Aleksandra Zawistowska, polska projektantka mieszkająca w Amstardamie, nie ukrywa, że szkoło pomogło się jej podnieść w najtrudniejszych momentach życia. Problemy przekuła w pasję i w pomysł na siebie. – Lubię szkło, ponieważ ma ze sobą moc, jest niebezpieczne i piękne jednocześnie. Na początku jest magmą o temperaturze 1200 stopni, a gdy wystygnie może się potłuc w najdrobniejsze kawałki – zauważa.
Aleksandra Zawistowska studiowała w Polsce, Portugalii i Niderlandach, gdzie zdobyła tytuły magistry sztuki oraz architektury. W pracy łączy zamiłowanie do surowych, naturalnych materiałów z fascynacją przypadkowością. Eksperymentując z różnymi technikami i materiałami, zawsze stara się zrozumieć proces i znaleźć swój unikalny sposób na tworzenie dzieł sztuki. W swojej pracowni w Amsterdamie tworzy unikatowe szklane rzeźby za pomocą eksperymentalnego procesu dmuchania. O tym jak powstają oraz jak wyglądała jej droga do międzynarodowego sukcesu zdradza w rozmowie z nami.
Dlaczego szkło? Co Cię w nim tak fascynuje i pociąga?
Szkło jako materia wzbudza we mnie szacunek i uczy pokory, a praca z nim to cała masa emocji. Szkło to ciało amorficzne, inaczej bezpostaciowe, na poziomie cząsteczek ma właściwości płynu, ale podczas obniżenia temperatury krystalizuje się i staje się materią stałą. Szkło to też wiele paradoksów: gdy jest płynne – niszczy, parzy i pali, a gdy wystygnie – jest delikatne i może potłuc się w najdrobniejsze kawałki. Może chronić człowieka, albo mu służyć, ale może też być niebezpieczne. To mnie fascynuje najbardziej.
Z tej miłości zrodziła się Twoja marka szklanych rzeźb i naczyń pod nazwą, nomen omen – Szkło. Twoje pierwsze próby dmuchania szklanych form nałożyły się jednak na dość trudne doświadczenia…
Tak, Szkło zaczęłam tworzyć podczas studiów w Amsterdamie, dlatego też zdecydowałam się na podkreślenie wschodnioeuropejskich korzeni i użycie polskiej nazwy. Szkło faktycznie powstało z potrzeby oderwania się od rzeczywistości, świeżo po zakończonym związku. Kiedy jestem w hucie, ze względu na tempo pracy, moja uwaga jest w pełni skupiona na procesie tworzenia. Do tego dochodzi też adrenalina. Kiedy wchodziłam na warsztat, zapomniałam o wszystkim, co dzieje się poza jego ścianami.
Szkło Cię poniekąd uratowało…
Zdecydowanie, może brzmi to banalnie, ale tworzenie szkła było dla mnie bardzo terapeutyczne i pomagało mi funkcjonować na co dzień, iść do przodu. Przy okazji ludziom spodobały się formy, które tworzę. I tak powstała marka.
Kiedy spojrzy się na Twoje rzeźby, można pomyśleć, że podczas ich kreowania zdajesz się jedynie na spontaniczne dmuchanie i rzeźbienie szkła. Ich forma może sugerować, że na początku procesu twórczego nie wiesz, jaki będzie jego efekt. Czy to oznacza, że nie planujesz, jakie naczynia powstaną w ramach danej sesji?
Nie, to nie jest do końca tak. Moje formy są połączeniem pierwotnego projektu z zaplanowaną przypadkowością. Zazwyczaj, kiedy mówimy o szkle „hand-made” albo „hand-blown”, jest ono rzeczywiście wydmuchiwane przez dmuchacza – w większości przypadków do wcześniej przygotowanych form: drewnianych, stalowych albo gipsowych. Dzięki temu można powielać te same kształty, a proces jest krótszy, dużo bardziej kontrolowany i nie wymaga nadzoru artysty na miejscu. Ja zrezygnowałam z jakichkolwiek gotowych form, kształtuję je ręczne, przy użyciu naturalnych materiałów. Części obiektów nie są do siebie doklejane, ale powstają przez wielokrotne zanurzanie w piecu z płynnym szkłem, co daje efekt warstwowości. Zamiast projektować finalny obiekt, stworzyłam podejście i metodę pracy. Zaufałam materiałowi, który potrafi być swoim najlepszym rzeźbiarzem. Rozumiem chęć pełnej kontroli w projektowaniu, ale też czerpię radość z samego procesu, jego nieprzewidywalności. Dlatego uważam, że bardziej niż zastawę, tworzę funkcjonalne rzeźby.
Twoje szklane projekty mogą sprawiać wrażenie trudnych w odbiorze, są raczej dla koneserów niż masowego odbiorcy. Myślisz, że na polskim rynku jest miejsce na takie formy?
Zdecydowanie tak. Szkło nie jest dla każdego i nie musi być. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to przystępna forma, ale właśnie dlatego tak wierzę, że mój projekt zostanie doceniony. Po latach mody na minimalizm projektanci zaczynają tworzyć odważniejsze projekty, a koneserzy coraz bardziej je doceniają. Często od naszych klientów, co mnie bardzo cieszy, słyszę, że to nie jest tylko dodatek, ale całe doświadczenie, a moje naczynia przy stole prowokują do rozmowy o formie. Chciałabym, żeby wszystkie moje rzeźby znalazły swoich właścicieli i były używane na co dzień.
Już niedługo pojawimy się w kolejnych butikach i galeriach w Polsce i za granicą. Będziemy dbać o to, żeby każdy zainteresowany mógł zobaczyć na żywo, dotknąć i poczuć swoje Szkło.
Twoje rzeźby i naczynia projektujesz i dmuchasz w Muzeum Narodowym Szkła w Leerdam w Niderlandach. W Polsce nie udało Ci znaleźć pracowni, która spełniałaby Twoje wymagania?
Zaczęłam pracować ze szkłem w Amsterdamie na uczelni, z czasem, kiedy kończyłam studia, a zamówień przychodziło trochę więcej, zaczęłam współpracować Glasmuseum w Leerdam, dokąd wkrótce wracam pracować nad nową serią. Bardzo zależy mi na podtrzymaniu polskiej historii tworzenia szkła, więc aktualnie jestem na etapie poszukiwań. Niestety nie jest to łatwe: po transformacji ustrojowej wiele hut upadło, a inne zostały sprywatyzowane i zajmują się produkcją na masową skalę. Ale jestem dobrej myśli, liczę, że znajdę warsztat, z dobrą jakością wyrobów i kulturą pracy, aby stworzyć miejsce, gdzie będzie powstawać Szkło „made in Poland”.
Z Holandią wiąże Cię znacznie więcej niż tylko Twoja pracownia. Przez dwa lata studiowałaś projektowanie przestrzenne na Sandberg Instituut. Ta uczelnia to jedna z najbardziej eksperymentalnych i krytycznych akademii sztuki na świecie. To pewnie musiało być spełnieniem Twoich marzeń?
Przeprowadzka do Amsterdamu była bardzo odświeżająca. Mój pierwszy tytuł magistra zdobyłam na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, który jest ponad stuletnią instytucją, co wiąże się z tradycją, ale też mocno utartymi schematami. Kiedy zaczęłam studiować na Sandberg Instituut, doznałam szoku poznawczego. Mój kierunek nazywał się Studio for Immediate Spaces, były to multidyscyplinarne studia przestrzeni. W naszym studio były 22 osoby – każdy z inną praktyką i zainteresowaniami, prawdziwy miks projektantów, architektów, artystów sztuk wizualnych, muzyków, performerów. Wielorakość kultur i zapleczy była naprawdę fascynująca, niesamowicie podniosła moją wrażliwość. Co nie mniej ciekawe, w Akademii nie było systemu ocen ani egzaminów: nie ocenia się tam sztuki cyframi, ale opisowo. Większość studentów stanowili obcokrajowcy, głównie z Europy, Ameryki Środkowej i Południowej oraz Azji.
W Polsce nigdy nie zderzyłam się z tyloma różnymi perspektywami na te same zagadnienia. Natomiast poza szkołą często zaskakiwał mnie brak krytycznego myślenia. Cudownie jest mówić o funduszach publicznych na sztukę, grantach dla artystów, dzięki którym, de facto, mnóstwo moich znajomych może tworzyć i czynić swój głos słyszalnym. Ale nie możemy zapominać, że współczesne niderlandzkie bogactwo jest ugruntowane na post-kolonializmie, a wszystkie przywileje Holendrów są zbudowane na skomplikowanej, trudnej i wielowarstwowej historii.
Dlatego ostatnio coraz częściej wracasz do Polski?
Jak pewnie większość z nas, mam z Polską mam bardzo złożoną relację. Są powody, dla których kocham tu wracać. Ale często, kiedy już tu jestem, wychodzę na ulicę i szlag mnie trafia, gdy widzę ten urbanistyczny syf, brak planu i pomysłu, billboard na billboardzie. Później jakaś przypadkowa osoba zagaduje mnie na ulicy i znów jest kolorowo. W Amsterdamie to, co uderza – poza turystycznym centrum – to monotonia. Z jednej strony niby fajnie, bo widzisz, że miasto było zaplanowane, z drugiej ten ład jest tak głęboko zakorzeniony w kulturze, że nie spotkasz tam różnorodności, przypadku czy spontaniczności, ot tak. Odchyleniami od norm są tam głównie obcokrajowcy i to dzięki nim kocham tam żyć.
