Mistrzowie kontekstu

– Pewnie, że można znaleźć w internecie mnóstwo trendów i wskazać palcem ulubiony, ale takie projektowanie to nie u nas. My dostrzegamy problemy i staramy się je rozwiązywać – mówią Karol Pasternak i Piotr Maciaszek, twórcy Noke Architects.

Projekty Noke Architects mozna porównać do concept cars. Rozwiązują problemy i świadome przesuwają granice w myśleniu. Nasza rozmowa skoncentruje się jednak na czymś innym. Na kontekście. U Noke trudno odnaleźć jeden konkretny styl. Zamiast tego uderza konsekwencja w szukaniu odpowiedzi na kontekst.

Połączenie natury z wnętrzem, przenikanie się porządków, wsłuchiwanie się w potrzeby klienta i spełnianie jego marzeń. To hasła, za pomocą których architekci opowiadają dziś swoje historie. Jak opisać Wasz sposób na projektowanie?

Piotr Maciaszek: Ja bym powiedział, że nasze projektowanie to rozwiązywanie problemów. Czasami (jak w przypadku Browarów Warszawskich – przyp. red.) wyzwanie polega na tym, że mamy jakąś zdegradowaną tkankę miejską i chcemy tam przyciągnąć ludzi, odnowić ją w sposób wielowarstwowy, na poziomie kulturowym, wizualnym, estetycznym. Ktoś chce, aby jego restauracja wybijała się na tle innych, albo otworzyć hotel, który będzie dumą regionu. Są ponadto nadrzędne metaproblemy architektoniczne, związane przede wszystkim z ekologią.

Magazyn Design Alive

NR 50 ZIMA 2024

ZAMAWIAM

NR 50 ZIMA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

Z których wynika, że w zasadzie w ogóle nie powinniśmy już nic więcej budować, nie powinniśmy też burzyć, tylko bazować na tym, co jest, bo dziś każdy nasz ruch powoduje jakąś szkodę.

P.M.: Tak, ja wierzę, że to rzeczywiście jest dobry kierunek i tak trzeba myśleć, w taki sposób prowadzić klientów.

Karol Pasternak: Bo też często klienci nie do końca zdają sobie sprawę, z jakim naprawdę przychodzą do nas problemem. Chcą superrestaurację i mają na to pomysły, ale my, jako profesjonaliści, widzimy, jakie faktycznie są tu problemy architektoniczne do rozwiązania.

Podchodzimy do briefów krytycznie, bo inwestor nie jest architektem, może czegoś nie wiedzieć. Tłumaczymy, jakie widzimy wyzwania, co należałoby zrobić i że np. jego brief nie do końca odpowiada na realną sytuację – wtedy proponujemy coś zupełnie innego.

Zamiast o stylach i trendach rozmawiacie o problemie do rozwiązania. Czy tak jest trudniej?

P.M.: To jest dobre pytanie. Pewnie, że można sobie znaleźć w internecie 20 trendów i wskazać palcem ulubiony, ale takie projektowanie to nie u nas. My dostrzegamy problemy i staramy się je rozwiązać – tak projektujemy.

Sztuka metafory

Z jednej strony myślicie konceptualnie o rozwiązywaniu problemów, ale projekt powinien też być w jakimś sensie efektowny. Na ile musi?

K.P.: Czasem musi! Co więcej, niekiedy to, jaki problem mamy do rozwiązania, wynika z naszych subiektywnych przekonań. Kiedy zaczynaliśmy myśleć o projekcie warszawskiego baru Va Bene Cicchetti, problemem była dla nas szarobura okolica. Trzeba przyznać, że nie podobają nam się restauracje na MDM-ie, nie chodzimy tam. Brief inwestora był dla nas niewystarczająco efektowny. Według nas problemem było to, że brakuje w tym miejscu knajpy, do której sami byśmy poszli. Cool baru, gdzie sami chcielibyśmy pójść. Inwestorzy przyznali nam rację.

W przestrzeniach publicznych można zaszaleć, ale ciekawa jestem, jak się czuje architekt projektujący gęste od znaczeń wnętrze, które nie wygląda aż tak szałowo, żeby później „hulać” na wszystkich portalach, bo inwestorzy nie mają wcale potrzeby najnowszych hitów designu.

