Stephen Markos wierzy, że określenie „super” nie zdewaluowało się we współczesnej kulturze wizualnego przepychu i sprzedażowego szumu. Paradoksalnie obiekty z pogranicza rzeźby, designu i meblarstwa, które prezentuje w swojej nowojorskiej galerii, skutecznie wymykają się definicji „superanckości”. Historia powstania i sukcesu jego inicjatywy Superhouse napawa optymizmem, że oryginalność jest nie tylko wciąż możliwa, ale i opłacalna.
Chinatown jest jedną z ostatnich nowojorskich dzielnic, które mimo turystycznej renomy wciąż są ekonomiczne pod względem czynszów. Za mieszkanie o powierzchni 40 m kw. zapłaci się tu o połowę mniej niż w którejkolwiek innej części Manhattanu. W cenę wliczone są oczywiście uliczny hałas, restauracyjne zapachy i głośni sąsiedzi, ale mało kto sprowadza się do Nowego Jorku dla wygód.
Niska zabudowa w wieńcu z wysokościowców tworzy intymną enklawę, która inspiruje offową scenę artystyczną. Galerie mają tu niecodzienne, zapadające w pamięć nazwy, metraże osiedlowego kiosku Ruchu i flotę twórców, o których nikt nigdy wcześniej nie słyszał, bo albo są bardzo młodzi, albo niezwykle niszowi.
Nowojorscy koneserzy kochają takie sytuacje, bo ich apetyt na nowości nigdy nie gaśnie, ale mikrogalerzyści muszą walczyć o ich uwagę w kakofonii innych komunikatów. Dlatego w Chinatown sztuką jest nie tylko to, co widzi się w galerii – to przede wszystkim mechanizmy budowania publiczności toczące się za ekranami monitorów, w smartfonowych algorytmach lub newsletterach.
Stephen Markos zaczynał właśnie z tej niskobudżetowej pozycji wirtualnej obecności w formie instagramowego konta założonego w trakcie pandemii. Dziś archiwalne posty z 2020 nie są dostępne na tym profilu, najwcześniejsze to te z roku 2021, kiedy galeria zaczynała już mieć rozpoznawalną markę i fizyczną przestrzeń.
Pierwsza fizyczna odsłona Superhouse odbyła się zimą 2021 na Brooklynie. Na dwudniowy pop-up wybrano selekcję lamp, luster, waz, krzeseł i obiektów sztuki użytkowej wykonanych przez ponad 50 różnych artystów. Wśród nich była m.in. ceramika Ellen Pong, kalifornijskiej artystki osiadłej na Queensie, która poprzez specyficzne zastosowanie szkliwa w oryginalny sposób łączy azjatycką myśl wabi-sabi z siermiężnością nowojorskiej ulicy. Z kolei patchworkowy stół Seana Gerstleya, pracującego w Filadelfii, jest XXI-wiecznym echem buńczuczności awangardowej Grupy Memphis. Prace Aarona Blendowskiego, który na co dzień działa w Detroit, były finezyjnym uzupełnieniem pierwszej selekcji Superhouse jako rodzaj interpretacji Duchampowskiego gestu ready-made zmiksowanego z wynalazczością epoki steam punku.
Kolejnym przystankiem dla marki Superhouse było wspomniane już Chinatown, gdzie galeria miała do dyspozycji przestrzeń wystawową w chińskim markecie u podnóża mostu Brooklyńskiego. Dziś swoje prezentacje dzieli między to miejsce, zwane pieszczotliwie Witryną Superhouse, a klasyczne loftowe wnętrze w SoHo na Walker Street – po sąsiedzku z galerią 52 Walker, która jest modną, eksperymentalną przestrzenią – satelitą słynnej międzynarodowej marki sztuki współczesnej, jaką jest David Zwirner Gallery. Takie towarzystwo zapewnia Superhouse i renomę, i strumień klienteli o wyrobionym guście oraz zasobnym portfelu.
