogodnień, pociąga ją perspektywa ucieczki z dala od zgiełku, dlatego najczęściej inspiracje czerpie prosto z natury podczas spaceru o świcie czy leśnej przejażdżki rowerem. Doświadczenie zdobywała w uznanych pracowniach w Monachium i Warszawie. Ukończyła studia magisterskie na ASP w Warszawie na wydziale architektury wnętrz, a wcześniej studia licencjackie w PJWSTK w Warszawie na analogicznym kierunku.

Kinga Klietz-Łęska

Urodzona w Bytomiu w 1991 r. Współzałożycielka Kando Architects. Wspólnie z Karoliną w pracowni odpowiedzialna za pełen proces — od analizy potrzeb klienta po nadzór autorski. Jak sama o sobie mówi, jest podróżniczką do wnętrza ziemi. Uwielbia spacery architektoniczne, podczas których przygląda się relacjom architektury i wnętrz z lokalną kulturą i społeczeństwem. Doświadczenie zdobywała w renomowanych pracowniach na Śląsku i w Warszawie. Jest absolwentką studiów magisterskich w Politechnice Śląskiej w Gliwicach na wydziale architektury, kierunku architektury wnętrz.

Tymek Łęski

Urodził się w 1992 r. w Bytomiu. Wspólnik i manager studia. Zawsze ma pierwszy i ostatni kontakt z klientem. Związany z pracownią od samego początku, obecnie zarządza wszystkimi projektami i koordynuje kompleksowe realizacje. Patrzy na świat przez pryzmat designu, emocji i doświadczeń. Zawsze jest na bieżąco z najnowszymi rozwiązaniami technologicznymi w branży, dzięki czemu każdy projekt pracowni to mariaż estetyki, funkcjonalności i najnowszej myśli technicznej. Absolwent Uniwersytetu SWPS w Warszawie na kierunku UX Design oraz projektowania graficznego na ASP w Katowicach.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły: