We wtorek i piątek warto przyjść po sery, które przyjechały wprost z Puszczy Kampinoskiej, a po godz. 11.00 po pieczywo bez grama konserwantów. W warszawskim sklepie Między Nami przy ulicy Brackiej rządzą pory roku, naturalny rytm dnia i produkty wprost od gospodarzy. Założyły go Beata Blaibel i Ewa Moisan, które już prawie 20 lat prowadzą przy tej samej ulicy jedną z pierwszych klubokawiarni w stolicy.
We wtorek i piątek warto przyjść po sery, które przyjechały wprost z Puszczy Kampinoskiej, a po godz. 11.00 po pieczywo bez grama konserwantów. W warszawskim sklepie Między Nami przy ulicy Brackiej rządzą pory roku, naturalny rytm dnia i produkty wprost od gospodarzy. Założyły go Beata Blaibel i Ewa Moisan, które już prawie 20 lat prowadzą przy tej samej ulicy jedną z pierwszych klubokawiarni w stolicy.
Zakupy w pobliskim supermarkecie. Wybór towarów niewiarygodny. Na ponumerowanych regałach stoją rzędy produktów. Jest ich tak dużo, że czasem trudno znaleźć to, czego szukamy. Nieważne, czy to zima, czy lato, zawsze można kupić, co tylko się wymarzy. Choć koszyk jest wypełniony po brzegi, to jakby nic w nim nie było. Warzywa bez smaku, nadmuchane bułki, a jajka od kur, które nigdy nie widziały słońca.
Inaczej jest w nowo otwartym sklepie spożywczym przy warszawskiej kawiarni Między Nami. Zapach gorącego chleba jeszcze unosi się w powietrzu. Na półkach pojedyncze produkty. Kilka gatunków warzyw – te, które akurat teraz dojrzewają. Uśmiechnięta ekspedientka czeka na dostawę świeżych serów i częstuje konfiturą. To niewielkie wnętrze zaskakuje pozytywną prostotą, którą można także odnaleźć w każdym oferowanym tu produkcie.
– Chciałyśmy, żeby tu było zawsze dobre i wyszukane jedzenie – mówi współwłaścicielka Między Nami, Beata Blaibel. – Żaden z naszych dostawców nie jest przypadkowy. Na przykład makarony sprowadzamy z małej, toskańskiej manufaktury, którą odkryłyśmy dwa lata temu na wakacjach. Śmiejemy się, że to od włoskiej mafii, bo w tej firmie zatrudniani są tylko krewni.
Pomysł na miejsce (przez ostatnie 13 lat była tu mydlarnia) narodził się już kilka lat temu, ale dopiero teraz, gdy w centrum Warszawy zaczęły znikać małe sklepy spożywcze, udało się go zrealizować. – Nawet niedawno zamknięto jeden naprzeciwko – przyznaje pani Beata.
Coraz częściej okazuje się tymczasem, że klienci szukają prawdziwej żywności, a tutaj takiej nie brakuje. W Między Nami każdy z wybranych produktów ma swoją tradycję, a zaufani dostawcy zaopatrywali właścicielki już wcześniej.
– Mamy świetne sery i jogurty od państwa Ziębińskich z Puszczy Kampinoskiej, po które dwa razy w tygodniu przychodzą nasi stali klienci. Manufaktura czekolady ze Śląska ma ponad 100-letnie tradycje. Mówimy na te wyroby „koszerne”, bo nie tylko są formowane ręcznie, ale także nie zawierają mleka. Wszystkie te rzeczy przetestowałyśmy na sobie i do sklepu wybrałyśmy tylko te, które naprawdę były tego warte – zapewnia pani Beata.
Nie brakuje też świeżych warzyw. – Z nimi nigdy nie nie ma pewności, jak zostały wyhodowane. Dostawcy zapewniają nas, że ich produkty są ekologiczne, ale nie mają jednak certyfikatów, bo wtedy cena byłaby znacznie wyższa. Są to ludzie, od których kupujemy tak naprawdę od zawsze i wiemy, że ich produkty są z dobrego źródła – dodaje współwłaścicielka sklepu przy Brackiej.
Nie brakuje tu także zapomnianych produktów, takich jak bardzo zdrowe liście jarmużu, czy olej rydzowy wytwarzany z lniaku, o grzybowo-łąkowym zapachu i rdzawym kolorze, skąd bierze się jego nazwa. Choć dużo tutaj żywności wytwarzanej w Polsce, można znaleźć też coś bardziej egzotycznego. – Zaopatrujemy się nie tylko u polskich producentów, bo dużo jest sklepów regionalnych i chcemy zaproponować coś innego. Mamy na przykład najlepszą wanilię z Madagaskaru, suszone banany z Kostaryki i trudno dostępne ziarna komosy. Chcemy, żeby klient mógł kupić mąkę, czy masło, ale też butelkę wina na kolację – mówi pani Beata.
Wszystko to w rozsądnych cenach. – Zależy nam na tym, żeby rzeczy były niedrogie, żeby na zakupy tutaj mogła sobie pozwolić pani, która mieszka na górze w kamienicy i ci, którzy znajdą się tu przypadkowo – mówi współwłaścicielka. Choć ceny rzeczywiście nie są wysokie, to jednak zawsze dziwi, dlaczego naturalne, najprostsze produkty są droższe od tych z ulepszaczami. Okazuje się, że wszystko zależy od produkcji. – Wytwarzanie żywności z ulepszaczami, jest tańsze, bo jest masowe. Małe gospodarstwa mają swoją wydolność i tradycyjnymi metodami można zrobić tylko pewną ilość.
Według prognoz Euromonitor International, liczba małych sklepów może się zmniejszyć w Polsce nawet o 60 procent w ciągu zaledwie dekady. Prawdopodobne nic już tego nie zatrzyma, ale wydaje się, że Sklep Między Nami jest jaskółką zmian, bo miejsc takich jak to, wciąż przybywa.
Więcej: www.miedzynamicafe.com