Historia 11-letniej, drewnianej kaplicy Votum Aleksa to gotowy scenariusz na film. Po pierwsze formalnie kaplicą nie jest, po drugie stoi na prywatnej działce, a po trzecie – w grudniu 2022 roku została wpisana do rejestru zabytków województwa mazowieckiego i tym samym stała się najmłodszym zabytkiem w Polsce. Rozmawiamy z jej autorami Martą i Lechem Rowińskimi z warszawskiej pracowni architektonicznej beton.
Votum Aleksa znajduje się na prywatnej działce w Tarnowie (gm. Wilga, pow. Garwoliński). Budynek zbudowano w dwa tygodnie w 2011 roku i szybko został uznany za jeden z najpiękniejszych obiektów sakralnych, jaki wybudowano w XXI wieku. Znalazł się w finałowej piątce Nagrody Architektonicznej „Polityki”oraz na krótkiej liście 45 realizacji, które w 2011 roku zostały nominowane do najbardziej prestiżowej nagrody architektonicznej w Europie EU Mies van der Rohe Award.
Jak to się stało, że zostaliście zaproszeni do tego projektu?
Sprawa zaczęła się kilkanaście lat temu, kiedy kończyliśmy razem z żoną studia. Znajomy znajomego wiedział, że projektujemy różne dziwne rzeczy, startujemy w konkursach itd. Zapytał, czy chcielibyśmy się zabawić z jego projektem. To był właśnie inwestor, pisarz, który od początku pragnął pozostać anonimowy. Osiadł w tej wiosce po przyjeździe w Warszawy i chciał coś dla tego miejsca zrobić. Miał różne pomysły, m.in. budowę latarni „morskiej” na brzegu Wisły.
W czasie kiedy szczęśliwie wyzdrowiała jego żona, przyszła mu do głowy idea budowy kapliczki?
Tak, ale nie tylko. Fascynował się historią polskiej szlachty i tradycją fundacji szlacheckich, związanych z kościołami, bo tak to się kiedyś w Polsce odbywało. Okazało się też, że na działce na skarpie stał już kiedyś modrzewiowy kościół z XVII wieku. Został jednak rozebrany, kiedy Wisła zmieniła bieg. Dlatego nasz inwestor postanowił zrobić coś podobnego, ale w bardzo niewielkiej skali.
To były czasy, kiedy Licheń był w miarę nowy i dużo się o tym, z przekąsem, mówiło. Chcieliśmy więc zrobić coś w opozycji, na zupełnie innym biegunie. My z Kościołem ani wiarą zupełnie nie jesteśmy związani. Ale skala tego założenia, lokalizacja, wieś, brzeg Wisły – to wszystko nam się spodobało. Ponadto plan był taki, że kaplica miała działać jako pozytywne, integrujące miejsce spotkań dla wszystkich.
Projektowaliście więc to miejsce jako przestrzeń związaną z sacrum, ale właściwie nie z jakąś konkretną religią, raczej w odniesieniu do absolutu niż katolicyzmu?
Właściciel był chrześcijaninem i jest tam krzyż, ale w naszych rozmowach i dyskusjach, cały czas mówiliśmy o tym, jako o miejscu ekumenicznym, wspólnotowym. I on się z tym zgadzał.
To chyba spore wyzwanie, projektować kościół zaraz po studiach?
Wtedy byliśmy jeszcze bardziej zbuntowani niż teraz, więc kiedy padło hasło „kościół” byliśmy do tego nastawieni jak pies do jeża. Kiedy jednak spotkaliśmy się z inwestorem, okazało się, że fajnie się rozmawia. Zdecydowaliśmy więc, że dobrze, skoro kościół, to musi być zupełnie inny. Musimy zanegować klisze i pokazać, że można inaczej. Jednocześnie nie zależało nam w ogóle na epatowaniu architekturą i naszymi o niej wyobrażeniami. Miało być bardzo prosto. Sława tego budynku spadła więc nieoczekiwanie. Nie zdążyliśmy się do tego w żaden sposób przygotować, nigdzie nawet nie wysyłaliśmy zdjęć tego obiektu.
Jak wyglądał proces powstawania tego projektu? Od czego zaczęliście? Śledziliście lokalne realizacje, czy próbowaliście wyabstrahować esencję z drewnianej, sakralnej architektury w Polsce?
