Surwiwal – sztuka przetrwania – rodzaj aktywności człowieka skierowanej na gromadzenie wiedzy i umiejętności związanych z przetrwaniem w warunkach ekstremalnych.
Hasło traktowane dosłownie i w przenośni. Opowiadam o prawdziwych wynalazkach, które ułatwiły nam życie w czasie wypraw. Zaczynam jednak od przedstawienia surwiwalu w kontekście nieco bardziej metaforycznym. Jak przetrwać w dzisiejszym świecie, szybkim i bezosobowym? Jak stworzyć coś, co będzie aktualne i autentyczne nawet po upływie wielu lat?
Nie ma równie przyjemnych zdarzeń jak te, które przeżywamy ze swoimi bliskimi. W naszych głowach kształtują się wspomnienia, robimy zdjęcia, które chcemy powiesić na ścianie, a nie przechowywać tylko w telefonie. Wspólny czas generuje szereg niebywałych historii. Często chcemy do nich wracać i dzielić się nimi. Minionego lata spotkaliśmy się w ulubionym gronie w pięknym miejscu na Kaszubach. Trójkątny domek letniskowy typu „Wieżyca” umiejscowiony tuż nad malowniczym jeziorem Strupino. Miejsce, które odwiedzamy i uwielbiamy. Miejsce ze słabym zasięgiem, którego w chwilach grozy szuka się w wyznaczonych miejscach, robiąc te wszystkie dziwne ruchy telefonem. Tym razem mieliśmy ochotę uczcić nasz pobyt w wyjątkowy sposób. Pozostawić po sobie ślad, stworzyć wspólnie symbol, który przetrwa i upamiętni lato 2016. Nie my pierwsi odczuliśmy tę chęć – tkwi ona w ludziach od zarania dziejów. To pierwotna potrzeba oznaczenia działań i bytności na osi czasu. Tak oto powstał pomysł wzniesienia autorskiego Totemu, zaprojektowanego i wykonanego przez nas. Indiańskie totemy oznaczają między innymi mistyczne więzi pomiędzy ludźmi. Każdy klan czy grupa miały swoje własne. To bardzo nam się spodobało. Ze względu na nasze zamiłowanie do pracy z drewnem, jako grupa Tabanda, zostaliśmy mianowani kierownikami projektu. Przedsięwzięcie mogło wydawać się błahe, w rzeczywistości wymagało całkiem sporo wysiłku i zaangażowania.
Zaczęliśmy od wyboru idealnego pnia, dlatego udaliśmy się do pobliskiego tartaku w Kościerzynie. Po długim namyśle zdecydowaliśmy się na bal olchowy o długości 400 cm i średnicy około 40 cm – negocjowanie ceny, warunków transportu i innych szczegółów było niełatwe, aczkolwiek kooperacje z lokalnymi dostawcami bardzo sobie cenimy. Drewno kupiliśmy od pana Jana – okrągłego i silnego mężczyzny w podartych portkach i gumofilcach. Ucieszył go nasz rzeźbiarski plan, więc dobiliśmy targu. Transport drzewa do naszej chatki również nie był łatwy. Prowadzi do niej leśna, dziurawa droga, a pień olchowych o tych wymiarach waży około 400 kg. Przeniesienie go nad jezioro wymagało siły sześciu mężczyzn i trzech pasów transportowych, a także kilkunastu odpoczynków na trasie około 50 m.
Wybraliśmy idealne miejsce na wkopanie Totemu i zabraliśmy się za projektowanie masek i postaci, które miały się na nim znaleźć. Podzieliliśmy się na zespoły, a na balu wyznaczyliśmy obszary robocze. Powstawały projekty kolejnych plemiennych twarzy, inspirowanych zwierzętami, wojownikami, a nawet kaszubskimi legendami o bożkach i duchach, opiekunach lasów i łąk. Niektóre wyszły groźnie, inne poczciwie. Każdy mógł tu spełnić swoje marzenie, nie było bowiem żadnych narzuconych ram, rady ekspertów ani jury. Piotrek, gospodarz domku nad jeziorem, otrzymał miejsce na samym szczycie Totemu. To było oczywiste.
Płaskorzeźby wykonywaliśmy przy pomocy prymitywnych, acz niezawodnych technik, przy użyciu dłut rzeźbiarskich i pobijaków, czyli drewnianych młotków. Niektórzy mocno i zdecydowanie nacinali drewno, otrzymując graficzne wzory, inni bawili się fakturami. Przekazywaliśmy sobie własne doświadczenia dotyczące głębokości wgryzania się w materiał lub technik estetycznego wybierania i czyszczenia opracowywanych obszarów.
Ograniczona liczba narzędzi nadała pracy tryb zmianowy. Gdy jedni rzeźbili, inni oddawali się wypoczynkowi, kąpielom w jeziorze lub rozpalaniu ognia. Praca zajęła nam niespieszne trzy dni. W gruncie rzeczy całkiem sporo, bo kto w dzisiejszych czasach ma trzy dni na zajmowanie się czymś zupełnie niepraktycznym?
Ostatni etap to wkopanie Totemu. Po raz kolejny okazało się, że nie jest to zbyt proste ze względu na ciężar pnia oraz konieczność postawienia go do pionu. Wykonywaliśmy kolejne podpory i nadbudowywaliśmy równię pochyłą, aż nareszcie Totem wsunął się gładko w przygotowany otwór. Po utwardzeniu można było stwierdzić, że Totem został oficjalnie ukończony i wzniesiony. Takie to właśnie było lato A.D. 2016. Wszyscy ze wzruszeniem wspominamy nasze dzieło i każdy z nas chciałby wrócić tam kolejnego lata. Bardzo dziękujemy naszym przyjaciołom za bezcenne poświęcenie. My friends are my heroes.
Megi Malinowska
Projektantka, pasjonatka sportu i podróży. Razem z Filipem Ludką i Tomkiem Kempą tworzą grupę projektową Tabanda – niezmiennie według jednej ważnej zasady: „projektujemy i produkujemy fajne rzeczy”. Na swoim koncie mają wiele prestiżowych wyróżnień, między innymi czterokrotne „Must Have” w ramach Łódź Design Festival. W 2014 roku kapituła Design Alive Awards nagrodziła trójkę z Trójmiasta nagrodą w kategorii Kreator. www.tabanda.pl