Dzisiaj instagramowe konto designerskiej galerii ma ponad 42 tys. obserwujących. Jedną z charakterystycznych cech estetyki Superhouse od początku istnienia jest wrażenie, że wszystkie prezentowane tu przedmioty wyglądają, jakby powstały w tym samym okresie, podczas gdy w rzeczywistości potrafi je dzielić niekiedy nawet 50 lat.
Poprzez pierwsze wirtualne interakcje z publicznością Markos kreował wrażenie okna podglądowego na fantastyczny świat rzemiosła i wyobraźni. Ten duch gabinetu osobliwości i wkraczania w inny wymiar rzeczywistości z sukcesem kontynuuje w każdej kolejnej przestrzeni fizycznej, którą zasiedla galeria.
Kolorowe ściany działowe, schodkowe podesty, zabawa wysokościami i odległościami przedmiotów względem siebie – wszystko to sprawia, że od wystaw Superhouse nie można oderwać wzroku, jakby wkraczało się na set filmu Tima Burtona lub Pedra Almodóvara.
Udało się nam porozmawiać ze Stephenem Markosem w przerwie między jego licznymi wojażami w poszukiwaniu nowych talentów. Podzielił się z nami wrażeniami na temat tego, jak różne dzielnice Manhattanu oddziałują na program galerii oraz jak obiekty, które sprzedaje, żyją później własnym życiem w domach nowych właścicieli.
Jak Twoje wychowanie w Nowej Anglii przekłada się na Twoją pracę z obiektami? Czy to nie jest raczej konserwatywne środowisko, w którym dorastałeś? Pod względem gustu.
Dorastając w Nowej Anglii, miałem styczność z architekturą z pierwszego okresu, wczesnymi amerykańskimi antykami oraz kulturą Szejkersów. Wzbudziło to we mnie uznanie dla stylu.
Jakie są główne źródła praktyk transdyscyplinarnych w dziedzinie designu w dzisiejszych czasach? I jak one dialogują z ruchem sztuki funkcjonalnej z lat 80.?
Niektórzy artyści, z którymi współpracuję, pochodzą z akademickiego środowiska, studiują sztuki piękne lub rzemiosło w instytucjach szkolnictwa wyższego. Inni mają zawodowe doświadczenie związane z projektowaniem graficznym. Jeszcze inni są samoukami. Choć może nie istnieje bezpośredni związek między artystami pracującymi dzisiaj a tymi z przeszłości, tło artystów działających w ruchu sztuki funkcjonalnej było zaskakująco podobne.
Na przykład Dan Friedman zrezygnował ze swojej kariery projektanta graficznego, aby tworzyć „mentalne meble”, jak je nazywał. Elizabeth Browning Jackson, Wendy Maruyama, Richard Snyder i Terence Main studiowali we wpływowych szkołach artystycznych i designerskich, takich jak Rhode Island School of Design, Rochester Institute of Technology, The School of The Museum of Fine Arts, Boston oraz Cranbrook. Howard Meister pochodzi z kolei z rodziny meblarzy i wszystko, co wie, dowiedział się w domu.
Praca z obiektami na przecięciu sztuki, designu i mebli przypomina mi atmosferę europejskich Wunderkammer – pokoi pełnych osobliwości. Czy kultura amerykańska ma tradycję tego rodzaju?
Powiedziałbym, że tak, w sensie, że bogaci amerykańscy przemysłowcy, którzy stali się kolekcjonerami, tworzyli podobne kolekcje, aby naśladować europejskie. Dorastając w Massachusetts, Muzeum Isabelli Stewart Gardner było dla mnie wielką fascynacją. Cała jej rezydencja (obecnie muzeum) jest jak wielka komnata osobliwości.
Jaka jest Twoja osobista definicja i różnica między meblem a rzeźbą? A może są one jednym i tym samym?
Naturalnie są różnice. Nie każdy mebel może być rzeźbą. Używam terminu „meble artystyczne”, aby odróżnić design, który jest oderwany od rygorów procesów przemysłowych. Mówiąc kolokwialnie, mebel od rzeźby i „zwykły” mebel od designu odróżnisz na pierwszy rzut oka.
Dlaczego Twoja galeria nazywa się Superhouse?