To było dokładnie to. Chcieliśmy wyciągnąć tę esencję na różnych poziomach, od technologii po istotę funkcji tego założenia. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób ma to funkcjonować jako miejsce spotkań, ale też, jak można podejść do architektury, żeby niekoniecznie dominowała. Chcieliśmy, aby była tłem, chociaż brzmi to może banalnie, zależało nam, żeby była dobrze wpisana w krajobraz, nie zawłaszczała przestrzeni, ale się na nią otwierała.
Jest też bardzo niewielka.
Wysoka na 12 m, ma powierzchnię 82 m kw. I jest zbudowana na planie prostokąta. Spadzisty dach przykryty jest osikowym gontem, a boczne ściany wykonano z sosnowego drewna. W południowej ścianie za ołtarzem umieściliśmy od dołu do góry przeszklenie, dające piękny widok na Wisłę i zieloną skarpę.
Wszystko powstało miejscowymi siłami, prawie za darmo?
Tak, bo budżet, którym dysponował inwestor, był minimalny. Budynek powstał dość szybko, zbudowany przez lokalnych cieśli. Staraliśmy się więc szukać takich rozwiązań i technologii, aby było jak najprościej, jak najtaniej.
Jak opisalibyście ideę tego projektu?
Całe przedsięwzięcie przeobraziło się w swoisty eksperyment: jak bardzo można uprościć formę i technologię, zachowując jak najwyższą jakość przestrzeni… Kształt bryły stworzył się właściwie sam. Z jednej strony woda i wiatr, z drugiej marzenia – być może niespełnione – o redukcji i szczerości, o jasnej i klarownej wypowiedzi. A do tego cała historia Kościoła w naszym polskim kontekście. Choć akurat o tej trzeciej stronie staraliśmy się nie myśleć prawie wcale. Żeby nie wpaść w pułapkę barokowo-doktrynalną. Zależało nam wyłącznie na tym, żeby stworzyć miejsce sprzyjające skupieniu i wyciszeniu. Schronienie dla zmysłów.
Votum Aleksa zostało wpisane do mazowieckiego rejestru zabytków, tym samym stając się najmłodszym, bo jedynie 11-letnim zabytkiem w Polsce. Jakie były kryteria tego wyboru?
Jak powiedział prof. Jakub Lewicki, mazowiecki konserwator zabytków, który dokonał wpisu do rejestru: „[Kaplica] jest dziełem minionej epoki, gdyż jest jednym z ostatnich przykładów drewnianej architektury sakralnej wznoszonej na ziemiach polskich od kilkuset lat”. Teraz nikt już tak kościołów nie buduje. Z jednej strony mamy tu więc powrót do tradycji, a z drugiej też walor krajobrazowy, czyli powiązanie architektury z lokalnością, konkretnym miejscem.
Kaplica znajduje się na prywatnej posesji. Widać ją z oddali, czy ludzie mogą po prostu tam przejść i wejść do środka?
Dopóki żył właściciel, a zmarł rok temu, można było wejść z zewnątrz. Razem ze swoją partnerką mieszkał 200 metrów dalej i codziennie rano otwierali, a wieczorem zamykali kaplicę. Teraz to już jest niemożliwe. Wierzyciele fundatora zamknęli kościół i zaczęło mu grozić niebezpieczeństwo rozbiórki.
Budynek funkcjonuje pod nazwą kaplicy, chociaż w rzeczywistości nigdy nie został konsekrowany. Właścicielowi na tym zależało?
Tak. W odpowiedzi usłyszał od kościoła, że „w takiej budzie mszy nie będzie”. Potem biskup z diecezji siedleckiej postawił prosty warunek – właściciel musi oddać działkę z budynkiem na własność parafii Samogoszcz, nie zaprzestając płacenia na konserwację kaplicy w latach późniejszych. Z kolei proboszcz nie poświęcił kaplicy, bo „nie dostrzegł w niej bożego piękna”.
Wiadomo, co się teraz stanie z Votum Aleksa?
Wierzyciele, którzy przejęli tę działkę, podobno chcieli budynek albo rozebrać, albo przenieść, albo nawet spalić. W odpowiedzi na to, zgłaszali się ludzie, żeby kupić tę koncepcję, i przenieść ją gdzieś indziej. Teraz po wpisie do rejestru zabytków, myślę że jest bezpieczna. Może wydarzy się z nią jeszcze coś dobrego?
beton
Wielozadaniowa pracownia projektowa prowadzona w Warszawie przez Martę i Lecha Rowińskich od 2007 roku. beton wymyśla znaki graficzne, litery, książki, plakaty, meble, wystawy, scenografie, budynki.