Szwedka nie zawsze słucha Abby

Często pytają ją, jak to możliwe, że zamiast perspektywy kariery w Londynie wybrała Polskę, która nawet nie była jeszcze wtedy w Unii Europejskiej. Powód był bezdyskusyjny: miłość. To dzięki niej Katja Sadziak założyła w Warszawie rodzinę, a wkrótce pracownię wnętrzarską ID Studio.

Z Katją spotykamy się w jej studiu, w uroczej szeregowej zabudowie na Starym Żoliborzu – jest wiosennie, zielono i słonecznie. Może to kwestia wspólnego rocznika, bo od początku rozmawia nam się świetnie. Obie akurat wróciłyśmy z targów w Mediolanie, z międzynarodowego tygla pomysłów, kierunków, koncepcji i realizacji. Mówiąc o różnicach narodowościowych, chcąc nie chcąc dotykamy stereotypów i obie natychmiast czujemy potrzebę ich dekonstrukcji.

Bo czy to, że Katja Sadziak jest Szwedką, ma faktycznie decydujący wpływ na jej projektowanie? Czy styl skandynawski to na pewno tylko białe ściany i minimalizm? I wreszcie: czy Szwedzi, słynący z unikalnej kultury designu, mają lepiej zaprojektowane domy?

Magazyn Design Alive

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

ZAMAWIAM

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

NR 13/2024 WYDANIE SPECJALNE

Sądzisz, że istnieje dziś coś takiego jak styl narodowy?

Katja Sadziak: – Wydaje mi się, że obecnie nie ma czegoś takiego jak narodowy styl, bo świat się zglobalizował. Takie przynajmniej mam wrażenie. Z perspektywy 20 lat pracy w branży dużo się zmieniło – mamy Instagram i nowe media, dostępność inspiracji z całego świata jest zupełnie inna. Natomiast myślę, że jednak to, gdzie się urodziliśmy, wpływa na to, jak patrzymy na świat i na innych ludzi. I nie chodzi o to, czy wybieramy ten kolor płytek czy tamten, tylko o sposób, w jaki obsługujemy każdego klienta, jak podchodzimy do projektu, jak patrzymy na wnętrze. Zawsze mówię, że najważniejsze jest zrozumienie całości. Muszę wiedzieć, gdzie projektujemy, jaki to budynek i jaką ma historię, a przede wszystkim poznać bliżej klienta, wejść z nim w relację.

Z jednej strony ojczyzną wnętrzarskich trendów jest dziś bardziej Instagram niż konkretny kraj, w którym powstają, z drugiej – trudno jednak porównać tradycje wnętrzarskie Polski i Szwecji.

To prawda, że są różnice w myśleniu o projektowaniu. Wydaje mi się, że z powodu tego, że długo brakowało w Polsce materiałów i dostępu do różnych produktów, teraz mamy ich nadmiar. Jeżeli nie znajdziemy czegoś odpowiedniego w Europie, to nasi klienci chętnie sięgają po produkty z innych stron świata, nie ma granic w poszukiwaniu oryginalności. A w Szwecji wręcz odwrotnie – nadal jest tak, że nie chcemy się wychylać. Wnętrze przede wszystkim ma być przytulne, praktyczne, funkcjonalne, spójne i po prostu ma służyć do codziennego życia.

W Polsce bardzo chętnie się mówi o różnych stylach: japoński, włoski, skandynawski. A ja uważam, że to są często uproszczenia i nigdy do końca nie zgadzałam się z tym, co piszą media, że styl skandynawski to białe ściany i minimalizm. W Szwecji są różne wnętrza; jest dużo starych kamienic, starych domów i pięknych dworków urządzonych zupełnie inaczej, z fantazją i kolorami.

Uważam, że zastanawianie się nad różnicami między Szwedami a Polakami prowokuje duże uproszczenia. Fajnie jest ująć to inaczej – możemy nawzajem od siebie czerpać, bo każda różnorodność jest cenna i każdy z nas ma coś innego do zaoferowania.

Ciekawe są nasze relacje, po prostu ludzie, a nie narodowości – wszędzie są zarówno dobrzy, jak i źli, nudni i ciekawi, a Szwedka wcale nie zawsze ma blond włosy, niebieskie oczy i słucha Abby.

Katja Sadziak

Jak to się stało, że założyłaś w Warszawie studio?