Gdzie można oprócz Twojej galerii zobaczyć artystyczne meble? Gdzie obecnie znajduje się scena gromadząca tego typu twórców?
W USA galerie pokazują tego typu prace od dekad: R & Company, Friedman Benda, Salon 94 Design i Cristina Grajales. Dziś na scenie pojawiły się nowe galerie specjalizujące się w awangardzie: Jacqueline Sullivan Gallery, Tiwa Gallery, Marta i Emma Scully Gallery. Również wiele galerii sztuki współczesnej eksperymentuje z pokazywaniem takich prac.
Jak atmosfera Chinatown wpłynęła na sposób, w jaki działała galeria, i jak to się zmieniło, odkąd jesteście w SoHo?
Technicznie rzecz biorąc, nadal jesteśmy w Chinatown, ale atmosfera jest bliższa Tribeki i SoHo. Nasza poprzednia przestrzeń w minicentrum handlowym w Chinatown miała znaczący wpływ na to, jak prezentowaliśmy prace. Mieliśmy do dyspozycji niewielki metraż. Zaczynaliśmy od 10, a skończyliśmy na 20 m kw. Na otwarcia i wydarzenia goście musieli rozchodzić się po korytarzach centrum handlowego. Było to zabawne wyzwanie, które zachwycało odwiedzających.
Nowa przestrzeń to niezbędny kolejny krok, aby zapewnić więcej możliwości dla artystów, z którymi współpracuję, oraz alternatywne sposoby angażowania publiczności w te prace – poprzez wydarzenia i długoterminowe instalacje.
Biorąc pod uwagę doświadczenia z dużymi instytucjami artystycznymi, czy masz czasem myśli typu: „Chciałbym prowadzić swoją galerię inaczej, bo…”?
Nie mam tego typu myśli. Widzę, że wiele większych instytucji artystycznych stara się jak najlepiej ewoluować i odpowiadać na dynamikę współczesnej publiczności, podobnie jak młodsi galerzyści, do których i ja się zaliczam.
Jak często łapiesz się na tym, że chciałbyś zatrzymać obiekty, które promujesz? A może stopniowo tworzysz własną kolekcję równolegle do programu galerii?
Uwielbiam wszystkie prace, które pokazuję, i kiedy tylko mogę, staram się zbierać dzieła od moich artystów.
Czy masz okazję zobaczyć obiekty, które promujesz, w domach klientów? Jak oni żyją z tymi pracami? Może widząc je interpretowane przez nowych właścicieli, inspiruje Cię to do eksperymentowania podczas pracy nad kolejnymi wystawami?
Czasami faktycznie mogę zobaczyć dzieła naszych artystów w domach nowych właścicieli, co zawsze jest wielką przyjemnością. Oglądanie tych prac w kontekście kolekcji klienta jest niesamowite, bo powstają nowe dialogi i konotacje, na które sam bym nie wpadł.
Kolorowy ceramiczny wazon może stać obok krzesła Ludwika XVI. Żyrandol z drewna tekowego może oświetlać pokój wypełniony tradycyjnymi meblami indyjskimi. Rzeźbiarska lampa może znajdować się w zasięgu wzroku rzeźby Jeffa Koonsa. Możliwości są nieskończone i to napędza mnie do dalszej pracy.
Stephen Markos
Rocznik 1983. Założyciel i dyrektor Superhouse na nowojorskim Manhattanie. Uzyskał tytuł licencjata z historii sztuki na George Washington University w Waszyngtonie. Swoją karierę rozpoczął od uruchomienia pierwszego internetowego domu aukcyjnego dzieł sztuki – Artnet, w międzyczasie pracował też w domu aukcyjnym Christie’s i Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Współpracował z najlepszymi galeriami, takimi jak Friedman Benda, Nilufar Gallery i R & Company, a także pisał dla znanych publikacji, np. Architectural Digest, Curbed, „Interior Design”, Metropolis, „The New York Times” i PIN-UP. Markos uważa, że nie powinniśmy ograniczać sztuki do ścian lub cokołów, tylko integrować ją z przedmiotami codziennego użytku, takimi jak stoły, lampy czy sofy.