– Śląsk to moja Ameryka – wielokrotnie powtarzał wybitny kompozytor Wojciech Kilar. „Ślązak ze Lwowa”, który z Katowicami związał się niemal na całe swoje życie. Dziś przyjeżdżając do stolicy górnośląskiej aglomeracji na koncert Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, czuje się, że ta „kilarowa Ameryka” naprawdę istnieje. Pchani duchem wielkiego kompozytora trafimy na plac jego imienia, gdzie wszystkie ścieżki poprowadzą nas pod adres Kilara 1, do muzycznej mekki Śląska.
Niedawno otwarty gmach NOSPR, już dziś jest zaliczany do grona najpiękniejszych i najbardziej funkcjonalnych w skali nie tylko europejskiej. Wpisuje się doskonale w kulturalną oś miasta, sąsiadując z Muzeum Śląskim i Centrum Kongresowym.
Radość
Pamiętam taki koncert NOSPR sprzed niemal dekady, gdy zespół poprowadził Krzesimir Dębski. Był to Poranek Noworoczny. Panowała na nim atmosfera swobodniejsza niż zwykle podczas koncertów, a ceniony kompozytor rozszyfrował skrót ensemblu: Nasza Orkiestra Sprawi Państwu Radość.
Katowicka robiła to już od kilkudziesięciu lat. Na jej brzmieniu wychowały się pokolenia, nie tylko melomanów. Bywanie na jej koncertach nigdy nie było ponurym obowiązkiem, lecz aktywnością nobilitującą w środowisku. A przede wszystkim szansą na pełniejsze życie. Nie ma przecież uniwersalniejszego języka niż świat dźwięków.
Dziś pomału ten trend powraca – na koncerty NOSPR obecnie przychodzą tłumy. A orkiestra potrafi otworzyć się na zupełnie nową publiczność. Gdy koncertował tutaj Radzimir Dębski, syn wspomnianego wcześniej Krzesimira, bilety na to wydarzenie rozeszły się w kilka dni. Na estradzie obok Jimka (pseudonim artystyczny Radzimira) i symfoników pojawił się m.in. Joka, znany z formacji Kaliber 44.
Gdy spotykam się z orkiestrą i rozmawiamy o pracy w nowej przestrzeni, pojawia się wiele na temat: znakomitych przestrzeni, komfortu, wreszcie – uznania ze strony słuchaczy. Choć ci byli od zawsze, jednak to, co dzieje się obecnie, zaczyna przypominać atmosferę znaną z wydarzeń kulturalnych niekojarzonych z salami filharmonicznymi. – To już nowy trend, taki fajny pozytywny snobizm, aby pojawiać się u nas na koncertach – przyznaje Jowita Kokosza, szefowa działu promocji NOSPR. Rzeczywiście, gdy tylko odwiedzamy któryś z koncertów abonamentowych, sala jest wypełniona do ostatniego miejsca. Po jego zakończeniu ludzie nie zbiegają szybko po schodach, by odebrać z szatni pozostawione w niej płaszcze i czym prędzej udać się do domu, lecz celebrują moment pobytu w nowych przestrzeniach. Osoby, które przychodzą dziś posłuchać dzieł Szostakowicza, Strawińskiego, Wagnera czy Brahmsa w większości pamiętaj jeszcze poprzednią salę w Centrum Kultury Katowice na Placu Sejmu Śląskiego. Pojawiło się jednak wielu nowych słuchaczy, nie tylko z Górnego Śląska i Zagłębia, choć oni przeważają, lecz także z Małopolski, Dolnego Śląska i wielu innych regionów. – Orkiestra ma taką renomę, że warto przejechać te kilkaset kilometrów, by posłuchać jej na żywo – usłyszałem od jednej z melomanek, która na koncert przyjechała akurat z Warszawy.
Ale nie tylko brzmienie orkiestry „na żywo” przyciąga do gmachu przy placu Wojciecha Kilara 1. To także miejsce, która jeszcze na długo przed inauguracją stało się tematem rozmów, domysłów i dywagacji.
Dziś wiemy już, że to jedna z najlepszych przestrzeni koncertowych na świecie. Wybitny pianista Krystian Zimerman, który zagrał w nowej siedzibie orkiestry na inaugurację, przyznał, że w to absolutnie światowa czołówka. I nie mówił tego z kurtuazji – pochodzący z Zabrza wirtuoz zwykle potrafi jasno, precyzyjnie i przede wszystkim bez zbędnej „zasłony”, wyrazić swoją opinię.
