W Porto mewy słychać zewsząd

Nie szukaj w Porto tej turystycznej księgarni, gdzie kolejka wije się aż po horyzont. Zostaw na potem stalowy most i pełne tłumów nabrzeże Duero. Wycieczkę degustacyjną w rozlewni zamień na wyprawę metrem nad brzeg zimnego tu zawsze oceanu. Zakosztuj ryb, skorupiaków, muszli, popij je zimnym piwem. Wyjdź na bezkresną plażę, którą będziesz dzielić z nieskończoną ławicą mew.

Mewy słychać zewsząd. Ich rytmiczne pojękiwanie, skrzeczenie echem przenosi się w coraz to nowe miejsca. Raz z lewej, raz z prawej strony, stereofonicznie, w przeciwległych kanałach mnożą dźwięków melodie. Tu pojedyncze zawołanie i dalej gremialny odzew. Trwa ptasia nadmorska dyskusja, a czasem awantura. Z różną intensywnością i zmienną amplitudą krzyczą, by zaraz zamilknąć na dłużej. Echo roznosi falami ich polemiczne dialogi, delikatnie je wygładza, zaokrągla i zanosi daleko, za horyzont, by całkiem wygasić.

Siedzę z nogami zanurzonymi w wodzie, na krawędzi hybrydowej przestrzeni. W połowie wykreowana jest przez zależności geologicznych nawarstwień, opłukiwanych milionem fal morskich drążących ścieżki mikrokorytarzy, a w połowie przez ludzki intelekt, pragnący przeciwstawić naturze prostokreślne formy.

Magazyn Design Alive

NR 50 ZIMA 2024

ZAMAWIAM

NR 50 ZIMA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

Pitagorejskie narożniki jak passe-partout próbują skadrować swą prostą geometrią wodę zbiornika. Nieco dalej ta kartezjańska geometria deformuje się strzępioną linią skalnych nabrzeży. Ten fragment basenowej ramki kumuluje na swych granicach całą hydrologiczną intensywność morza. Woda pieni się i kotłuje na jego nierównych krawędziach, a fale rozbijają się o nią jak o falochron, by dalej, na prostych płaszczyznach i pomiędzy kątami prostymi, zyskać więcej spokoju.

Hybrydowe są tu nie tylko geometria i nowy krajobraz, ale i konsystencja cieczy, która łączy wodę morską ze słodką, płynącą z wodociągów. Napływa i przelewa się przez boki tego nadoceanicznego, miejskiego kąpieliska.

Porto

Alvaro Siza – „flakożerca” z Porto

Z wielkim szacunkiem dla naturalnego skalistego wybrzeża Matosinhos, małego miasteczka na północ od Porto, Alvaro Siza stworzył jeden ze swoich pierwszych solowych projektów. Położone na plażach Leça de Palmeira kąpielisko Leça jest wielofunkcyjnym kompleksem, który zaspokaja potrzeby mieszkańców i przyjezdnych wczasowiczów. Składa się z przebieralni, kawiarni i dwóch basenów – jednego dla dorosłych i jednego dla dzieci. Rozważając koncepcję i planując nowoczesne interwencje, Alvaro dążył do zachowania jak największej części istniejących formacji skalnych.

Tak jak Barcelonę określa wiele wspaniałych budynków, ogrodów, placów, rzeźb i restauracji, podobnie Porto opisuje niesamowita liczba kościołów, schodów, skwerów i mostów. Tak jak dla Barcelony Gaudí jest nazwiskiem powszechnym, symbolem i synonimem charakteru miasta, tak dla Porto dopełnieniem może być Alvaro Siza Vieira.

Powinienem tu wymienić wielu innych wspaniałych twórców, ale dla tego skrótowego opisu Porto dodam dla równowagi jedno nazwisko: Eduardo Souto de Moura. Poza kompleksem basenów Alvaro Siza pozostawił w krajobrazie Porto wiele współczesnych architektonicznych ikon. Przez dekady szukał ciągłości w architektonicznej historii miasta, uzupełniając i zabudowując jego panoramę. Podobnie jak Gaudí, wybierał nowe formy i technologie, dodając miejscom nową funkcjonalność i wnosząc nową estetykę.

Tym, którzy osobiście chcieliby doświadczyć jego architektonicznej wrażliwości i przez moment się nią otoczyć, polecam ominąć standardy hotelowych i często bezdusznych przestrzeni i na chwilę spróbować poczuć się jak „flakożerca” – tak określało się kiedyś mieszkańców Porto.