P.M.: Oczywiście, że właściciel musi czuć się dobrze we własnym domu. To jest nadrzędna sprawa. Ale bywa też odwrotnie – mieliśmy inwestora, który przyszedł i powiedział: „Słuchajcie, ja chcę budynek ikonę. Tak po prostu. To jest mój piąty dom, ma być wszędzie i zdobywać nagrody”.

K.P.: Trzeba zaznaczyć, że na to naprawdę trzeba mieć duży budżet. Z reguły ludzie nie budują sobie kolejnego domu i nie mogą sobie pozwolić na fanaberie typu dom ikona.

Noke

Zdarza się, że ludzie nie wiedzą, czego chcą, orientują się dopiero, kiedy już się wprowadzą?

K.P.: Są przeróżne historie i mnóstwo doświadczeń, które zdobyliśmy przez kilkanaście lat. Dobrze ilustruje to nasz profil na Behance. Dopiero gdy zobaczyliśmy te wszystkie kafelki z naszymi projektami, dotarło do nas, jak różne mamy projekty. Każdy jest w innej estetyce. Jest mocny kolor, ale są też bardzo minimalistyczne budynki, prawie odarte z detalu. To wynika z naszego podejścia do projektowania.

Kiedy ktoś pyta, jaki jest nasz styl, odpowiadamy, że nie mamy stylu. Jeśli klient chce minimalizm, świetnie czujemy się w minimalizmie; jeśli chce coś kolorowego, uwielbiamy kolor. Wydaje mi się, że projektowanie nie jest o tym. I tak zwykle to my określamy, jak coś będzie wyglądać. Specyfika miejsca, ludzi, ich potrzeb i stylu życia jest tu kluczowa.

Czyli znów kłania się kontekst.

K.P.: Nigdy nie zrobilibyśmy projektu, w którym są sprzeczne komunikaty i powstaje abstrakcyjna historia niezwiązana z danymi historycznymi. Zawsze udaje nam się inwestorów przekonać, aby nie mylili porządków i nie robili „sztukaterii w nowym apartamentowcu”.

P.M.: Nam chodzi o poszukiwanie takiego tematu albo pomysłu, który poprowadzi cały projekt. Może to być widok z okna, który staje się wystarczającą inspiracją, żeby zbudować całe wnętrze mieszkania. Czasem jest to też charakterystyka domów sąsiadujących albo coś zastanego, znalezionego na miejscu. Dom z kamienia, który zrealizowaliśmy na Lubelszczyźnie, zawdzięcza swój kształt temu, że znaleźliśmy na działce sterty porośniętych mchem kamieni. Okazało się, że zostały z rozbiórki poprzedniego domu. Zamiast wywieźć, wykorzystaliśmy je. Inwestor pukał się w głowę – jak w ogóle zbudować dzisiaj kamienny dom? Pomysł był przewrotny, ale się udało.

Czasem właśnie ograniczenie napędza kreatywność.

K.P.: Można też czerpać z historii miejsca. Hotel Glar w Wisełce na wyspie Wolin inspirowany jest historią, którą tam odkryliśmy. To była nasza wewnętrzna potrzeba, żeby coś o tym miejscu opowiedzieć. Siedzieliśmy na plaży, zbieraliśmy patyczki, robiliśmy im zdjęcia, wybraliśmy się do wszystkich, nawet najmniejszych muzeów. Znaleźliśmy ludzi, którzy znają historię wyspy – okazała się bardzo ciekawa. Przenieśliśmy estetykę wypalonego słońcem drewna, surowego bursztynu znalezionego tysiąc lat temu, muszli, patyków – tego, co wyrzuca morze – na kolor wnętrza.

Paletę odcieni z naszych dokumentacji fotograficznych zaaplikowaliśmy na kolorystykę dywanów i tapicerek. Silny kontekst, który tam znaleźliśmy, pozwolił na to, żeby nie odbiegać potem w style czy pomysły z Pinteresta. Internet pełen jest zewnętrzności, zamiast idei mamy kalki estetyczne i to niestety rozmywa prawdę o projektowaniu.

Jak myślicie, czy projekt, który nawiązuje do miejsca, historii, znalezionych na miejscu skojarzeń, faktycznie lepiej działa, ma wyjątkową energię? Wchodzimy tam i czujemy, że to nie jest jakiś sztuczny, dziwny twór, tylko że bez wysiłku wpisuje się w to miejsce.