Przyjechałam tutaj… z miłości. Adama poznałam w Anglii. Przeprowadziłam się do Polski zaraz po skończeniu studiów w Londynie, w 1999 roku. Kiedy braliśmy ślub, Polska nie była jeszcze w Unii. Miałam wtedy podpisaną umowę z dużą pracownią w Londynie, mimo to przyjechałam tutaj. Zastanawialiśmy się, co robić, bo mąż miał tutaj pracę. Jak sobie wyobraziłam, że mam wracać do Anglii i żyć w niepewności, kiedy się znowu zobaczymy – byliśmy tak zakochani, że to nie wchodziło w grę! Napisałam do pracodawcy, że jednak zmieniłam decyzję i zostaję w Polsce.

Na początku współpracowałam z biurami w Anglii na odległość, a to były jeszcze czasy faksów i Hotmaila. Jednak nie zadałaś mi sakramentalnego pytania: „Jak to, dlaczego tu?”. Nie wiem, ile już razy pytano mnie, dlaczego chciałam tu przyjechać. Wtedy w Polsce na pewno były ograniczone możliwości, łatwiej byłoby projektować w Londynie.

Jestem osobą, która lubi wyzwania; chcę upiększać świat i sprawiać, żeby ludziom żyło się lepiej. Decyzja była dla mnie bardzo trudna, lecz czułam, że jest tutaj dużo do zrobienia w sensie zawodowym. Nie wiedziałam, jak będzie i czy sobie poradzę, ale chciałam spróbować.

Własną pracownię założyłaś dopiero po pewnym czasie, a po drodze prowadziłaś sklep z designem.

Tak, na początku współpracowałam z pracownią architektoniczną w Warszawie, a przez jakiś czas także jako freelancer z angielskimi biurami. Następnie pracowałam w austriackiej firmie, która produkowała meble biurowe – wspólnie robiliśmy projekt dla Agory, dla „Gazety Wyborczej”. Miałam wtedy okazję brać udział w projektowaniu mebli i patrzeć, jak powstają w fabryce. Szybko stwierdziłam, że chcę zacząć robić coś samodzielnie. W związku z tym, że na rynku było mało produktów, w 2004 roku wspólnie ze szwedzką koleżanką postanowiłyśmy otworzyć sklep Scandinavian Living i wprowadzić skandynawski design do Polski. Miałyśmy w ofercie dużo duńskich, szwedzkich i norweskich produktów. Lokal powstał w Konstancinie Jeziornej w pięknej willi. Brakowało nam naszych, znanych od dzieciństwa szwedzkich produktów – do wyboru było wtedy trochę polskiego designu, startowała IKEA, ewentualnie drogie włoskie meble. Brakowało średniej półki. Jednak okazało się, że nasze produkty były drogie.

Warszawska ostoja szwedzkiej projektantki

 

To, co było przeznaczone dla klasy średniej w Szwecji, w Polsce stanowiło najwyższą, zaporową półkę.

Polacy wtedy jeszcze nie rozumieli, jak to możliwe, że takie proste drewniane krzesło może tyle kosztować. Przecież to jest tylko drewno, łatwe w produkcji i potencjalnie łatwe do zepsucia! Drewno było w Polsce materiałem popularnym, wszechobecnym. Kojarzyło się z architekturą starych drewnianych, rozpadających się domów, z czymś tanim. Starałyśmy się tłumaczyć, że trzeba je pielęgnować, bo jest piękne i starzeje się w szlachetny sposób.

Wychowywałam się w szwedzkiej Smalandii, mój ojciec ma tartak, więc mam w sobie ogromny szacunek do drewna. U mojego dziadka i mojej babci na drzwiach było napisane: „Drewno jest złotem”. 

Sama też zaczynasz tworzyć drewniane meble?

Przy każdej realizacji coś projektujemy, bardzo lubię współpracę ze stolarzem i kamieniarzem. To są tacy cisi uczestnicy projektu, którzy najczęściej są tak naprawdę odpowiedzialni za efekt końcowy. Bardzo to doceniam. Nie wyobrażam sobie projektowania wnętrza, w którym wstawia się tylko gotowe meble. Zawsze musimy dodać od siebie coś autorskiego. Wtedy wnętrze zyskuje znamiona domu, a nie tylko nowej makiety do mieszkania.

Dlatego projektuję meble z kamienia i drewna, które mam zamiar produkować w krótkich kolekcjach. Wiem, że pojawił się ostatnio wśród polskich projektantów taki trend, ale ja chcę się też rozwijać na rynku szwedzkim. Od wakacji częściowo działam już tam na miejscu.

Przyszedł czas powrotu?

