– Skoro ja potrafiłem w rok zmienić swoje życie, zająć się czymś kompletnie innym, to każdy może to zrobić – przekonuje Marcin Kuberna, założyciel marki Grôpk. Tworzy surowe w formie gliniane wazy, które przywodzą na myśl archeologiczne wykopaliska. Ceramiką zajął się niedawno i od razu odniósł sukces, biorąc udział w paryskiej wystawie „1000 Vases”.
Z Marcinem spotykamy się w jego warszawskiej pracowni, aby porozmawiać o przyjemności z tworzenia, alchemicznych procesach i pracy z czterema żywiołami.
Twoja ceramika oglądana na żywo jest zjawiskowa. Mam wrażenie, że jest w niej dużo kobiecego pierwiastka.
Ja też tak czuję. Te wazy są kobietami. Jedną z moich prac nazwano nawet Wenus. Kultury pierwotne bardzo mnie inspirują, to jest obszar, z którego czerpię najbardziej. Budując to naczynie, nie myślałem co prawda akurat o Wenus, ale wiele osób tak to właśnie odczytało. Dla mnie bardzo ważna jest kobieca energia, matka natura, Ziemia.
Zajmujesz się ceramiką dopiero od roku, ale bardzo szybko zostałeś doceniony. Może dlatego, że odniesienie do pradawnych form jest dla ludzi bardzo pociągające. Myślisz, że tęsknimy za archetypami?
Proces twórczy podczas tworzenia ceramiki pozwala być kreatywnym w pracy z modą, a spokój, jaki mi daje, pozwala ustabilizować emocje i ma wymiar terapeutyczny. Praca w świecie mody i na planie zdjęciowym z kolei mobilizuje do działania, uczy tego jak nie ulegać presjom i kanalizuje skumulowaną energię.
Ceramika zmieniła Twoje życie?
Tak, są to właściwie dzieła sztuki użytkowej.
Co dla mnie ważne, mam na nią stuprocentowy wpływ. Nie mam nad sobą producenta, redaktora naczelnego, wreszcie to ja jestem demiurgiem. Zaczynam od czegoś bezkształtnego, co pod moją dłonią i wyłącznie dzięki mojej decyzji nabiera konkretnego kształtu. Nawet kiedy ludzie składają u mnie specjalne zamówienia, to zostawiają mi całkowitą wolność, bo chcą cieszyć się tą sztuką razem ze mną.
Jak prawdziwy demiurg pracujesz z czterema żywiołami.
Na czym polega prastara technika wałka, z której korzystasz w swojej pracy?
Jest to technika, której używali pierwsi ludzie, doklejając do siebie kawałki gliny. Podłużne wałeczki rozwałkowuje się, układa w kształt koła, a następnie dokleja do siebie kolejne warstwy, zacierając krawędzie. Żmudne jest to bardzo i czasochłonne, ale dzięki temu można się całkowicie wyłączyć i myśleć tylko o tym co jest tu i teraz.
Jak długo trwa taki proces?
Największe prace lepiłem ponad tydzień. Potem proces schnięcia, który trwa tydzień i dwukrotne wypalanie. I tak ma być. Jestem przeciwnikiem wszystkiego, co jest „fast”. Na efekty mojej pracy trzeba cierpliwie poczekać; potrzebuję przestrzeni i skupienia. Ta materia nauczyła mnie, że nie można się spieszyć. Stoi u mnie na półce kilka pamiątek – nieudanych artefaktów, które przypominają mi, że pośpiech jest niszczący. Mam też swoje rytuały podczas pracy. Włączam muzykę klasyczną, zapalam kadzidło, Palo Santo – antropolog kultury powiedziałby może, że są to zabiegi magiczne.
Być może praca z ziemią, z pomocą żywiołów ma wręcz alchemiczny wymiar?