W dodatku to niepowtarzalna okazja, żeby doświadczyć alternatywnej, socjalnej odmiany deweloperskiej działalności. W Polsce każdy blok musi się dziś nazywać „apartamentowcem”, a wszystko stroszy się w wykwintnym neonazewnictwie, po to by podbić bynajmniej nie walor standardu mieszkaniowego, lecz cenę metra kwadratowego.

Dobrze jest skosztować socjalnego budownictwa, aby lepiej zrozumieć ten kapitalistyczny przymiotnik. Bo „socjalny” nie znaczy gorszy, tani, pospolity, dla ubogiej społeczności. Dobrze rozrysowane, nie dzieli ludzi na klasy, lecz daje poczucie godności, wygody. I choć skromniejsze w formie i materiałach, i bez konsjerża na wejściu, stanowi dobrą przestrzeń do życia i wychowywania nowych pokoleń.

Nie jest to wcale patodeweloperka, choć zaprojektowana na wąskim module, a okna sąsiadów patrzą sobie głęboko w oczy. Wszystko rytmiczne, oszczędne i wybudowane za pomocą prostych technologii.

Porto

Degustując architekturę Porto

Porto, jak wino, podobno im starsze, tym lepsze. Ale ta prawda niekoniecznie sprawdza się w odniesieniu do jakości trunku, najstarszy rocznik nie zawsze gwarantuje najlepsze doznania i strukturę smaków na podniebieniu. Tak też jest z miastem – nie zawsze to, co najstarsze, jest jego najlepszą częścią.

O smakach i gustach się nie dyskutuje, lecz poprzez degustację można poszerzać swoje doznania. Idąc tym tropem, warto wejść w miasto, zanurzyć się w jego opadających na zboczach architektonicznych falach. Masa budynków nawarstwia się jak kanion lub kamienne, zamknięte już wyrobisko. Tak Porto uskakuje bryłami kamienic i opada do Duero, gdzie wszystko się zaczęło.

Czasem budynki gwałtownie wznoszą się na zboczach, ugniecione gęsto jak kostka brukowa, by zaraz potem, za krawędzią szczytu, z wolna opadać rozluźnioną strukturą nakładających się na siebie dachów. Ważny jest punkt obserwacji. Niekiedy wydaje się, że bryły kamienic ustawiono w nieładzie, lecz gdy zmienimy kąt patrzenia, okazuje się, że stoją w żołnierskim porządku, jak na musztrze, na baczność, równo pod linijkę ulic i krawężników.

Nie można nie zauważyć dominujących, przepięknych barokowych wieżyc i elewacji frontowych kościołów i katedr. Nie można też pominąć wzrokiem porozrzucanych wokoło pustych szczytowych ścian. Pozbawione okien płaszczyzny fasad marszczą się zawsze fakturą blachy falistej lub trapezowej. Czasem barwione na czerwono lub zielono, czasem gołe i surowe jak srebrne lica aluminiowych walizek Rimowa.

Często w kontraście, jakby przypadkiem, skleja się przeszłość z teraźniejszością. Dumne, bogate w ornament, zbudowane z solidnego kamienia fasady pałaców, kościołów i mieszczańskich kamienic tulą się do młodszych i obłożonych blachą kamienic – niespotykana okoliczność szczerego dialogu tego, co przeszłe, z tym, co współczesne. Wiele też pustych miejsc w tych mieszczańskich kwartałach. Często tworzą wąskie architektoniczne szczeliny. Łupinki starych domów są w nich ściskane jak w gigantycznym imadle, amplituda brył faluje, skacze, nie trzyma jednej monotonnej skali.

Porto

Start i meta u Rema Koolhaasa

Jeżeli lubisz łączyć przyjemne z pożytecznym (od ciebie zależy kolejność), warto z rana odbyć biegową wycieczkę nad brzeg oceanu. Dla mnie najlepszym, czytelnym punktem na start i metę jest Casa da Música Rema Koolhaasa. Ten unoszący się na falach trawertynu rzeźbiarski, oszlifowany jak diament, w różne fasetki, betonowy gmach niczym zegar słoneczny rzuca cienie na twardą, miejską posadzkę. Dobre miejsce na rozgrzewkę i rozciąganie, a po zakończonej wycieczce można się tu napić schłodzonej wody i pachnącej porannej kawy. Warto tu zresztą wrócić, już nie w butach do biegania, by przejść, jak przez jelita, przez wnętrza Casa da Música i doświadczyć opowieści o pauzie, nucie, dźwięku i akustyce.

