– Spodobało mi się to, że ludziom sprawia przyjemność picie kawy z mojego kubka, który siłą rzeczy musi być do pewnego stopnia powtarzalny – mówi nam Anna Marciniszyn, która w Warszawie prowadzi salon Nodi Studio. Można tu nie tylko kupić jej autorską porcelanę w charakterystycznych pozytywnych kolorach, ale też popatrzeć na proces powstawania naczyń i porozmawiać z właścicielką.
Projektantka przekonuje, że aby poznać porcelanę nie wystarczy teoria, cała wiedza kumuluje się w rękach – wszystkiego tak naprawdę nauczyła się w praktyce, w trakcie pracy, powtarzając te same czynności niezliczoną ilość razy.
Zdarza się, że naczynia, które nie wyjdą do końca tak, jak sobie założyła, okazują się trafionymi formami, prowokują do dalszych poszukiwań i eksperymentów. W samym centrum Warszawy, przy ul. Wspólnej rozmawiamy o wszystkim, czego nie wiedzieliście o porcelanie.
Nodi Studio to nie tylko sklep, ale także Twoja pracownia?
Wcześniej miałam pracownię w piwnicy, na Mokotowie, do której klienci nie bardzo mogli przychodzić, funkcjonowałam więc tylko online. Zależało mi, żeby stworzyć takie miejsce, w którym będzie jednocześnie część sklepowa, aby ludzie mogli na żywo wszystkiego dotknąć. Zauważyłam, że ludzie nie kojarzą, że jeśli coś jest z porcelany, to powstało ręcznie. Przeciętny klient ręczną produkcję kojarzy raczej z gliną.
Aby się tym zajmować skończyłaś odpowiednie studia.
Studiowałam Domestic Design na School of Form, kiedy jeszcze było w Poznaniu. Tam właśnie najbardziej podobały mi się zajęcia z ceramiki, które prowadził Arek Szwed. Kiedy przyszła pandemia moje plany wywróciły się do góry nogami, bo myślałam, że wyjadę do Kopenhagi kontynuować studia. Ostatecznie stworzyłam własne studio ceramiczne i musiałam zajmować się tym na full-time.
Dlaczego wybrałaś akurat porcelanę?
Na studiach próbowaliśmy wielu różnych mediów i technik, na które mogliśmy przetłumaczyć swoje pomysły i projekty. I tak się złożyło, że to właśnie w porcelanie zwykle najłatwiej było mi przedstawiać swoje pomysły. To ona od początku wydawała mi się najbardziej plastycznym i intymnym materiałem, najbliższym ciału, w porównaniu z metalem czy drewnem.
O wiele trudniej jest też dojść do zamierzonego efektu. Pracowałam z oboma materiałami i zauważyłam, że porcelana daje mi zdecydowanie więcej satysfakcji.
Zdarza się też tak, że naczynia, które wyjdą nie tak, jak bym chciała, otwierają nowe drogi, i pomysły. Aby poznać porcelanę nie wystarczy teoria, cała wiedza tak naprawdę jest w rękach i wszystkiego tak naprawdę nauczyłam się w praktyce, w trakcie pracy i powtarzając te same czynności niezliczoną ilość razy. W niektórych momentach „lecę na autopilocie” – ręce same wiedzą jakie ruchy wykonać. Ta wiedza jest zawarta w ciele.
Porcelana jest trudniejsza od gliny? Jak wygląda proces jej powstawania?
Na pewno zajmuje więcej czasu. Najpierw trzeba stworzyć formę gipsową. To jest osobna dziedzina, która też nie jest prosta. Potem odlewa się tę płynną, lekko różową porcelanę w formach, w określonym, wypracowanym dla każdego naczynia czasie.
