W czeskich Beskidach powstał pensjonat Mezi Lukami – przemyślana adaptacja XIX-wiecznej stodoły, zaprojektowana przez Danielę Hradilovą i Petra Hradila. Prosta bryła harmonijnie wpisuje się w krajobraz, a wnętrza, urządzone z naturalnych materiałów, podkreślają szacunek do lokalnego kontekstu i rzemiosła. To właśnie ten dom stał się tłem nowej kampanii marki Nomad Warsaw, założonej przez Joannę Marcysiak.
Spotkanie beskidzkiego drewna z marokańską wełną, śląskiego kamienia z barwionymi tkaninami z Atlasu, opowiada o wartościach, które łączą kultury – uważności, autentyczności i szacunku do materiału.
Mezi Lukami leży w dolinie, z dala od głównych dróg, otoczony łąkami i lasem. Kameralna, nowocześnie zinterpretowana bryła naturalnie wtapia się w otoczenie. Wnętrza urządzono oszczędnie, z wykorzystaniem drewna, lnu i ceramiki. Miejsce stworzono z myślą o odpoczynku – bez zbędnych rozpraszaczy, za to z przestrzenią na proste przyjemności: długie spacery, wspólne posiłki, obserwowanie pogody za oknem.
Joanna znała to miejsce wcześniej – choć tylko z internetu. – Mezi Lukami było w mojej instagramowej zakładce z inspiracjami na własną chatę w górach – wspomina. Dopiero przypadkiem trafiła na artykuł, który opisywał nie tylko sam projekt, ale też sposób jego realizacji – oparty na współpracy z lokalnymi rzemieślnikami. Wtedy zrozumiała, że ten dom to coś więcej niż piękna architektura – to opowieść o korzeniach.
Sprawdziła lokalizację – okazało się, że pensjonat leży zaledwie kilkanaście kilometrów od polskiej granicy. – Nie czekałam długo – od razu napisałam do Danieli. Na szczęście bardzo entuzjastycznie podeszła do pomysłu. Choć Mezi Lukami nie jest miejscem regularnie udostępnianym na sesje, obie zobaczyłyśmy w tym potencjał – opowiada Joanna.

Ręczna robota, uważność i potrzeba harmonii
Wybór nie był przypadkowy – Mezi Lukami i Nomad łączy coś więcej niż estetyka. Obie marki opierają się na autentyczności, relacjach i poszanowaniu dla materiału.
– Zaczynałam od paczek pakowanych ręcznie i rzeczy, które mieściły się w bagażu podręcznym. Dziś współpracujemy z pięcioma tkaczkami w Maroku, ale każdy przedmiot nadal opowiada historię – nie znajdziesz u nas po prostu „wazonu z Hiszpanii” – podkreśla.
Tkane opowieści z południa
Dywany, które trafiły do Mezi Lukami, to modele Beni Mrirt z najnowszej kolekcji Nomad Warsaw.
– Beni Mrirt to jeden z wielu typów dywanów tkanych w Maroku. Ich nazwa pochodzi od regionu Beni Mellal w Środkowym Atlasie. Charakteryzują się dużą gęstością i długością runa – od 60 do 100 tysięcy supełków na metr kwadratowy oraz włosiem sięgającym 3–4 cm – wyjaśnia Joanna.
– Nie projektujemy wzorów – powstają one w pracowniach naszych tkaczek. My jedynie realizujemy je w określonych rozmiarach i konfiguracjach kolorystycznych, zgodnie z zamówieniami klientów – dodaje Joanna.
Do sesji w Mezi Lukami projektantka wybrała m.in. model Beni Mrirt 4.4 – miękki, mięsisty, z ręcznie utkanym motywem kaktusów. – To opowieść o naturze, której potrzebujemy, by złapać równowagę – zauważa. Zielone wzory przywołują skojarzenia z roślinami, które potrafią przetrwać nawet w najtrudniejszych warunkach. A przecież beskidzkie zbocza i marokańska ziemia mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać.
– To także historia o tym, że rzemiosło nie zna granic. O tym, że naturalne dywany z północnej Afryki mogą odnaleźć się nawet w górskiej chacie – podkreśla. I trudno się z nią nie zgodzić.