„Promieniejące” elewacje białych budynków, rozrzuconych po Gdyni, rozjaśniają całe miasto. To właśnie tutaj można cieszyć się największą liczbą słonecznych dni w naszym kraju. Niezwykłe jest przyglądanie się miastu, które nie wzbudza emocjonalnego konfliktu – polskie czy niepolskie? Bo Gdynia jest na wskroś polska.
Portowe miasto od momentu powstania kreowało wizję życia w odrodzonej Rzeczpospolitej. Twórczość oraz nowatorskie pomysły są jego wizytówką do dziś.
„Jarzą się okna nowoczesnych gmachów, szkło i żelbet, asfalty, samochody. Aby trochę goręcej, myślałbyś – Casablanca”.
Słowa Melchiora Wańkowicza w pełni oddają podziw dla tego nowoczesnego, wabiącego Polaków miasta, które powstawało na ich oczach. Tu po prostu trzeba było być. Po odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości, w poczuciu patriotycznego obowiązku, na wczasy do Gdyni chciał udać się każdy. Zamożniejsi porzucili gorące śródziemnomorskie kurorty na rzecz nowo utworzonego letniska nad Bałtykiem. Morze nie było już za granicą – stało się nasze, polskie. Ceny gruntów rosły bardzo szybko, więc pierwszymi inwestorami stali się bogatsi mieszkańcy największych polskich miast. Potężny kapitał płynął przede wszystkim z Warszawy. Z biegiem czasu nabrzeże zaczęły otaczać dworkowe wille, modernistyczne hotele i restauracje. Już w 1922 roku rozpoczęła się budowa jednego z najbardziej znanych do dziś obiektów – hotelu i restauracji Polska Riwiera. Luksusowy pensjonat oferował między innymi wytworną francuską kuchnię, która była wówczas wyjątkowym rarytasem. Aby jednak wczasowicze mieli okazję jej zasmakować, musieli zarezerwować pokój z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Gdy przybyli na miejsce, mogli cieszyć się bliskością plaży, szumem Bałtyku, spacerami po wytyczonych traktach, a także smakiem słodyczy E. Wedla z pobliskiego firmowego kiosku. Na obszernym tarasie hotelu odbywały się dancingi, na które sprowadzano najlepsze zespoły, głównie ze stolicy. Polska Riwiera stała się centrum życia towarzyskiego ówczesnych elit. To właśnie w tym miejscu kreowano styl życia, do którego wielu chciało dążyć. Zachowało się mnóstwo fotografii dawnych letników oraz mieszkańców na tle tego ekskluzywnego budynku. Blichtr Polskiej Riwiery widoczny jest po dzień dzisiejszy.
Słowo Gdynia stało się najpiękniejszym słowem polskiej mowy
Tak z patosem pisał Kornel Makuszyński. Z Gdyni nie wypływały tylko wzorce zachowań i stylu życia – z nowego portu wyruszały w daleki świat również wspaniałe transatlantyki. Miały stać się „pływającymi salonami” i „ambasadami kultury polskiej”. Projektowane przez najlepszych architektów i artystów wnętrza statków zostały milczącymi świadkami gorących romansów II RP, które tworzyły pikantną kronikę tego okresu. Pasażerami była między innymi śmietanka artystyczna ówczesnej Polski. To właśnie z Gdyni w ostatni rejs wyruszył Witold Gombrowicz, aby na stałe osiąść w Argentynie.
Poprzez architekturę na lądzie starano się odzwierciedlić dumnie pływające po morzach i oceanach transatlantyki. Nowy wygląd budynków, nazywany „streamline”, można znaleźć w najbardziej prestiżowych zakątkach miasta od lat 30. XX wieku. Wyróżniają je głównie zaokrąglone narożniki przywodzące na myśl statki transatlantyckie, które w tamtych latach zaczęły kursować między Gdynią a resztą świata.
Forma budynku ewoluowała również od sześciennej do bardziej uporządkowanej. Architekci podkreślali poziome linie za pomocą długich rzędów okien. Symbolem czystej formy stały się białe elewacje, ponieważ to światło i cień „dekorowały” struktury, a nie kolory czy ornamenty. Nie bez powodu Gdynię zaczęto nazywać „Białym Miastem”. Najciekawsze modernistyczne budowle, pochodzące z tamtych lat, możemy podziwiać do dziś, ponieważ Gdynia nie została zniszczona podczas wojny.
„Gdynia jest najlepszym interesem, jaki kiedykolwiek Polska mogła zrobić”
Nie można nie zgodzić się ze słowami Franciszka Sokoła, który przybył tu w 1933 roku jako Komisarz Rządu w Gdyni. Inwestycja była dumą II Rzeczpospolitej, a przede wszystkim miarą jej ambicji. Tworzone „okno na świat” miało być otwarte dla wszystkich. Do powstającego portu i nadmorskiej miejscowości ściągali najodważniejsi i najbardziej przedsiębiorczy ludzie. Z Gdynią wiążą się historie niezliczonych osób, które przybyły tu, aby tworzyć nową rzeczywistość.
Na początku XX wieku Europa borykała się z problemem przeludnienia miast. Z biegiem czasu, w ciągu stuleci niewielkie początkowo osady przekształcały się w chaotyczne metropolie. Na arenie dziejów architektury pojawiają się wówczas nazwiska Le Corbusiera czy Gropiusa. Rysowali nowe plany urbanistyczne, dzięki którym miasta miały być przede wszystkim funkcjonalne. Chcieli budować od podstaw, od pnia. Efektem ich wizji stały się nowe osiedla, ale innowacyjne koncepcje całych miast wzniesionych od fundamentów w większości nie wyszły poza ściany ich pracowni. Śmiałych realizacji w tym nurcie nie trzeba jednak szukać za granicami naszego kraju, bowiem senne marzenia modernistów ziściły się w Gdyni. Architekci, planiści i inżynierowie postrzegali ją jako wyjątkową okazję do wdrożenia nowych pomysłów i technologii, które świat miał do zaoferowania. Zrazu powiadano o Gdyni, że jest miastem z morza i marzeń. Dziś możemy spacerować arteriami wytyczonymi prawie 100 lat temu. Reprezentacyjna oś (ul. 10 lutego) prowadzi od wejścia do centrum miasta aż do morza. Oś handlowa (ul. Świętojańska) krzyżuje się z reprezentacyjną i jest sercem miasta na wzór placu miejskiego. Ostatnią oś tworzy najstarsza ulica w mieście, Starowiejska, pamiętająca czasy, gdy Gdynia była wioską rybacką. Projekt urbanistyczny wraz z portem morskim i architekturą modernistyczną został oficjalnie uznany w naszym kraju za Pomnik Historii.
Zachowanie dziedzictwa to jedno z głównych zadań współczesnego samorządu Gdyni. Obecnie podejmowanych jest wiele zabiegów, aby miasto zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jednak Gdynia to nie tylko historia. To przykład na to, jak projektowanie może wpływać na wspólna pamięć, ale również na rozwój miasta. Gdynia przyciągała i nie przestaje być atrakcyjna po dziś dzień. Stale zaprasza ludzi otwartych i twórczych. To już jej definicja.