Bo kolor to życie!

– Każdy projekt jest częścią mnie i każdy jest dla mnie osobną historią do opowiedzenia – mówi architektka Karolina Rochman-Drohomirecka, z którą spotykamy się, aby porozmawiać o sile kolorów i jednym z jej ostatnich projektów wnętrz.

Mam wrażenie, że w Polsce mamy bardzo małą świadomość znaczenia koloru, a tymczasem Ty postanowiłaś poświęcić mu nie tylko swoją edukację, ale też pracę. To zainteresowanie barwami towarzyszy Ci od dzieciństwa czy rozwinęło się podczas zgłębiania sztuki architektury?

Towarzyszy mi od zawsze, choć rzeczywiście w trakcie zdobywania wykształcenia rozpoczęłam nawet studia doktorskie poświęcone właśnie pracy z kolorem. Doktoratu nie ukończyłam, ale kolorystą wciąż jestem i nieustannie badam możliwości, jakie daje taka praca.

Czasem zdarzy mi się podsłuchać mimowolnie, jak ktoś dobiera kolor kanapy do koloru sweterka, bo wyjątkowo pasuje. A to właściwie tak, jakby złamanie nogi leczyć rumiankiem – całkowita nieznajomość tematu.

Klienci się nie buntują, gdy słyszą Twoje pomysły?

Czasem wymaga to głębszego wytłumaczenia, przeprowadzenia klienta przez proces doboru poszczególnych elementów, ale na koniec jednak wszyscy – jak na razie – byli zadowoleni, a często wręcz zaskoczeni końcowym efektem.

Karolina Rochman

A jak jest z kolorami w Niemczech czy Hiszpanii, gdzie też miałaś okazję pracować?

Tam zaczęłam na poważnie zgłębiać, jak barwy wpływają na nasze życie. Niemieccy architekci i koloryści mają na to zupełnie inne spojrzenie niż w Polsce, mają świadomość, że odpowiednio dobrane kolory determinują nasze działanie – sprawią, że rano chce się wstać i ma się siłę do działania, zachęcą do rozwijania pasji, pomogą lepiej wypocząć. Źle dobrane natomiast mają na nas negatywny wpływ. Jeśli chodzi o skąpaną w kolorach Hiszpanię, od zawsze towarzyszą mi przepiękne obrazy z filmów Pedra Almodóvara. Nie boi się on używać kolorów – zestawione w nieoczywisty sposób tworzą kompozycje, które są odzwierciedleniem ludzkich emocji.

Oprócz pracy z kolorem we wnętrzach podejmowałaś się też innych projektów, np. kaplicy cmentarnej.

Posiadanie w swoim portfolio architektury funeralnej obok szeregu wnętrz indywidualnych i klinik neurologicznych jest rzeczywiście niestandardowe (śmiech).

Wszystko to jest spowodowane tym, że mój mąż również jest architektem, pochodzi z architektonicznej rodziny. I pewnego razu zdarzyło nam się w trójkę, razem z moim teściem, stworzyć kaplicę cmentarną w Sopocie. Nie mogę powiedzieć, że nie ma tam kolorów, bo kolor jest wszędzie, natomiast w tym miejscu szarości i biel doskonale się sprawdzają ze względu na nastrój. Jest też piękny kolor ceglany, jednak w tym przypadku atmosferę budowaliśmy przede wszystkim formą.

Teść był zadowolony?

Bardzo! (śmiech).

W cieniu atlantów

Ale wnętrza i architektura to jednak nie wszystko…

Obecnie pochłania mnie projektowanie mebli, ponieważ pracując nad projektem, bardzo lubię wymyślać go w całości – przykładowo wiem, jaki kształt powinna mieć sofa, jaką wielkość, jaką tkaninę na obiciu. To sprawiło, że musiałam zacząć te przedmioty sama produkować. W moim ostatnim projekcie, w Łodzi, tylko krzesła w jadalni nie wyszły spod mojej ręki – poza tym całe wyposażenie stworzyłam sama. Czasem zdarza mi się projektować też lampy.

Podchodzisz do tego bardzo kompleksowo.

Uwielbiam pracę z klientami. Każdy projekt kocham jak dziecko i każdy jest dla mnie osobną historią do opowiedzenia. A własne meble sprawiają, że ta historia jest kompletna.

Mówiąc o projektach, wróćmy do tego łódzkiego, czyli Atlantu. Skąd taka nazwa?

Nazwy projektów są od jakiegoś czasu bardzo wyczekiwane przez klientów, zwłaszcza kiedy podpatrują moją pracę na Instagramie (śmiech).

Kiedyś to była tylko taka moja etykietka do rozróżniania projektów, a teraz urosło to już do prawdziwego wyzwania, aby sprostać oczekiwaniom inwestora i wszystkich obserwatorów. Atlant wziął się akurat od rzeźb – atlantów zdobiących wejście do jednej z łódzkich kamienic.

Mówiłaś, że za każdym projektem stoi pewna historia. Jaka więc towarzyszy temu projektowi?

W tym wypadku wnętrze, które otrzymałam do zaprojektowania, było nietknięte żadnymi większymi remontami i od pokoleń pozostawało w rękach jednej rodziny – moi klienci kupili je od wnuczki pierwszych właścicieli. Pozostało w nim wiele pierwotnych elementów, jak choćby drzwi wejściowe, których nigdy nie wymieniono, nietypowy układ pomieszczeń czy wspaniale zachowana podłoga. Nagromadzenie tych historycznych elementów sprawiło, że historia sama zaczęła się układać. Niemała w tym rola nowej właścicielki, której piękne, płonące włosy, aparycja i energia były ogromną inspiracją do wykorzystania w tym wnętrzu akurat takich, a nie innych kolorów.

Co następne?

Codziennie zmierzam z jakimś projektem do końca. Już za niedługo będę się dzieliła efektami kilku realizacji, ale rozpoczynam też pracę nad pięknym apartamentem w Międzyzdrojach. Od 10 lat współpracuję również z klinikami w Szwajcarii, próbując nieco odczarować stereotyp szpitalnego wystroju – praca nad wnętrzem jednej z nich powoli właśnie dobiega finału. Generalnie jednak staram się nie planować za dużo i wypatrywać, co przyniesie życie.

Karolina Rochman

Karolina Rochman-Drohomirecka

Architektka i kolorystka. Urodziła się w Toruniu, mieszka w Sopocie. Absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej oraz Wydziału Architektury HAWK Hildesheim w Niemczech. Zafascynowana niezwykłym wpływem barw na rzeczywistość, stała się specjalistką w zakresie pracy z kolorem. Swoje umiejętności doskonaliła w Niemczech, na początku jako studentka, a potem pracowniczka na Wydziale Projektowania Kolorów HAWK Hildesheim, a także w Hiszpanii, gdzie nauczyła się używać koloru jako niezwykłego narzędzia w projektowaniu.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

W jabłkowym matrixie

W jabłkowym matrixie

Grójec | 15 stycznia 2024

Magda Jurek opowiada o miłości do koloru i swojej nowej manufakturze

Puls wnętrza

Puls wnętrza

Warszawa | 31 lipca 2023

Mieszkanie trzyosobowej rodziny pełne energii i intrygujących prześwitów