– Tak szybko, jako ludzie, adaptujemy się do zmian, jak szybko nowa normalność zastępuje starą, a filmy z aktorami bez maseczek wydają się nagle nieaktualne, egzotyczne i dziwnie obce – pisze dla „Design Alive” projektantka Wiktoria Lenart w cyklu „Rok w pandemii. Jaki był, co zmienił. Czego nauczył nas COVID-19? „.
Obyśmy nie żyli w ciekawych czasach – tak brzmiało pierwsze zdanie mojego luźnego zapisku w dzień ogłoszenia w Polsce pierwszego lockdownu. Wtedy właśnie, rok temu, wyciągnęłam pierwszy raz (w swoim dorosłym życiu) zeszyt kupiony wiele miesięcy wcześniej, przeznaczony na luźne zapiski z życia, mądre cytaty, teorie i dywagacje z samą sobą. Pierwszym luźnym zapiskiem był strumień słów przepełnionych lękiem, pytaniami o przyszłość i możliwymi scenariuszami, które wypełniły trzy papierowe strony.
W marcu zeszłego roku powoli kończył się mój urlop macierzyński, to miał być czas mojego wielkiego powrotu do aktywności, której wszystkim wkoło zazdrościłam. Nie mówię tylko o tej zawodowej, ale także sportowej i towarzyskiej. Tęsknoty te narastały przez długi czas, właściwie był to maraton nieobecności spowodowany najpierw doktoratem, a następnie zamknięciem w domu na macierzyńskim lockdownie. Pandemia zastała mnie więc w czasie, gdy już odliczałam „gotowi do startu – start”. Jednak ten start, nie okazał się łaskawy. Był pełen nowych wyzwań i wymagał totalnego przeprogramowania dotychczasowego życia.
Ludzka łatwość przystosowania
Co mnie zaskoczyło, to to, że tak szybko, jako ludzie adaptujemy się do zmian, jak szybko nowa normalność zastępuje starą, a filmy z aktorami bez maseczek wydają się nagle nieaktualne, egzotyczne i dziwnie obce.
Ta ludzka łatwość przystosowania, nie przełożyła się jednak na istniejące przedmioty codziennego użytku. Wiele z nich stało się zbędnymi. Na przykład ubrania zaczęliśmy dzielić na te wygodne, do noszenia i te, które przydadzą się dopiero na okazje, które w najbliższym czasie się nie wydarzą. Pomadka przestała być przedmiotem codziennego użytku, bo kto chciałby malować usta tylko po to, aby przykryć je maską. Siedzenia w tramwaju i pociągu zaczęły zdawać się być zbyt blisko siebie, otwarcie drzwi urasta do problemu, bo klamki rozdają wirusowe uściski, a sale konferencyjne i open space’y w biurowcach zaczęły świecić pustkami. Dla kontrastu, powstało też wiele przedmiotów nowego typu, projektowanych na prędce. Ich powstanie często było motywowane nielogicznymi regulacjami rządowymi, chęcią szybkiego zarobku, niż zaspokojeniem potrzeb użytkownika.
Powstały też różnego rodzaju przegrody, dozowniki na płyny do dezynfekcji, a to wszystko zrobione na szybko, z czegokolwiek co było pod ręką. Sytuacja wymusiła szybkie projektowanie, często z pominięciem projektanta.
Wszystko stanęło na głowie, także w moim życiu. Nie dość, że walczyłam z lękiem przed powrotem do pracy, czułam się zmęczona jako projektantka, a dużo projektów którym poświęciłam wiele energii, czekało na wdrożenie latami. Jako naukowca i dydaktyka, złościło mnie z kolei, że uczelnie są jeszcze w poprzedniej epoce, a postęp w nich dokonuje się bardzo wolno, jeśli w ogóle.
Wiktoria Lenart: – Nabrałam wiatru w żagle
Właśnie w tym momencie, gdy niezbyt optymistycznie patrzyłam w przyszłość, zadziało się wiele wspaniałych rzeczy. Zmiany na moim wydziale na ASP zniosły sztywny podział na pracownie, sztuczne specjalizacje, ułatwiło to studentom poszukiwania swojej drogi z dużą dozą swobody.
Odosobnienie i wyciszenie, sprawiło, że uwierzyłam, że kierunek, w którym chciałabym pójść jest słuszny, a przemyślenia, które miałam od dłuższego czasu, mają szansę na wdrożenie. Nabrałam wiatru w żagle. Wyrzuciłam wszystkie zadania, które miałam dla swoich studentów i wymyśliłam nowe. Pierwszy temat projektowy, brzmiał „czasy szybkiego reagowania – zaprojektuj obiekt lub działanie, w odpowiedzi na realny problem znaleziony w rzetelnych mediach”. W ramach pracy dyskutowaliśmy wiele godzin, czym dziś są rzetelne media i gdzie szukać sprawdzonych informacji. Dzięki temu identyfikowaliśmy realne problemy projektowe, oddzielone od pseudonauki, propagandy i wymyślonych potrzeb. Na badania przeznaczyliśmy 3/4 czasu w semestrze, a na samo rozwiązanie 1/4 – to było to. Dziś prowadzę także kurs z dizajnu odpowiedzialnego, który dotyka także zagadnień dizajnu spekulatywnego, niezbyt jeszcze popularnego w szkołach projektowych w Polsce.
Wierzę, że wygramy wojnę
W maju wraz z Bartkiem Sadowskim, otwieramy we Wrocławiu pracownię SA_LE, gdzie będziemy robić mnóstwo nieszablonowych akcji związanych z dizajnem i fotografią. Chcemy zaanimować śródmiejskie środowisko, w tym młodzież, zapraszać do współpracy ludzi z ciekawymi i odważnymi ideami w dziedzinach eksperymentalnego dizajnu i fotografii. Zaplanowałam nowe badania, chcę rozwinąć się jako projektantka, nie tylko komercyjna.
Nagle stało się jasne, że nie chcę projektować obiektów, które są wyłącznie piękne i funkcjonalne, chcę projektować mądre przedmioty, których powołanie do życia jest uzasadnione realną potrzebą, a nie wyłącznie potrzebą zarobku mojego klienta. Mam wielkie szczęście, że swoje współprace mogę dobierać według tego klucza i robić to, co jest dla mnie ważne. To nadaje mojej pracy sens i czyni ją wartościową.
Wierzę, że wygramy wojnę, nie tylko z wirusem, ale i tym co złego się dzieje w naszym społeczeństwie. Właśnie wyglądam przez to okno z wielką wiarą i nadzieją połączoną z cierpliwym działaniem.
Wiktoria Lenart
Założycielka Studio Lenart. Laureatka plebiscytu czytelników Design Alive Awards 2020. Projektuje dla przemysłu ciężkiego i produktowego. Działa jako naukowiec i nauczyciel akademicki ucząc odpowiedzialnego designu. Jej głównym obszarem zainteresowań są ergonomia i przestrzeń pracy człowieka, narzędzia oraz projektowanie mebli.