Ruszam Boavista Avenue, w dół. Biegnę tą prostą, aż po horyzont narysowaną linią, na której końcu widać już plażę. To najdłuższy prosty odcinek miejski w Portugalii. Ma 6 km i łączy Casa da Música w centrum miasta z Oceanem Atlantyckim na zachodzie.

Biegnąc tym miejskim bulwarem w każdym kierunku, mijam architekturę różnych odmian. Są typowe bloki, biurowce, pałace, wille bogatych XIX-wiecznych mieszczan. Stoją raz gęsto, raz samotnie, dostępne lub skrzętnie ogrodzone murem. Mieszają się skale, style, kolory i materiały.

Kompleks biurowo-handlowy Burgo, poukładany jak wieża z klocków Jenga, wznosi się w miejscu, w którym charakter miasta zaciera się, a budynki zaczynają wydawać się fragmentaryczne. Składa się z kwadratowej wieży i prostokątnego, poziomego elementu, umieszczonych na cokole, który podnosi je ponad poziom ulicy; mieści dwa piętra na parking. Oba budynki mają na parterze powierzchnie handlowe i dostęp do biur na wyższych poziomach. Wieża jest oddzielona od krawędzi działki, aby zwiększyć przekrój alei i zwolnić przestrzeń wokół podwyższonego placu, który tworzy cokół. Przestrzeń publiczną, poprzedzającą wejście do wieży, wieńczy rzeźba, która znajduje się na jednej z bocznych elewacji, w niewielkim wycięciu zachodniej fasady.

Magazyn Design Alive

NR 50 ZIMA 2024

ZAMAWIAM

NR 50 ZIMA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

ICONS 2024 WYDANIE URODZINOWE

Modulowana kompozycja fasady, przedłużona w attyce, ponad dach, nadaje wieży wizerunek ciągłego i abstrakcyjnego pryzmatu, w którym nie można odróżnić podstawy, trzonu i korony. Pozioma część, bardziej przezroczysta, otwarcie pokazuje za to elementy techniczne, które spoczywają na jej dachu.

Kilka kilometrów dalej po tej samej stronie wzrok przyciąga pogięty jak zużyta, zgnieciona puszka, niemały blok z szarego betonu. To niegdysiejsza siedziba Vodafone, zaprojektowana przez pracownię Barbosa & Guimares w 2008 roku. Budynek miał wprost odnosić się do reklamowego sloganu: „Vodafone life, life in motion”. Paradoksalnie, aby nadać życiu ruch, architekci użyli statycznego, ciężkiego, monumentalnego betonu.

Dziś, po latach prosperity, ten nietypowy biurowiec opustoszał. Nie ma już sklepu i kawiarni na parterze, wydaje się, jakby ten pognieciony kawał betonowej bryły spadł przypadkiem z góry jak meteor i zagnieździł się między pierzeje typowych, niedużych budynków mieszkalnych. Czeka teraz na energię nowego życia.

Porto

Odnaleźć własną perspektywę

Siedzę na brzegu Vila Nova de Gaia. To wyśmienite miejsce na puentę, na obserwację, jak zachodzące słońce tonie za horyzontem. Nim całkiem zniknie, przesuwa się z wolna, ociężale, podświetlając swą gęstą czerwienią ostatni z mostów Porto – Ponte da Arrábida. Można tu siedzieć długo, sącząc trunek lepiący się do ścianek tulipanowego kieliszka. Wybrałem na pożegnanie Kopke White Colheita 2003. To białe porto, choć jego biel jest mocno przejrzała i zabarwiona żółcią dębowej beczki.

Z tej perspektywy Porto ma swoją piękną, choć dość pospolitą twarz. U dołu rzeka jak lustro odbija przypominające klawisze portrety kolorowych fasad. Przy nabrzeżu kołyszą się zacumowane barki i wystylizowana historycznie, odpoczywająca turystyczna flota. Na szczycie miasta, jak sterczyny, stoją dumnie barokowe wieżyce kościołów.

Z boku w tę gwarną przestrzeń wbija się most Luísa Pierwszego. Z tej nitowanej konstrukcji kratownic od czasu do czasu jak małe okruchy odrywają się profile ludzkich kształtów, by po minucie plusnąć w otchłań zimnej wody. To grupa młodzieńców hartuje męskość i zabiega o oklaski turystów.

Celowo pomijam miejsca, które widnieją w niejednym przewodniku. Jak zawsze warto zboczyć z wytartych szlaków, zaryzykować, pokluczyć, odnaleźć swą własną ścieżkę i perspektywę. Stanąć tam, gdzie wydaje się, że nikt wcześniej nie stał, usiąść na schodach, po których wspinają się tylko lokalni mieszkańcy.