Wychowałem się na wsi, na Kaszubach w gospodarstwie rolnym, moi rodzice są rolnikami. Ja się tym nie zająłem, bo jakoś nie czułem do tego powołania, ale teraz w jakimś sensie wróciłem do pracy w ziemi. Z nią pracował mój dziadek, mój tata. Ja robię to może trochę w innej formie i z innym skutkiem, ale czuję, że to ważne odniesienie. Pamiętam, kiedy jako dziecko byliśmy na wycieczce szkolnej w Muzeum Archeologicznym, gdzie można było oglądać tzw. popielnice twarzowe, które zostały wykopane w okolicach miejscowości, w której się urodziłem. Zrobiły na mnie ogromne wrażenie. To były dziwne stwory z twarzami ulepione z gliny, do których potem wsypywano prochy. Do tej pory pamiętam surowość tych prastarych form.
Grôpk znalazł się w tym roku na prestiżowej wystawie „1000 Vases” w Paryżu w ramach międzynarodowych targów sztuki Art Paris. Jak to się stało?
Cała moja przygoda z ceramiką zaczęła się od tej wystawy. Na początku znałem tylko koło garncarskie, a tutaj zobaczyłem inne techniki i odkryłem wielu moich ceramicznych guru, takich jak: Noe Kuremoto, Jade Paton czy Zhu Ohmu. Podczas pandemii, kiedy miałem dużo wolnego czasu, postanowiłem wreszcie samemu zmierzyć się z tą materią. Przed każdą wystawą można się na nią zgłosić poprzez specjalny formularz. Tak też zrobiłem, a organizatorzy zdecydowali, że bardzo im się moje prace podobają i zaprosili mnie do uczestnictwa. To niezwykle budujące, móc postawić swoje prace obok wielkich nazwisk w Galerii Joseph w paryskim Marais.
Imponujące, jak szybko odniosłeś sukces.
Wystarczy silne przekonanie i chęć zmiany?
Od początku nie przyjmowałem rad. Niektórzy mówili mi, że może powinienem zrobić tak, albo inaczej. A ja wiedziałem dokładnie co, chcę powiedzieć i nie interesowały mnie podpowiedzi. To dowodzi, że jeśli naprawdę czegoś chcesz, w coś wierzysz i robisz to z pasją, to zawsze znajdą się tego odbiorcy.
Mimo że trend związany z rękodziełem, ideą wabi-sabi, polegającą na zostawianiu rzeczy takimi, jakie są i cieszeniu się ich wadami jest obecnie bardzo silny, to wydaje mi się, że nadal jest tu miejsce na bycie unikalnym.
W Twoich pracach jest taki rodzaj prostoty i ponadczasowości, że one wymykają się trendom.
To samo usłyszałem w Paryżu od organizatorów wystawy „1000 Vases”. „Widzieliśmy już tyle prac, podczas wielu edycji, a Ty przyjeżdżasz z czymś tak surowym i naturalnym i ponadczasowym, że nie ma szans, żeby to się zestarzało, bo to już wygląda, jakby miało tysiąc lat”.
Świetnie wystartowałeś, jakie masz teraz plany? Postawisz wyłącznie na ceramikę?
Moi znajomi śmieją się, że we mnie drzemie kilka osób. Kiedy jestem w pracowni, to czuję, że nie chciałbym robić niczego innego. Wpadam w to na dwieście procent, głęboko zanurzam się w tej jednej aktywności. Wciąż pracuję komercyjnie, wymaga tego na razie finansowanie mojego ceramicznego przedsięwzięcia, jednocześnie finalizuję rozmowy z galerią w Paryżu, chcę się rozwijać, iść dalej. Mam pomysły na minikolekcje, projekty bardziej artystyczne, rzeźbiarskie.
Marcin Kuberna
Przez wiele lat pracował jako stylista modowy, był związany z „Twoim Stylem”, potem z „Vogue”. Rok temu założył własną markę Grôpk, co po kaszubsku znaczy garnek. W kwietniu jego unikalna ceramika została pokazana na wystawie „1000 Vases” w ramach międzynarodowych targów sztuki Art Paris.