K.P.: Na Wolin przyjeżdżaliśmy przez cztery lata. Zwiedziliśmy tam masę hoteli, które różnią się jedynie stylem. Ktoś sobie wymyślił, bo najbardziej lubi ciepłe kolory, że zbuduje beżowy hotel, i nie ma tam żadnej większej opowieści. To deweloperzy próbują potem dopisać do tego jakieś story.

P.M.: My robimy inaczej. Zaczynamy od idei, bo nie wyobrażamy sobie, że wybierzemy z inwestorem stylistykę na portalu internetowym. Jesteśmy nauczeni takiego myślenia. Na Wydziale Architektury na Politechnice Warszawskiej słyszeliśmy, że projektowanie jest ideowe. Zawsze musi być idea. Natomiast jest coś jeszcze – obok tego trzeba być dobrym projektantem.

Można mieć świetny koncept i zrobić wszystko estetycznie źle, dokonać złych wyborów na etapie inspiracji, źle je połączyć i na koniec zrobić coś, co wygląda brzydko, niefajnie. I na odwrót: można być świetnym projektantem i robić projekty z Pinteresta.

Dla nas ważne jest, o czym projekt opowiada. Czy tylko o jakimś guście danego inwestora, który być może po budowie trwającej trzy lata zmienił się razem z modą.

K.P.: Bo też trendy szybko się zmieniają. Prawdziwa historia stojąca za projektem powoduje, że staje się on po prostu bardziej ponadczasowy.

Zastanawiam się, czy historia związana z architekturą musi być wyraźnie wyartykułowana, czy trzeba o niej przeczytać. To pytanie z obszaru sztuki, czy dzieło działa nawet bez znajomości jego kontekstu.

K.P.: Nam się wydawało, że wszyscy zrozumieją od razu, że zielony kolor w Va Bene Cicchetti to jest woda.

P.M.: Wnętrze nawiązuje do koloru flagi weneckiej i weneckich lokali, które nieraz są podtapiane. Dlatego „zalaliśmy” lokal zielenią do wysokości kilkunastu centymetrów. Jednak nawet po publikacjach w mediach, kiedy już realizacja „latała” po wszystkich portalach, zauważyliśmy, że ludzie nadal nie rozumieją tej koncepcji. Nawet architekci.

K.P.: To była ważna obserwacja i nauczka, że żyjemy w świecie przesytu informacją i ludzie są nieuważni.

P.M.: Martwiliśmy się wręcz, czy lazurowa falka na szybie nie jest zbyt dosłowna – dla nas to jest wszystko bardzo czytelne. My nawet w kaloszach zrobiliśmy sesję zdjęciową. A jednak nasi znajomi architekci pytali: „A to po co? A to czemu?”.

K.P.: Okazuje się, że nawet dla ludzi z branży ważne jest, aby ktoś im opowiedział i rozszyfrował tę historię. I tu jest ważna rola mediów. My też na social mediach staramy się opowiadać to w sposób zrozumiały, bardzo prosty. Nie mają to być trudne, enigmatyczne teksty, jak od kuratorów sztuki współczesnej.

O każdym projekcie potrafimy powiedzieć w kilku zdaniach. Staramy się, żeby nasza architektura była dla ludzi jak najbardziej zrozumiała. Uważam, że aby projekt się podobał i fajnie się w nim przebywało, nie musimy o nim nic wiedzieć. 

Działacie nie tylko w Polsce, opowiecie o waszych projektach zagranicznych?

P.M.: Jeden z naszych ostatnich projektów – niesamowity dom na Majorce, czeka właśnie na sesję. Projektowaliśmy też apartamenty w Paryżu i właśnie wygraliśmy wewnętrzny konkurs inwestora na zaprojektowanie flagship store producenta kawy z Panamy na Florydzie. Nasza działalność zagraniczna nie jest szczególnie rozbudowana, ale rzeczywiście jesteśmy zadowoleni z tego, co udało nam się zrobić.

Dalej jest przepaść czy te światy projektowe są już na podobnym poziomie? W Polsce też już można tworzyć bardzo dobre, wysokobudżetowe i pełne rozmachu projekty, prawda?

K.P.: W Polsce nie ma wszystkiego, co można znaleźć za granicą. Na pewno nie ma takich metropolii jak Londyn, Paryż, Nowy Jork czy Barcelona. Z uwagi na wielkość miasta czy styl życia Polaków projekty klubów nocnych i restauracji mają jeszcze inną skalę.

