Nie umiem pracować bez papieru i ołówka

|

16 października 2012 | Ludzie

– Nie mam osobnego biura. Wszyscy projektanci pracują razem w jednym pomieszczeniu. W ten sposób ma się żywy kontakt z tym, co dzieje się dookoła – opowiada nam Jacek Frohlich, dyrektor designu zewnętrznego w BMW.

– Nie mam osobnego biura. Wszyscy projektanci pracują razem w jednym pomieszczeniu. W ten sposób ma się żywy kontakt z tym, co dzieje się dookoła – opowiada nam Jacek Frohlich, dyrektor designu zewnętrznego w BMW.

Jacek Frohlich (46 lat) od 2010 roku i jest dyrektorem designu zewnętrznego w BMW. Spod jego ręki wyjeżdżają kolejne modele pojazdów: w 2010 roku prezentował BMW z serii 5, przed rokiem świat ujrzał model z serii 6. Urodził się w Siemianowicach Śląskich. Po studiach na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej w Gliwicach wyjechał do Niemiec, gdzie ukończył Uniwersytet w Pforzheim, jedną z najlepszych szkół kształcących „automobil designerów”.

Jak długą drogę musi przebyć chłopiec ze Śląska by stać się jednym z najważniejszych projektantów w BMW?
– Droga jest taka sama dla każdego. Trzeba iść do szkoły, zdać maturę, skończyć dobre studia, najlepiej związane z projektowaniem samochodów, czy też innego rodzaju designem. Potrzebne jest także szczęście, ale przede wszystkim niezbędna jest ciężka praca. Jak w przypadku każdego, kto dąży do osiągnięcia postawionych sobie celów, trzeba udowodnić swój zapał i pracowitość.

Projektanci samochodów często podkreślają, że w ich zawodzie bardzo ważny jest łut szczęścia, spotkanie odpowiednich ludzi w określonym czasie i miejscu, propozycja nie do odrzucenia…
– Na pewno szczęście jest potrzebne, żeby gdzieś zajść w tym zawodzie. U mnie też tak było – spotkałem człowieka, który pracował w BMW i to on zaproponował mi pracę jako dizajner marki. Oczywiście, aby spotkać te odpowiednie osoby, należy obracać się w kręgach samochodowych czy dizajnerskich. Na początek ktoś musi do nas wyciągnąć rękę i dać szansę, więc z pewnością szczęście jest niezbędne.

Kiedy po raz pierwszy pomyślał Pan o tym, by zostać projektantem samochodów?
– To było pod koniec szkoły podstawowej. W tym okresie każdy musi zdecydować, co chce robić w życiu, wiedzieć, jakie są jego atuty i co lubi. Ja chciałem zostać projektantem samochodów. Wiadomo było, że w Polsce takich szkół nie ma. Istniała jedynie możliwość kształcenia się w kierunku wzornictwa przemysłowego lub pójścia na architekturę. Wybrałem tę drugą drogę.

W czasie, gdy pan dorastał, na polskich ulicach raczej trudno było zobaczyć zachodnie marki samochodów. Skąd więc czerpał pan wiedzę o motoryzacji?
– W tamtych czasach na Śląsku było sporo „przecieków”. Dużo ludzi przyjeżdżało samochodami z zagranicy. Widywaliśmy volkswageny golfy, fiaty i mercedesy. Z prasy motoryzacyjnej był tylko magazyn „Motor”, który wciąż istnieje. Można w nim było przeczytać wiele informacji o wydarzeniach w świecie motoryzacyjnym, tak więc nie byliśmy aż tak bardzo odcięci od tego świata. Widzieliśmy, jakie samochody się produkuje, a przede wszystkim jakie się projektuje. Funkcjonował również czarny rynek, zapewniający dobry dostęp do zachodniej prasy, którą sprzedawano za złotówki. Na szczęście Polska zawsze była krajem, który nie był aż tak silnie odcięty od Zachodu jak inne kraje bloku wschodniego. Zawsze można było coś zdobyć.

Więcej o Polakach w świecie motoryzacji przeczytacie w trzecim numerze kwartalnika „Design Alive”. Magazyn znajdziesz: tutaj; prenumeratę zamówisz: tutaj

Jak wygląda pańska praca na co dzień? Ma pan swój gabinet z komputerami i mnóstwem programów?
– Nie mam osobnego biura. Wszyscy projektanci pracują razem w jednym pomieszczeniu. W ten sposób ma się żywy kontakt z tym, co dzieje się dookoła. Ciągle przechodzi się obok desek z rysunkami, widzi się, co robią inni, jak się pracuje nad projektami i na jakim etapie są prace. Oczywiście mam swoje stanowisko, cyfrowy tablet do rysowania, komputer i niezbędne programy, z których w zasadzie do rysowania używam maksymalnie dwóch. Nie umiem jednak pracować bez papieru i ołówka. Być może nowe pokolenie będzie pracować inaczej, jednak ja zawsze pierwsze pomysły przelewam na kartkę, a dopiero później przerzucam je na komputer. W następnym pomieszczeniu znajdują się modelarnie, gdzie powstają modele. Wszystkie problemy rozwiązujemy wspólnie.