W 2006 roku założyłam ID Studio. Po kilku latach zatrudniłam pierwszą osobę, a z czasem to się rozwinęło i teraz tych osób jest już pięć. Po latach pracy widzę, że jest zupełnie inaczej w porównaniu z tym, co zastałam w Polsce ponad 20 lat temu – dużo się dzieje, jest spore zainteresowanie designem i wnętrzarstwem. Przyszedł taki czas, że to w Szwecji, w której wszystko zostało zaprojektowane dawno temu, wiele można teraz zrobić jeszcze lepiej. Uważam, że wnętrza mogą być tam lepsze, a Szwedzi mogliby zyskać lepszy dostęp do różnych produktów. Widzę to po mojej rodzinie i znajomych. Koleżanka ze Sztokholmu zastanawia się już piąty rok, czy remontować łazienkę – brakuje budowlańców, siły roboczej, stolarzy. Dlatego widzę tam teraz dla siebie potencjał, a jednocześnie chciałabym też być bliżej mojej rodziny. Taki plan sobie wymyśliłam. Widzę to jako kompleksową pomoc przy projekcie i jego realizacji przy udziale stolarzy i ekipy z Polski.

Rozumiem to tak, że Szwedzi, myślący bardzo ekologicznie, nie wyrzucają rzeczy i nie muszą ich mieć dużo. Szczególnie że design mają na najwyższym poziomie. Ponadto w myśl szwedzkiej filozofii lagom nie mają potrzeby, żeby na siłę coś zmieniać, nie lubią robić nic na pokaz, wystarczy im to, co mają, „tyle, ile trzeba”. To dlatego mieszkają we wnętrzach niezmienianych od lat?

Tak, ludzie mają wnętrza, które można dziś podkręcić, żeby były nowocześniejsze. Ze względu na brak fachowców często od dawna nie remontują swoich domów czy hoteli. A jeśli już remontują, to sięgają po łatwo dostępne produkty. Nie szukają dalej, wystarczy im to, co jest. A ja widzę, że jest tyle fajnych nowych rzeczy, także w Szwecji. Może niekoniecznie trzeba kupować znane ikony, tylko spróbować czegoś innego.

Masz holistyczne podejście do projektowania, starasz się wyjść od człowieka. Czy to jest właśnie klucz do Twoich projektów?

Zawsze najważniejszym punktem odniesienia jest dla mnie człowiek, dopiero za nim idzie wybór estetyki. Nigdy nie narzucam swoich osobistych preferencji. Owszem, mam je, ale interesuje mnie rozmowa i wspólny proces tworzenia wnętrz.

Projektujemy jednak zarówno wnętrza prywatne, jak i komercyjne na długoterminowy wynajem. W tym drugim przypadku podejście siłą rzeczy musi być trochę inne ze względu na większą skalę – taki projekt dotyczy nie jednego, ale dużej liczby mieszkań, nawet dwustu. Tworzymy całościową koncepcję dla kilku różnych typów wnętrz, nie znając osób, które będą tam mieszkać. Pod uwagę bierze się więc zupełnie inne czynniki, projekt musi być bardziej uniwersalny, trzeba zwrócić uwagę na wytrzymałość materiałów, kolorystykę… I oczywiście trzymać się budżetu.

A co ze sztuką we wnętrzach?

Sztuka jest dla mnie często punktem wyjścia do projektu. Widzę, że klienci potrzebują porady, często nie wiedzą, jak podejść do tego tematu. Myślę, że to wynika z historii – nie ma jeszcze w Polsce tradycji kupowania sztuki, to się dopiero rodzi. Brakuje więc pewności siebie i poczucia, że możemy sobie coś kupić po prostu dlatego, że nam się to podoba. Ludzie potrzebują wsparcia, legitymizacji własnych wyborów. Chciałabym, żeby ufali własnej intuicji; nie jest rolą architekta wybieranie komuś sztuki do domu. Proponuję moim klientom: „Chodźmy razem do galerii”. Co z tego, że ja coś zaproponuję, skoro to oni będą z tą sztuką żyli na co dzień.

Katja Sadziak

Katja Sadziak

Rocznik 1974. Architektka wnętrz. Urodziła się w Szwecji, kształciła się w Szwecji i Wielkiej Brytanii – studiowała w London College of Printing and Distributive Trades, a później na Kingston University, gdzie uzyskała tytuł licencjata z wyróżnieniem w dziedzinie projektowania wnętrz. Od 1999 roku działa zawodowo w Polsce. Katja Sadziak współpracowała z projektantami mebli i architektami z całej Europy. Od 2006 roku prowadzi pracownię wnętrzarską ID Studio – realizuje projekty z zakresu architektury wnętrz, architektury i projektowania mebli. Katja Sadziak mieszka na warszawskim Żoliborzu.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Estetyka codzienności

Estetyka codzienności

Warszawa | 19 sierpnia 2024

Zaglądamy do prywatnych domów i mieszkań polskich projektantów wnętrz