– Cieszę się, że w tych dziwnych covidowych czasach moi klienci piszą do mnie, że dzięki realizacji projektu ich mieszkania, mają azyl, w którym z przyjemnością odcinają się od świata. Dobrze jest słyszeć, że dzięki mojej pracy wnętrze zamiast pułapką staje się bezpiecznym, kojącym miejscem – opowiada Katarzyna Baumiller, architektka, właścicielka Katarzyna Baumiller Studio.
Katarzyna Baumiller, architektka, absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Niegdyś współzałożycielka pracowni BaumillerKossowska, aktualnie właścicielka Katarzyna Baumiller Studio. Autorka i współautorka dziesiątek projektów wnętrz, w każdym poszukująca indywidualnego charakteru i niepowtarzalnych koncepcji. Feministka, mama trójki synów, przedsiębiorczyni, lubiąca to, co robi. Często zmęczona i przeciążona, ale zawsze nastawiona na rozwój i zmianę. Jak wyglądała jej zawodowa droga i jak wygląda jej praca dzisiaj? – Architektura jest mariażem twardej wiedzy i iskry twórczej – mówi nam w wywiadzie.
Architekt to bardziej artysta-wizjoner czy marketingowiec? A może jedno i drugie?
Jestem z wykształcenia architektką z inżynierskim wykształceniem zdobytym na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Początkowo wydawało mi się, że architektura jest najważniejsza na świecie, że jej ranga jest tak ogromna, że nie ma tam miejsca na ego. Tylko rzetelna analiza kontekstu i funkcja, jaką ma spełniać obiekt, może go kształtować. Oczywiście oddawałam też hołd i cześć architektom-wizjonerom pokroju Le Corbusiera, ale z pokorą znajdowałam w tym szeregu swoje miejsce uważając, że żeby zaznaczać swoje zdanie w architekturze trzeba być najwybitniejszym z wybitnych. Teraz, od kiedy zajmuję się głównie wnętrzami i pracuję pod swoim nazwiskiem, uważam już inaczej. Dałam dojść do głosu tej części siebie, która wcześniej stała, trochę zawstydzona, w kącie – dałam sobie prawo do prowokacji, do eksperymentu, do własnej wizji popartej już nie gruntowną analizą a intuicją. Dałam sobie prawo do zobaczenia w sobie też artystki i to, wraz z rzetelną wiedzą i doświadczeniem, pozwoliło mi poczuć pełnię swobody twórczej. Wnętrza są efemeryczne – widziałam już, jak niektóre moje projekty znikały i zostały zastępowane nowymi, czasem też spod mojej ręki. Powoduje to powstanie uwalniającego uczucia, że nic nie jest wieczne, że wiemy tylko to, co wiemy, że jest tylko to, co jest. Przy takim założeniu można, oczywiście odpowiedzialnie, czyli z szacunkiem do finansów inwestora, otoczenia i planety, tworzyć z zaznaczeniem swojego twórczego „ja”, które, jak wszystko, może przeminąć. Chyba że kogoś zachwyci, wzbogaci. Daję szansę takiemu eksperymentowi.
Co skłoniło Panią do zajęcia się architekturą?
W liceum przyśniło mi się, że będę architektem. Po prostu. Mój mózg i podświadomość wykonały za mnie całą pracę ze znalezieniem odpowiedzi na trudne dla młodego człowieka pytanie – co robić w życiu. Kto mnie zna, ten wie, że mam ogromne zaufanie do intelektu i jego analiz, ale też wierzę w potęgę intuicji i całe życie uczę się za nią podążać. Architektura jest właśnie mariażem twardej wiedzy i iskry twórczej, więc ten sen pokazał mi drogę znalezienia sposobu na najlepsze wykorzystanie osobistych predyspozycji. I nigdy nie było planu B. I nie było dnia, żebym żałowała podjętej decyzji. I nie widzę dla siebie lepszej drogi.
Wnętrze Instytutu MAÉ w Warszawie
Jaka jest misja architekta dzisiaj? Czy współczesny architekt może, chce i potrafi zmieniać otoczenie i życie ludzi?
Nie czuję się na siłach do definiowania generalnych prawd. Świat się zmienia w sposób ekspresowy i choć staram się go rozumieć, to dotarło do mnie, że część zrozumienia świata to przyznanie się do tego, że się go właśnie nie rozumie. Staram się więc ogarnąć rozumem swoją mikroskalę, w której funkcjonuję, poszczególnych ludzi, sytuacje. I tak, w ramach tej skali mam wpływ na jakość życia ludzi – czy będą mieć wygodne mieszkanie, czy będzie się w nim czuło przyjazną przestrzeń, czy dobrze zainwestują swoje pieniądze. Cieszę się, że w tych dziwnych covidowych czasach moi klienci piszą do mnie, że dzięki realizacji projektu ich mieszkania mają azyl, w którym z przyjemnością odcinają się od świata. Dobrze jest słyszeć, że dzięki mojej pracy wnętrze, zamiast pułapką staje się bezpiecznym, kojącym miejscem. Cieszę się też wtedy, gdy widzę, jak zaprojektowane przeze mnie wnętrza zyskują na wartości.