Jakie jest Porto?

Jest pospolite jak rybne stragany i pyszne jak fasady kolonialnych, mieszczańskich domów. Jest przemysłowe, portowe, cuchnące jak woda w zęzie. Jest też wytworne jak barokowych kubraków mankiety i siwe kolonialne peruki. Jest na każdą kieszeń. Jak te tańsze butelki, dla prostych pielgrzymów idących drogą św. Jakuba, i te z wyselekcjonowanych upraw, których ceny szukają limitu w nieskończoności. Jest aperitifem, kolacji podsumowaniem, towarzyszem do deski serów czy gorzkiej tabliczki czekolady.

Porto jest jak wytwarzane tu i odpływające z tutejszego portu trunki. Słodkie, a czasem wytrawne. Rubinowe, białe, a może bardziej w bursztynowej tonacji. Jest jak złocone ołtarze barokowych kościołów, a niekiedy jak fabryczne szczytowe fasady. Intensywne i bogate jak wino Porto Ruby. Lecz bywa też uboższe, pozbawione głębi.

Nie szukaj od razu tej turystycznej księgarni, gdzie kolejka wije się aż po horyzont. Zostaw na potem stalowy most i pełne tłumów nabrzeże Duero. Wycieczkę degustacyjną w rozlewni zamień na wyprawę metrem nad brzeg zimnego tu zawsze oceanu. Zakosztuj ryb, skorupiaków, muszli, popij je zimnym piwem. Wyjdź na bezkresną plażę, którą będziesz dzielić z nieskończoną ławicą mew.

Zobacz, jak w karty grają seniorzy nieosłonięci przed słońca natarciem, jak młodość pręży się i podciąga na outdoorowych, plażowych przyrządach. Porto jest jak butelka bez etykiety. Jeżeli chcesz poznać jej tajemnicę, otwórz ją. Wlej do kieliszka małą dozę. Zamieszaj, powąchaj i nim przełkniesz, daj aromatom dotrzeć do kubków smakowych. Odkryj Porto po swojemu, powoli odkorkuj swojej przygody butelkę.

„Bagaż podręczny” – cykl felietonów Przemo Łukasika

Felieton powstał w ramach cyklu „Bagaż podręczny”. Czym jest ten bagaż? To mój podstawowy zestaw, który towarzyszy mi w każdej podróży. Nieważne, czy to wyjazdy służbowe, czy prywatne – bagaż podręczny jest niezbędnym minimum, którego nigdy nie rozpakowuję do końca i który często czeka na kolejną wyprawę. Oprócz szczoteczki do zębów zabieram zawsze aparat fotograficzny i buty do biegania. Po powrocie bagaż podręczny zawsze wydaje się cięższy, bo wypełniają go zapachy, smaki i wspomnienia. Czasem dzieje się tak za sprawą ciężaru przemyśleń i uczuć, które transportuję tysiące kilometrów, a które zawsze są bazą do wniosków i refleksji, że mój świat nie zawsze jest światem innych.

Przemo Łukasik

Urodził się w Chorzowie w 1970 roku. Ukończył Wydział Architektury na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Studiował również w Ecole d’Architecture Paris-Villemin w Paryżu. Następnie pracował w berlińskim studiu P.P. Pabel Architekten oraz w paryskich biurach Jean Nouvel Architecture i Odile Decq / Benoit Cornette. W 1997 roku wraz z Łukaszem Zagałą założył autorską pracownię architektonicznąMedusa Group. Uprawia triathlon i fotografuje. Na łamach „Design Alive” publikuje cykl felietonów pt. „Bagaż podręczny”.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Kto się boi śmieci

Kto się boi śmieci

Warszawa | 3 listopada 2024

Felieton Przemo Łukasika o tym, jak mógł wyglądać pawilon polski na EXPO 2025

Estetyka codzienności

Estetyka codzienności

Warszawa | 19 sierpnia 2024

Zaglądamy do prywatnych domów i mieszkań polskich projektantów wnętrz

Szeptem o Madrycie

Szeptem o Madrycie

Madryt | 1 sierpnia 2024

Architekt Przemo Łukasik tym razem opisuje i fotografuje stolicę Hiszpanii!

Ocalić Szyb Krystyna

Ocalić Szyb Krystyna

Bytom | 16 czerwca 2024

Ikona śląskiej architektury przemysłowej ma szansę na rewitalizację