– Jak się pan ma, sir? – powitał mnie na lotnisku Collin. – Wspaniale! Choć widzę, że pogoda znów nas nie rozpieszcza – zagaiłem. – Tak proszę pana. Znów mgła i mżawka. Czyż jednak nie jesteśmy już do tego przyzwyczajeni? – odparł, po czym z majestatem godnym szofera zamknął za mną drzwi. Rolls-Royce Phantom płynnie i w ciszy ruszył w kierunku Goodwood, na południe od Londynu.
W tym roku mija 110 lat od zbudowania pierwszego Rolls-Royce’a. Co ciekawe, stało się to jeszcze na dwa lata przed zawiązaniem firmy. Markę Rolls-Royce założyli w latach 1905-1906 w Manchesterze Charles Rolly i Henry Royce, którzy po postu chcieli tworzyć najlepsze samochody na świecie. I pewnie stworzyli. Również jedne z najdroższych. A sama fabryka zmieniała siedziby pięciokrotnie, ostatnio w 2003 roku po przejęciu przez BMW. Mieści się w malowniczej miejscowości Goodwood w hrabstwie West Sussex słynącej również z toru i wyścigów samochodowych. Budynek stworzyło słynne studio projektowe Nicholasa Grimshawa stawiając na stal i wielkie okna, które sprawiają, że z zewnątrz obiekt bardziej przypomina ruchome muzeum motoryzacji. Obecnie produkuje się tu – głównie na zamówienie – trzy modele luksusowych i snobistycznych wozów. To limuzyny Phantom oraz Ghost i od dwóch lat sportowy Wraith. Ten ostatni kompletnie odmienił wizerunek skostniałej marki. Ogromny wóz (przyspieszenie do 100 km/h w 4,6 sek. przy wadze dochodzącej do 3 ton) zaczęli bowiem zamawiać młodzi bogacze. Gdy w roku przejęcia marki przez BMW sprzedawano zaledwie 300 modeli Rolls-Royce, w roku ubiegłym nabywców znalazło już 3630 limuzyn. W 2014 roku planowany jest kolejny wzrost sprzedaży o 33 proc. I na tym ma stanąć. Marce nie zależy bowiem na ciągłym wzroście liczby sprzedawanych samochodów, ale bardziej na wartości poszczególnych egzemplarzy. Dlatego w Goodwood najważniejszy jest dział zamówień specjalnych, w którym spełnia się najbardziej dziwaczne zachcianki klientów, jak np. przystrojenie wnętrza limuzyny diamentami. Tak, tak, był taki klient. Oczywiście szejk.
– Dzięki temu, że to klienci przychodzą do nas ze swoimi pomysłami na unikatowy wóz, to jesteśmy w wyjątkowej sytuacji, bo nie musimy robić badań rynku. Nasi klienci sami nam mówią, czego potrzebują – przekonuje Gavin Hartley, szef Bespoke Design w Goodwood. – Nie dyskutujemy o gustach klientów. Jak klient chce żółty wóz, to dostaje najlepszy żółty na świecie. Raz zrobiliśmy złotą farbę z dodatkiem prawdziwego złota. 30 litrów kosztowało 23 tys. funtów.
Od momentu zamówienia Rolls-Royce’a do jego odbioru mija zazwyczaj pół roku. Najdłużej trwa tworzenie i kompletowanie specjalnie zamówionych elementów przywożonych od poddostawców. Na miejscu wyrabia się tylko specjalne elementy z drewna i skóry. Sam montaż wozu – w zależności od modelu – mieści się w 30 godzinach. Phantom, na przykład, na linii produkcyjnej zatrzymuje się 16 razy każdorazowo na 49 minut (ach ci precyzyjni Niemcy z BMW!).
Samochody wyjeżdżają głównie na Bliski Wschód lub do Chin. Największe jednorazowe zamówienie w Goodwood zrealizował Stephen Hung, który zamówił 30 czerwonych Phantomów do swoich hoteli i kasyn w Chinach. Za limuzyny zapłacił 20 mln dolarów. Każda z nich jest o 5 cm krótsza od wersji europejskiej, aby… chińscy szoferzy nie musieli wyrabiać prawo jazdy na autokar. Najbardziej znany klient brytyjskiej marki to jednak Amerykanin Michael Fux, który co roku kupuje jedną limuzynę. Jeździ nią przez rok, a potem wstawia do prywatnego muzeum.
– Nasi klienci nie kupują samochodów, oni kupują emocje – mówi Frank Tiemann, rzecznik prasowy Rolls-Royce’a.
Więcej: www.rolls-roycemotorcars.com