W obecnych czasach dużo się mówi o odpowiedzialnym projektowaniu, eko-designie i tworzeniu przestrzeni bliskich naturze – jak to się przekłada na Pani pracę?
Fascynuje mnie korzystanie z nieograniczonych zasobów tego, co już zostało użyte, a stało się niepotrzebne – i to jest zielona część mojego projektowania. Vintage, reużycie to są hasła, które są mi bliskie do lat i były takie nim stały się popularne w Polsce. Łapię się na tym, że nie znam nowości w kolekcjach firm, a spędzam godziny przeszukując portale, gdzie ludzie pozbywają się zbędnych rzeczy. Inspiruje mnie to i zmusza do znajdywania nieoczywistych połączeń między przedmiotami. Często też wykorzystuję w projektach to, co klienci już mają. Jestem w trakcie projektu bardzo luksusowego apartamentu, gdzie większość wyposażenia stanowić będą przedmioty, które klienci zgromadzili jako efekt uboczny licznych przeprowadzek i inwestycji. Zagospodarowanie tych elementów w jednym, spójnym wnętrzu jest wyzwaniem, ale ogromnie satysfakcjonuje mnie takie podejście do materii.
A jakie będą projekty przyszłości? Jak wyobraża sobie Pani ich tworzenie za kilka lat?
Uważam, że będzie masa różnych dróg, bo ludzie są wspaniale różnorodni. I na wszystkie powinno być miejsce – poza tymi, które powodują bezmyślne niszczenie zasobów przyrody. Mam takie marzenie, by zatrzymać rozszalałą konsumpcję i korzystać z tego, co już zostało wyprodukowane.
W moim domu wszystkie łazienki są wykonane z potłuczonych kafli z czasów PRL. Codziennie mnie zachwycają. Wiem, że nie jest to łatwy w odbiorze design, ale mnie najbardziej interesują właśnie takie nieoczywiste pomysły.
Mieszcząca się przy ulicy Bagatela 10 pracownia Katarzyna Baumiller Studio
Woli Pani współpracować z indywidualnymi klientami czy może większymi instytucjami?
Największe doświadczenie, nie przez przypadek, mam z klientem indywidualnym. Prywatnie lubię wchodzić w relację, szybko skracam dystans, więc klient, który zachce podzielić się ze mną swoim życiem i wprowadzić mnie w jego specyfikę może liczyć na moje ponadstandardowe zaangażowanie. Wtedy powstają najciekawsze projekty.
Którą część procesu projektowego lubi Pani najbardziej?
Przepadam za wymyślaniem koncepcji i za oglądaniem efektów sesji zdjęciowej. Wszystko, co jest pomiędzy traktuję z profesjonalną pokorą. Na szczęście mam świetny zespół, który mnie wspiera na każdym z etapów projektu.
Za każdym projektem kryje się jakaś historia. Czy ma Pani projekt, który darzy największym sentymentem, najmilej wspomina?
Nie umiem wybrać. Wchodzę w bardzo mocne relacje z miejscami, które projektuję, a często także z ludźmi, dla których pracuję. To moment, w którym musiałabym któryś projekt wyróżnić, a tego chyba nie potrafię.
Gdyby mogła Pani pracować w dowolnym mieście na świecie, w dowolnym czasie w historii…
Wybieram czasy Bauhausu. Nie wiem, czy możliwa jest jeszcze do powtórzenia taka rewolucja w myśleniu, jaka się wtedy dokonała. Chciałabym być jej częścią. Codziennie podświadomie sięgam do idei, które powstały w tamtym czasie i po chwili samozachwytu dociera do mnie, że oni już szli tą ścieżką.
Cel na dzisiaj, cel na przyszłość?
Cel na dziś – właściwie zaadaptować się do rzeczywistości pandemii, roztropnie prowadzić pracownię, by efektywnie pracować w warunkach pracy zdalnej. Cele na przyszłość – wykorzystać w pełni swój potencjał osobisty, nie rozmieniać się na drobne, zobaczyć w pełni swoje możliwości i uwierzyć w to, że nie ma granic to, co można osiągnąć. Zamierzam pracować dla zagranicznych klientów i sprawdzić, jak daleko twórczo można się rozwinąć w innych warunkach, niż miejscowe. Zamierzam jeszcze lepiej wykorzystać potencjał wspaniałych dziewczyn, które ze mną pracują. Zamierzam zrealizować projekt w obszarze designu, który chodzi mi po głowie od lat. Mam ogromnie dużo planów i nadziei.
Więcej na: www.katarzynabaumiller.com