Tradycja
Słuchanie muzyki na żywo nie tylko sprawia, że stajemy się lepsi. O jej terapeutycznych właściwościach wiemy od dawna. Jeszcze bardziej szczególne jest muzykowanie – na Śląsku usłyszycie nieraz, że nikt nie wynalazł lepszego sposobu na budowanie dobrych relacji niż wspólna gra na instrumentach.
Muzykujących rodzin na Śląsku jest naprawdę wiele. Zdarza się, że początkowa muzyczna pasja przeradza się w prawdziwą fascynację, a następnie nie pozostawia złudzeń w kwestii wyboru swojej ścieżki. Po latach intensywnych ćwiczeń i prób nadchodzi wreszcie chwila, gdy dołącza się do orkiestry. – Właściwie nie miałam innej życiowej drogi niż gra w orkiestrze – przyznaje skrzypaczka Barbara Szefer–Trocha, która z NOSPR jest związana od ponad 30 lat. Pochodzi z muzycznej rodziny, jej ojciec był m.in. szefem chóru, mama z kolei uczyła muzyki. – Wszystko zawdzięczam rodzicom, którym codziennie chciało się wozić mnie do szkoły muzycznej, a także w wolnych chwilach ze mną ćwiczyć – dodaje. Dziś w słynnej katowickiej orkiestrze gra razem córką, Karoliną Wawrzynowicz. – Chciałam przekazać jej miłość do muzyki i chyba się udało – dodaje z uśmiechem. Doskonale pamięta swoje początki w orkiestrze oraz rozmowy na temat nowej siedziby, które w Katowicach były toczone od kilkudziesięciu lat. – To, że jesteśmy tutaj to jasny dowód na to, że marzenia się spełniają – dodaje skrzypaczka.
Orkiestra we własnym domu
Gdy spojrzymy wstecz i poznamy dzieje tej orkiestry, okaże się, iż jest to jej dopiero pierwszy w pełni prawdziwy dom. Wprawdzie jej czasy najdawniejsze – czyli warszawskie lata 30., następnie okres powojenny i reaktywacja już w Katowicach pod szyldem Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia – wszystko to muzycznie wspaniały czas, pozostający jednak wciąż w cieniu tymczasowości.
Dziś siedziba NOSPR, stworzona przez studio architektoniczne Tomasza Koniora, zachwyca od pierwszego zetknięcia. To dwie imponujące sale koncertowe – na 1 800 i 300 miejsc. W sumie w nowej siedzibie znajduje się ponad 100 różnego rodzaju pomieszczeń, służących muzykom i osobom pracującym na rzecz orkiestry. – Jeszcze przed przeprowadzką wiedzieliśmy, że trafiamy do naszego nowego domu – przyznaje Wincenty Krawczyk, altowiolista. To poczucie wspólnoty, jakie daje współistnienie i praca w prawdziwym domu, sprawia, że także muzyka wkracza w zupełnie nowy wymiar. To nie tylko „pełnia brzmienia” katowickiego zespołu, ale też ten trudno uchwytny „duch muzycznych doświadczeń”, unoszący się w budynku, formalnie nawiązującym do śląskich form i kolorów. A przy tym wszystkim – muzycy, których można spotkać w budynku, są po prostu radośni.
Zaproszenie
Obecnie NOSPR to nie tylko duże koncerty symfoniczne z uznanymi dyrygentami z całego świata. To również wiele z mniejszych wydarzeń, równie istotnych jak wykonanie „Symfonii tysiąca” Gustava Mahlera czy dzieł Richarda Straussa.
Swoje miejsce odnalazły tu i inne zespoły działające w regionie, jak: Kwartet Śląski, Orkiestra Muzyki Nowej czy Zespół Śpiewaków Camerata Silesia regularnie koncertujące w nowych przestrzeniach.
I jeszcze jedna – nie do przecenienia – rzecz, która tak mocno leży na sercu wszystkim tym związanym z NOSPR, poczynając od jej szefowej, Joanny Wnuk–Nazarowej. To troska o muzyczne wychowanie, podsycanie wrażliwości na świat dźwięków – nieprzemijające piękno świata kreowanego w salach koncertowych. Dlatego też tak ważne są te najdrobniejsze nawet rzeczy pomagające w muzycznej edukacji. Na Śląsku jednak wiedzą o tym od lat – a nowe, żyjące przez cały czas, sale koncertowe są nie tylko spełnieniem marzeń, ale także naturalnym środowiskiem dla ludzi, którzy muzykę pokochali bezwarunkowo i potrafią się nią dzielić.
Więcej na: www.nospr.org.pl