Szkło to nie jedyne, co robisz w sztuce. Pracowałaś przy projektowaniu przestrzeni publicznych, w sektorze kultury, projektowałaś scenografie i wnętrza, mozaiki. Która z tych dziedzin daje najwięcej satysfakcji?
Najbardziej lubię, jak to mówię, „wymyślać pomysły”. Można pod to podpiąć inicjowanie własnych projektów albo pracę kuratorską. Niezależnie od tematu zawsze najbardziej lubię etap koncepcyjny – szczególnie podczas projektów krytycznych, badawczych czy eksperymentalnych. Wtedy, w zależności od medium, moja praca polega głównie na czytaniu, zgłębianiu tematu, szkicowaniu, rozmowach i wymianie myśli. Z takiego zapału udało mi się stworzyć różne projekty, multimedialne instalacje, panele dyskusyjne, rezydencje artystyczne.
Nie jestem w stanie wytypować jednej, szczególnej dyscypliny, ponieważ moje ulubione działania to właśnie takie, które łączą ich wiele w jeden koncept. Ale z drugiej strony bardzo lubię dać wolne procesom myślowym i najzwyczajniej zmęczyć się fizycznie podczas pracy z materią – szkłem, kamieniem czy metalem.
Wiem, że ważne jest dla Ciebie zrównoważone podejście do życia i produkcji obiektów, które nas otaczają. Myślisz, że sztuka i rękodzieło uratują nas przed nakręcając się nadmierną konsumpcją?
Mam nadzieję. Ale też jestem realistką i wiem, że nasz system ekonomiczny, i tym samym nabywczy, często bazuje na impulsach, a piękne obiekty i styl życia, jaki idzie z nimi w parze, kupujemy przez emocje. Mam nadzieję, że w pewnym momencie, poza emocjami, zaczniemy kierować się też rozsądkiem. Jest to trudne, osobiście z tym nieustannie walczę, więc nie mówię o totalnym zaprzestaniu konsumpcji, ale właśnie przekierowaniu nabywania z ilości na jakość.
Sama kupuję dużo rzadziej i bardziej zwracam uwagę na jakość i wykonanie, na to, ile dany produkt będzie mi służyć, ponad sezonowe trendy wybieram ponadczasowość i unikalność. Taka jest też moja wizja Szkła – tworzenie unikatów tak, aby każdy mógł posiadać swoją rzeźbę z najwyższej jakości szkła i tworzoną przez wprawionych rzemieślników. I żeby korzystał z niej w nieskończoność.
Takie podejście doceniła Twoja uczelnia.
Tak, to prawda. Moja szkoła zdecydowała się podarować w tym roku moje Szkło jako prezenty w ramach podziękowania dla odchodzących dyrektorów wydziałów. Sandberg Instituut wypuszcza w świat setki artystów rocznie, a po końcowo rocznej wystawie Graduation Show 2022 zdecydowali się na moje rzeczy. To dla mnie bardzo duże wyróżnienie.
Myślisz, że szkło jako tworzywo artystyczne ma jeszcze szansę na swój renesans?
Oby! Szkło nadal bywa kojarzone ze zwrotnymi butelkami za 10 groszy, ale trzeba pamiętać, że szkło szkłu nierówne: bywa robione różnymi technikami i z różnych mieszanek, może mieć różną twardość, przejrzystość, barwę. Każdy mój obiekt powstaje w cztery dni – dzień pracy w hucie, dwie doby stygnięcia i rozprężania i dzień obróbki na zimno, nad każdą sztuką pracują cztery osoby – ja, główny dmuchacz, asystent i osoba obrabiająca je na zimno.
Aleksandra Zawistowska
Jej multidyscyplinarna praktyka łączy projekty krytyczne, fizyczne i cyfrowe. Studiowała w Polsce, Portugalii i Niderlandach, gdzie zdobyła tytuły magistry sztuki oraz architektury. Brała udział w wystawach w Niderlandach, Polsce, Gruzji i Ukrainie. W swojej pracy łączy zamiłowanie do surowych, naturalnych materiałów z fascynacją przypadkowością. Eksperymentując z różnymi technikami i materiałami, zawsze stara się zrozumieć proces i znaleźć swój unikalny sposób na tworzenie dzieł sztuki. Ostatnio jej wielką pasją stało się szkło, a raczej Szkło – jej osobista artystyczna marka, w ramach której dmucha, rzeźbi i pozwala żyć przezroczystej substancji. Choć Szkło projektowane i tworzone jest w Niderlandach, od niedawna można je kupić także w Polsce.