– W designie trzeba dopasowywać się do jakiejś funkcjonalności. Zaś w sztuce tylko własna wyobraźnia może być ograniczeniem. Dlatego kształtowanie artysty wymaga budowania umiejętnej wyobraźni – trzeba widzieć bardziej to, czego nie ma, niż to co jest – mówi słynny polski ceramik Marek Cecuła. – Cieszę się, że wróciłem do Polski w tak ciekawym dla designu okresie i że mogę aktywnie uczestniczyć w procesie jego rozwoju.
Przygotowywanie wystawy retrospektywnej Marka Cecuły, artysty i projektanta, a także kuratora znaczących artystycznych projektów, jest nie lada wyzwaniem. Jak opowiedzieć o ponad 40 latach projektowania? Jakie kryterium doboru prac zastosować? – Bezwzględnie jestem artystą! – podkreślił Marek Cecuła w rozmowie, jaką z nim przeprowadziłam w trakcie opracowywania koncepcji wystawy w Galerii BB w Krakowie („Beauty of ImPERFECTION. Porcelana Marka Cecuły”. Na ekspozycji zostały zaprezentowane prace i projekty z okresu nowojorskiego, projekty zrealizowane dla Ćmielów Design Studio i Modus Design oraz prace na pograniczu sztuki i designu z serii „Beauty of Imperfection”)
To „bezwzględnie jestem artystą” przesądziło o charakterze jego prezentacji. – Jestem obserwatorem i antropologiem, który nieustannie odkrywa, w jaki sposób tworzymy relacje z obiektami i ich funkcjami.
Artysta i projektant, kreator przestrzeni społecznej i wystawienniczej, animator kultury, manager… Działa pan w wielu obszarach związanych ze sztuką i projektowaniem osiągając spektakularne sukcesy. Który ze zrealizowanych dotąd projektów był dla Pana najważniejszy?
– „Porcelain Carpet” – zadrukowałem 320 talerzy z Ćmielowa (były to pierwsze próby druku cyfrowego na ceramice) wizerunkiem klasycznego perskiego dywanu. Ta praca, właściwie instalacja, łączyła w unikalny sposób sztukę, technologię i przemysł. „Porcelanowy dywan” był prezentowany w kilku prestiżowych galeriach. W 2002 roku został zakupiony przez Museum of Fine Arts w Houston i umieszczony na stałej wystawie… Bezwzględnie jestem artystą! Działalność artystyczna to wolność i miejsce bez kompromisów – nawet w designie trzeba dopasowywać się do jakiejś funkcjonalności. Zaś w sztuce tylko własna wyobraźnia może być ograniczeniem. Dlatego kształtowanie artysty wymaga budowania umiejętnej wyobraźni – trzeba widzieć bardziej to, czego nie ma, niż to co jest. W drugiej kolejności jestem edukatorem. Propagowanie kreatywności i odwagi myśli jest niezwykle ważnie i potrzebne we współczesnym świecie. Wykładałem w wielu szkołach w rożnych krajach i dzieliłem się, nadal się dzielę, swoją wiedzą i doświadczeniem. Bo im więcej będzie kreatywnych ludzi, tym lepszy będzie nasz świat.
W wieku 16 lat wyjechał pan na stałe z Polski. Przebywał pan w Izraelu, Brazylii, Stanach Zjednoczonych. Który z etapów podróży przez kontynenty, miejsca i ludzi był dla pana najbardziej istotny? Najbardziej kreatywny?
– Na pewno Nowy Jork. To miejsce, do którego zjeżdżają ludzie, którzy chcą coś osiągnąć, czymś się podzielić lub dać z siebie coś własnego. I, co najważniejsze, chcą być zauważeni i docenieni… Ambicja napędza to miasto i daje wspaniałe szanse oraz pole do popisu. Mieszkałem w Nowym Jorku w najlepszym dla sztuki okresie, w latach 70. i 80., w dzielnicy awangardowej sztuki, w Soho – miałem tam studio i loft. Był to okres formujący mnie jako artystę tworzącego prace z ceramiki. W sąsiedztwie dobrej współczesnej sztuki dojrzewałem ze swoją ceramiką (porcelaną), prezentowaną chętnie w galeriach sztuki i muzeach. Nowy Jork dał mi wolność kreatywnego postępowania i odwagę.