Przygotowując kolejne modele samochodów pracujecie na zasadach konkursu. Na czym on polega ten konkurs?
– Tak, to prawda. W dziale exterior design pracuje około dwudziestu projektantów. Część z nich jest zajęta pracą nad realizacją projektów, które wygrały we wcześniejszych konkursach. Najpierw dostajemy briefing z firmy na temat nowego modelu – dowiadujemy się z niego, jaki ma być nowy samochód, co ma przedstawiać, jakie są wyobrażenia na jego temat. Ponadto, otrzymujemy również informacje na temat poprzedniej generacji i tego, jak została przyjęta na rynku, jakie były opinie na jej temat i czy cieszyła się powodzeniem. Następnie każdy siada nad stołem i zaczyna projektować. Po trzech tygodniach wspólnie z szefem grupy, Adrianem von Hooydonk, przeglądamy projekty, dyskutujemy i wybieramy najciekawsze pomysły. Przez następne cztery tygodnie dopracowujemy swoje pomysły, aby znów spotkać się i je przedyskutować. Wybierane są pomysły, które zdaniem Karima Habiba Adriana von Hooydonka mają największe szanse na powodzenie. Na tym etapie rysunki te zaczynamy modelować wirtualnie. W zależności od tego, jaki jest budżet i ile mamy czasu, wybieramy 5-9 modeli wirtualnych, które po dwóch miesiącach podlegają kolejnej ocenie. Z nich wybieramy już tylko cztery, które są frezowane w skali 1:1 w glinie modelarskiej. Projekty są oceniane przez szefów designu, inżynierów, a także sprzedawców czy marketingowców. Po trzech, czterech miesiącach odbywa się prezentacja dla zarządu czterech wybranych projektów. Z nich zarząd wybiera dwa. Potem przez kolejne cztery miesiące trwa praca nad projektami i rozwijanie ich, aby na następnym spotkaniu z zarządem wybrać ostateczny projekt. Od tego momentu przez sześć do osiem miesięcy dizajner dalej pracuje i udoskonala swój pomyśl. Ważna jest aerodynamika, dlatego konsultujemy się z konstruktorami. Po ośmiu miesiącach, gdy zarząd wyda swoją akceptację, projekt przechodzi do kolejnych etapów realizacji i finalnie do produkcji.

Czy powstał już samochód Pańskich marzeń?
– Nie. Jakby powstał, to byłoby to deprymujące. Byłbym wtedy bez pracy (śmiech).

Który z elementów powstającego nowego modelu samochodu jest najtrudniejszy do zaprojektowania?
– Samochód musi tworzyć całość i tak się go traktuje. Nigdy nie siedzi się nad jednym elementem, tylko projektuje się całościowo. Moim zdaniem nie ma jednego elementu samochodu, który jest łatwiejszy czy trudniejszy do zaprojektowania. Wszystko zależy od projektu, jego danych technicznych. Czasami jest trudniej zaprojektować próg, a czasami zderzak. Na początku prac koncern pozostawia nam bardzo dużą swobodę. Jednak im bardziej projekt zbliża się ku realizacji, tym większe są ograniczenia. Wszyscy powinni pamiętać, że pomysł musi być możliwy do realizacji, a także zgodny z filozofią BMW, dlatego niektóre charakterystyczne elementy pielęgnujemy i powtarzamy.

Projektantów samochodów z Polski jest coraz więcej, a jednocześnie w Polsce nie ma szkół, które uczyłyby zawodu projektanta samochodów…
– To nie jest czysto polski fenomen. W koncernach pracuje również dużo Belgów i Holendrów, jak choćby Adrian van Hooydonk – mój szef. W tych krajach też nie ma szkół dla projektantów samochodów, a te narodowości są widoczne we wszystkich biurach projektowych na całym świecie. W Polsce jest duże zainteresowanie samochodami, Polacy są bardzo emocjonalni, a motoryzacja jest uczuciową sprawą. Samochody są po prostu interesujące, dlatego jest wiele osób, które się nimi zajmują bądź o tym marzą.

Rozmawiał: ŁUKASZ POTOCKI

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Artystyczny wymiar nauki

Artystyczny wymiar nauki

Warszawa | 1 września 2023

„BMW Art Club.Przyszłość to sztuka” 2023 z polską premierą EVOLVER