Marka The Good Living & Co powstała w wyniku międzypokoleniowej pasji do ślusarskiego rzemiosła. Monika Szyca-Thomas, spadkobierczyni rodzinnych tradycji, w warsztacie pamiętającym początek ubiegłego wieku, projektuje nowoczesne meble rzemieślnicze ze stali. Łączy przy tym nawiązania do modernizmu z industrialną prostotą i minimalistyczną delikatnością.
W rozmowie z „Design Alive” wspomina rodzinne historie, opowiada o trudnej miłości do stali i zabiera nas w podróż po swoim warsztacie.
Ile pokoleń obejmuje wasza rodzinna pasja do rzemiosła i stali?
Historia zaczyna się w 1927 r., kiedy mój pradziadek Tomasz założył swój pierwszy, dość duży zakład ślusarski oraz jeszcze większą filię w Brześciu nad Bugiem. To dosyć smutna część tej rodzinnej historii, bo zakład w Chojnicach został upaństwowiony, a filia w Brześciu została po stronie ZSRR. Miejsce, które mu odebrano w Chojnicach, znajdowało się tuż obok jego rodzinnej kamienicy. Co ciekawe, ze względu na swoją fachową wiedzę i kwalifikacje został dyrektorem technicznym w swoim dawnym przedsiębiorstwie. W zasadzie do końca życia musiał patrzeć, jak ktoś inny prowadzi jego dawno przedsiębiorstwo. W 1957 r. mój dziadek Tadeusz założył nowy warsztat ślusarsko-mechaniczny przy ulicy Towarowej w Chojnicach. Mój tata też poszedł w jego ślady – jest mistrzem ślusarskim i prowadzi zakład, w którym także ja się odnalazłam.
Jak to się stało, że zajęłaś się meblami, studiując psychologię?
To był właściwie przypadek. Od zawsze towarzyszyła mi myśl, że skoro mój ojciec nie ma syna, któremu mógłby w naturalny sposób przekazać fach i zakład, to rodzinna historia rzemieślnicza będzie musiała zakończyć się na nim. Nie wiązałam swojej przyszłości z warsztatem. Pewnego razu stwierdziłam, że sama potrzebuję mebli do swojego domu, ale nigdzie nie mogłam znaleźć takich, jakie mi się podobają. Pomyślałam, że przecież mam takie piękne zaplecze. Dlaczego by nie zrobić samodzielnie projektów i nie wystawić ich potem na Instagramie? Tak zrobiłam. Bez większego planu, bardzo niezobowiązująco, bez żadnych oczekiwań. Nie miałam nic do stracenia, ponieważ te meble i tak miały być tylko dla mnie, nie wiązało się to z większą inwestycją.
Był maj 2019 r., zainteresowanie rozkręciło się samo i w naturalny sposób. Szybko okazało się, że nie sposób dzielić uwagi między projektowanie mebli a studia, wzięłam więc urlop dziekański. Ale nadal planuję w przyszłości zostać psychologiem penitencjarnym.
Sama nauczyłaś się projektowania mebli?
Nie mam wykształcenia artystycznego, nie potrafię rysować, nie znam programów do projektowanie graficznego. Projektuję rysując na kartkach papieru w kratkę, aby łatwiej złapać proporcje. Potem modeluję z kartonu, albo ze styropianu i kombinujemy z panem Jankiem, jak by to mogło wyglądać. Co ciekawe, zwykle jest tak, że pierwszy prototyp jest już ostatecznym produktem. Chyba tylko raz musieliśmy delikatnie zmodyfikować ostateczną wersję. Staramy się nie marnować materiału i tak długo próbujemy, aż uzyskamy zamierzony efekt. Do skutku.
Gdzie odbywa się wasza produkcja?
W moim rodzinnym mieście w Chojnicach. Jest podzielona na podwykonawców, jednak nadal odbywa się częściowo w rodzinnym gronie. Stolarzem jest mój teść, który wykonuje dla nas w swoim warsztacie elementy drewniane lub z płyty MDF. Mamy też zaprzyjaźnionego tapicera, który z kolei w swoim przydomowym warsztacie wykonuje miękkie elementy, a następnie są one montowane u mnie w biurze, które mieści się w kamienicy po moim dziadku. Elementy stalowe produkujemy za to w warsztacie, który założył mój dziadek w 1956 r. To jest średniej wielkości warsztat, ale moi rodzice mają też doświadczenie w wykonywaniu mebli kontraktowych, dużych zleceń, dlatego logistycznie udaje nam się to sprytnie powiązać.
W warsztacie panuje rodzinna atmosfera?
Mój tata przygotowuje moje projekty pod kątem technicznym, decyduje o tym, jakie rozwiązania techniczne zastosować, jakich użyć materiałów. Jest prawdziwym specjalistą i bez jego wiedzy wprowadzanie tylu projektów byłoby niemożliwe. Z kolei osoba, która jest odpowiedzialna za to jak wyglądają zarówno prototypy, jak i nasze meble to pan Janek, który szkolił się u mojego dziadka i nigdy potem nie pracował już w innym miejscu. Jest z nami przez te wszystkie lata i odpowiada teraz za całość produkcji. Jest perfekcjonistą i ciężko mu oddać pracę w inne ręce, zaufać komuś, że zrobi to tak dobrze, jak on sam. Drugą osobą, która jest bardzo ważna w całym procesie produkcji, jest pan Mirek, który maluje proszkowo nasze meble. Był on od początku szkolony przez mojego tatę. To są bardzo nam bliskie i zaufane osoby, z którymi łączą nas rodzinne relacje.
Czy stalowe meble są wygodne?