P.M: Jest jeszcze inny temat – w życiu byśmy nie zaproponowali takiego Va Bene Cicchetti we Włoszech, a już na pewno nie w Wenecji, chociaż włoskie magazyny i „Corriere della Sera” pisały o naszym projekcie. Tego rodzaju intensywna interwencja wynika z zastanej rzeczywistości architektonicznej i w innym mieście byłaby nie na miejscu.

K.P.: Ktoś napisał w komentarzu pod naszym projektem: „Dlaczego w Warszawie projektuje się takie kolorowe wnętrza? Bo Warszawa jest brzydka”. W Mediolanie restauracja ma bardzo ładną witrynę na pięknej elewacji, chodnik jest z marmuru, a wszystkie budynki wokół są zjawiskowe. Nie musisz więc dodawać we wnętrzu specjalnego doświadczenia. To doświadczenie już masz, kontekst ciągnie wszystko w górę.

  

Karol Pasternak

Urodził się w 1985 roku na Mazowszu w rodzinie z tradycjami krawieckimi, kaletniczymi oraz ekonomicznymi. Od najmłodszych lat otaczał się wykrojami i konstrukcjami odzieżowymi oraz projektami butów, co ukształtowało jego wrażliwość na detale i materiał. Pasjonował się sportem – do 18. roku życia brał udział w międzynarodowych zawodach tanecznych, gdzie nauczył się współpracy i dyscypliny. Jego zainteresowanie sztuką przejawiało się w rysunku, malarstwie i rękodziele, traktowanych jako hobby.

Wykształcenie zdobył na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, gdzie rozwijał myślenie koncepcyjne. Wyjazd na program Erasmus do Aten znacząco wpłynął na jego edukację i podejście do architektury. W trakcie studiów magisterskich przez trzy lata pracował w zespole architektów, osiągając sukcesy w konkursach. W 2012 roku, w wieku 26 lat, założył firmę Noke, która z czasem przekształciła się w spółkę.

Piotr Maciaszek

Urodził się w 1984 roku w Warszawie. Architekt i fotograf. Dorastał na warszawskim blokowisku, co dało mu niezły trening kreatywnego myślenia. Chodził do trzech różnych liceów i studiował na trzech kierunkach, by ostatecznie zdobyć tytuł magistra inżyniera architekta na Politechnice Warszawskiej. Rok w Brazylii w wieku 18 lat totalnie odmienił jego życie, a dzięki Erasmusowi w Lizbonie odkrył różnorodność w świecie projektowania. Trzy lata w Warszawskiej Szkole Fotografii były zagłębieniem się w humanistyczne wartości.

Dziś Piotr jest współzałożycielem pracowni Noke Architects, w której projektuje przestrzenie i fotografuje swoje dzieła. To właśnie w Noke łączy swoje dwie pasje, tworząc miejsca, które wyglądają dobrze nie tylko w rzeczywistości, ale i na zdjęciach.

Noke Architects

Studio projektowe zajmujące się architekturą i wnętrzami założone przez architektów Piotra Maciaszka i Karola Pasternaka w 2012 roku w Warszawie. Noke Architects dążą do kreowania świata niepowtarzalnego, łącząc umiejętności i wizję architektów z potrzebami klientów, tak by ich marzenia stały się rzeczywistością. Dogłębnie analizują znaczenie i formę każdej kreowanej przestrzeni. Ich umiejętności i doświadczenie pozwalają im mierzyć się z zadaniami o różnej skali i różnym charakterze – od domów, przez wnętrza i detale, aż po biura, hotele oraz spa.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Smak i styl

Smak i styl

Warszawa | 10 sierpnia 2024

Te adresy dyktują wnętrzarskie trendy w gastronomii

Bałtycki azyl

Bałtycki azyl

Wisełka | 30 lipca 2024

Odwiedzamy Hotel Glar na wyspie Wolin projektu Noke Architects

Na lato i na lata

Na lato i na lata

Warszawa | 26 lipca 2024

Nasz przegląd domków letniskowych! W lesie, nad jeziorem albo na ROD'os

Śródmiejska ostoja

Śródmiejska ostoja

Warszawa | 22 lipca 2024

Noke Architects zaprojektowali domek na działce ROD dla Bovskiej i jej męża