Od dwóch lat jest pan dyrektorem artystycznym Ćmielów Design Studio. Czy projektowanie niejako na zamówienie Polskiej Fabryki Porcelany „Ćmielów” i „Chodzież” nie ogranicza Pana jako artysty? Nie zmusza do nieustannych kompromisów? „dobrze zaprojektowane” niekoniecznie oznacza „dobrze sprzedawane”.
– Praca projektanta w fabryce o bogatej historii i tradycji dobrego projektowania wymaga dużego nakładu pracy organizacyjnej. Potrzebny jest pewien kompromis, ale wyzwanie jest ogromne. Pracuję w zespole, mam dobrą kreatywną ekipę (Modus) i to pozwala mi na multidyscyplinarną działalność. Jednak najważniejszym dla mnie zadaniem jest zbudowanie nowej marki Ćmielów Design Studio i pokazanie/udostępnienie dobrego polskiego wzornictwa w porcelanie przemysłowej. Prowadzimy studio na terenie fabryki – eksperymentujemy w nim i tworzymy produkt, który nie może być robiony w linii produkcyjnej. To jest wartość dodana dla fabryki porcelany. Wprowadzamy bowiem na rynek unikatową porcelanę, niejako z dotykiem ręki. Zabiegamy o to, żeby marka ĆDS dorównała najnowszym trendom światowego projektowania i aktywnie uczestniczyła w eksporcie polskiego wzornictwa.
W 2000 roku, po przeszło 40 latach spędzonych zagranicą, zamieszkał pan w Polsce. Jak ocenia pan polski design w konfrontacji z europejskim i światowym? Jakie są jego słabości? Jego perspektywy?
– Polskie wzornictwo ma się nieźle… mamy już dobrze rozpoznawalny design i wielu uznanych projektantów. Na uczelniach artystycznych wzornictwo ma nowe kadry młodych ludzi, którzy osiągnęli sukces i dzielą się swoimi doświadczeniami ze studentami. Polski design wyrósł na sztuce konceptualnej, a teraz, sięgając po nowe technologie i materiały, tworzy interesującą jakość. Mamy humor i zdolność improwizowania, jeździmy i łączymy się ze światem bez dawnego kompleksu. Cieszę się, że wróciłem do Polski w tak ciekawym dla designu okresie i że mogę aktywnie uczestniczyć w procesie jego rozwoju.
Jakie działania należy podjąć, aby polski design znalazł się w naszych sklepach i domach?
– Niezbędna jest współpraca pomiędzy przedsiębiorstwami a wydziałami wzornictwa, którego efektem jest poznanie specyficznych segmentów produkcji użytkowej… Nasze społeczeństwo dopiero zaczyna zauważać, że design jest dostępny i że jego posiadanie symbolizuje współczesność. Zaczynamy też mieć indywidualne, nie narzucone opinie, kształtujemy własny gust, chcemy oryginalności. To otwiera spore możliwości działania dla małych firm projektowych, w których designer jest też producentem i może zmieniać materiały i procesy według swojego wyboru. Produkty, pochodzące z takich małych designerskich „przedsiębiorstw”, mają spore szanse na zdobycie rynku, gdyż polski przemysł jest nadal powolny w swoim rozwoju.
Na wystawie w Galerii BB w Krakowie prezentuje pan m.in. unikatowe formy powstałe z artystycznego przetworzenia porcelany świadomie zniszczonej przy użyciu wody przed procesem wypalania. Świadomie tworzy pan „destrukty”, żeby stworzyć z nich dzieło sztuki?
– Chcę pokazać efekty mojej działalności jako projektanta i artysty. Jestem projektantem, bo używam przemysłu do produkcji rzeczy praktycznych i formalnie estetycznych. A jednocześnie, jako artysta, reaguję ironią i sprzeciwem na produkcję masową i jej estetykę, skompromitowaną przez projektowy konserwatyzm… Dla potrzeb wystawy dokonuję estetycznego przemysłowego sabotażu – kreatywnie niszczę pewne obiekty, by zwrócić na nie uwagę. I na ich funkcje.
Moje „destrukty” powstają w opozycji wobec naszych oczekiwań – obiekt przemysłowy ma przypisane funkcje, zaś zepsuty może wywołać emocje… Współpracując od wielu lat z przemysłem, wytworzyłem sobie przestrzeń, w której działam jako projektant i artysta. Wybieram taki rodzaj ekspresji, jaki jest mi potrzebny, żeby najlepiej wyrazić swoje emocje.