Ludzie kojarzą stal z bardzo industrialnym stylem. Koniecznie w surowym lofcie, najlepiej pomalowanym na czarno, albo w ogóle bez koloru. A stal daje tak ogromne możliwości! Jeśli rzemieślnik ma do tego odpowiednie ręce, może zrobić ze stali takie cuda, które w ogóle nie dają wrażenia zimnych, ostrych czy nieprzyjemnych. Kiedy ludzie siadają na naszym stalowym krześle Meadow, często słyszę, od nich, że jest wygodniejsze, niż wygląda.
Mamy w ofercie wygodne krzesła, fotele, ale też od niedawna sofy modułowe. A poza tym oczywiście także duże stoły jadalniane, łączące stal i drewno lub MDF, oraz moje ulubione stoliki kawowe, oraz stoliki pomocniki.
Ale stal jest chyba ciężka?
Taka jest prawda materiału. Mieliśmy podejście do lekkiego aluminium, ale ja wychodzę z założenia, że to jest stal, ona po prostu tyle waży. Tak samo ciężkie są stoliki z prawdziwego marmuru, czy lite dębowe stoły. Nie chciałabym robić substytutów, które są lżejsze. Ja lubię stal taką, jaka ona jest i akceptuję to, że nasze meble są ciężkie i solidne.
Jak myślisz, dlaczego ludzie wybierają meble rzemieślnicze?
Cieszę się, że rzemiosło jest na nowo doceniane. Twórcy, rękodzielnicy coraz chętniej tworzą własne marki, meble, ceramikę, ubrania. Powoli przestają się bać konkurencji z wielkimi fabrykami, sieciówkami. Ludzie przestali łaknąć chwilowo modnego wystroju wnętrz. Wolą indywidualność, osobisty charakter i mają dość powtarzalnych, takich samych przedmiotów. Meble rzemieślnicze, są jakościowe, nie zestarzeją się zbyt szybko, zostaną na lata.
Sprzedajecie za granicą?
W tej chwili już tak, mimo że nie mamy jeszcze nawet anglojęzycznej strony. W planach na ten rok mamy wprowadzenie naszych produktów do kilku zagranicznych sklepów. Jesteśmy właśnie na etapie dopinania umów. Jak najbardziej chcemy szerzyć polskie rzemiosło!
Jak często wypuszczacie nowe kolekcje?
Na razie testujemy jeszcze, jaki model nam najbardziej odpowiada. Prawdopodobnie będziemy odchodzić od typowych zamkniętych kolekcji. Ja działam na zasadzie zrywu. Kiedy mam pomysł, to jest on rozrysowany w pięć minut, następnego dnia jestem w warsztacie u pana Janka i próbujemy jak najlepiej to zrobić. Trudno mi zamknąć się w ramach czasowych i raz na kilka miesięcy kończyć kolejną kolekcję. Jeśli stworzymy coś nowego, co mi się podoba, to nie potrafię czekać, muszę od razu to pokazać. Prawdopodobnie będziemy pokazywać nowe modele w zgodzie ze mną i moim rytmem.
Masz w planach powiększenie firmy?
Cenię sobie rzeczy, które są robione ręcznie i nie są masową produkcją. Zależy mi na tym, aby moje meble rzemieślnicze, takie pozostały, bo to stanowi o ich wyjątkowości – czasami nie są idealne, bo są właśnie dziełem rąk. To jest kierunek, w jakim chciałabym się rozwijać. Rękodzieło, nie koniecznie na dużą skalę. Bardzo odpowiada mi to, w jaki sposób teraz działamy.
Bierzesz udział w targach designu, czy daje to wymierne korzyści?
W 2019 r. napisali do nas założyciele Targów Rzeczy Ładnych i to tam mieliśmy swoją premierę, a w zeszłym roku w październiku wystawiliśmy się na targach Warsaw Home i muszę przyznać, że był to dla nas naprawdę krok milowy. Doskonała decyzja. Mnóstwo ciepłych słów, fantastycznego odbioru. Zupełnie nie byłam przygotowana na tak entuzjastyczny odbiór. To jedno z milszych doświadczeń, jakie mnie spotkały.
Jak rodzice reagują na Twoje projekty?
Na początku podchodzili bardzo sceptycznie, ale są bardzo wspierający, oswajają się z moją wizją. To duża satysfakcja, że tworzymy w naszym, zakładzie własne, autorskie projekty. Wiem, że są dumni i zadowoleni, tata często wspomina, że dziadek bardzo by się cieszył. Moja mama zawsze doradza mi odnośnie doboru tkanin i kolorów. Właściwie od niej zaczęła się moja przygoda z zamiłowaniem do wnętrz i pięknych mebli. Odkąd pamiętam, w domu leżały magazyny typu Florida Design, mama zabierała mnie do muzeów i na targi branżowe. Kiedy byłam mała, mama prowadziła sklepik z lokalnymi, jakościowymi dodatkami i meblami. Spędzałam tam dużo czasu i myślę, że już wtedy kiełkowała we mnie pasja do designu.
Monika Szyca-Thomas i jej The Good Living
Urodzona w 1993 roku, założycielka i główna projektantka marki The Good Living&Co., produkującej meble rzemieślnicze oraz spadkobierczyni rzemieślniczej tradycji sięgającej 1927 r. Studentka psychologii klinicznej na Uniwersytecie SWPS w Poznaniu, miłośniczka psychologii penitencjarnej i kryminologii. Żona i mama dwójki dzieci. Pasjonatka piękna ukrytego w rzeczach oczywistych i tych mniej oczywistych, designu i dobrej kinematografii. Entuzjastka praw człowieka i praw zwierząt. Amatorka dyskursu społecznego.