Kiedy naczynia już wyschną, trzeba je wyczyścić z tych wszystkich szwów i zadziorów. To też żmudny i ważny etap, bo porcelana, kiedy jest jeszcze mokra, nie lubi być zbyt często dotykana – potem się totalnie wygina w piecu. Żeby więc kubek był jak najbardziej równy, muszę być super ostrożna i staram się jej praktycznie nie dotykać. Pózniej, kiedy naczynie idzie na pierwszy wypał, często już z dodanym kolorem jest już bardziej z górki.
Dodajesz do tego też swoje autorskie grafiki?
Projektuję je na komputerze i później przenoszę poprzez kalkę na ceramikę. To wymaga dodatkowego wypału. Cały proces od lania do palenia zajmuje tydzień, czasem dwa.
Skąd biorą się Twoje pomysły na formy?
Inspirują mnie architektura, wnętrza. Często tworząc jakieś naczynie zastanawiam się jak będzie się komponowało w różnych domach. Dużym źródłem inspiracji są też dla mnie po prostu kolory, w wolnym czasie zdarza mi się malować abstrakcyjne „obrazy”, które polegają właśnie na testowaniu ich różnych połączeń. Uwielbiam też japońską i chińską ceramikę, ich prostotę, przeznaczenie (ceremonie herbaciane).
Wspomniane wcześniej „porażki”, które zdarzają się w trakcie pracy, też bywają otwierające. Wychodzą np. niespodziewane kolory, jakiś element się ułamie i okazuje się, że może służyć jako osobne naczynie. Tak np. zaczęłam robić popielnice – z ułamanej na początku procesu miseczki.
Tworzysz nie tylko, nie tylko ceramikę, ale też świece, dywany…
Jestem impulsywną osobą, która zawsze musi robić coś nowego. Teraz kiedy mam własne studio, muszę wykonywać powtarzalną gamę produktów, bo tego oczekują klienci. Czasem brakuje mi eksperymentowania z formą i kolorem, czyli tego, co mogłam robić na studiach. Uwielbiam uczyć się nowych rzeczy i lubię manualne prace, stąd te dywany i świece.
Na Twojej stronie jest też kategoria Recycling.
Przy produkcji porcelany powstaje dużo ścinków, które można ponownie użyć. W tym celu trzeba przerobić je z powrotem na płynną postać. Taki produkt ma często trochę inną jakość niż nowa porcelana, ale duży walor ekologiczny. Zrobiłam właśnie taką serię z masy z recyklingu, którą zabarwiłam kobaltem. Nie lubię marnować rzeczy!
Świece też robisz z naturalnych składników?
To jest wosk sojowy z dodatkiem zapachu. Po wypaleniu świecy można do mnie przyjść z pustym naczynkiem i zapłacić za samo wypełnienie świecy.
Twoim klientom podoba się raczej „instagramowa” estetyka, czy szukają też projektów idących bardziej pod prąd?
Mam wrażenie, że na studiach zaspokoiłam swoją potrzebę robienia dziwnych, nietypowych rzeczy. To było miejsce, gdzie mogliśmy się wyżyć i pozwolić sobie na robienie czegoś, co nie musi się sprzedać. Były totalne eksperymenty, np. mieszanie porcelany z sodą oczyszczoną. Przez ostatnie dwa lata, budując swoją markę nie miałam czasu na takie rzeczy. Spodobało mi się to, że ludziom sprawia przyjemność picie kawy z mojego kubka, który siłą rzeczy musi być do pewnego stopnia powtarzalny. Teraz doszłam do momentu, że mam przesyt robienia modnych rzeczy i czekam na to, aż będę miała więcej czasu, żeby zacząć znów szukać nowych rozwiązań.
Anna Marciniszyn
Założycielka marki Nodi Studio ma 25 lat, urodziła się w Lubinie, na Dolnym Śląsku. Studiowała kierunek Domestic Design na School of Form, filii SWPS. Swoją kreatywność najbardziej lubi przekładać na prace manualne. Prywatnie miłośniczka psów i podcastów kryminalnych.