Dla miłośników historii kina jedne z najsłynniejszych sanek to te pojawiające się w filmie Orsona Wellesa „Obywatel Kane” z 1941 roku. Są one symbolem utraconego dzieciństwa. Także dla wielu z nas jazda na sankach to rozdział zamknięty. Może niesłusznie? Gdy zobaczy się modele proponowane przez współczesnych projektantów, aż trudno oprzeć się pokusie.
Dla miłośników historii kina jedne z najsłynniejszych sanek to te pojawiające się w filmie Orsona Wellesa „Obywatel Kane” z 1941 roku. Są one symbolem utraconego dzieciństwa. Także dla wielu z nas jazda na sankach to rozdział zamknięty. Może niesłusznie? Gdy zobaczy się modele proponowane przez współczesnych projektantów, aż trudno oprzeć się pokusie.
Niemiecka firma Sirch produkuje najróżniejsze przedmioty z drewna. W jej ofercie znalazły się również sanki o bardzo klasycznej formie. Do wyboru mamy kilka modeli. Można do nich dokupić oparcie dla dziecka oraz inne akcesoria. To jeden z najpopularniejszych w Niemczech, gdzie uwielbia się jazdę na sankach, producentów sanek (więcej: www.sirch.de). Kosztują 250 euro.
Mniej klasyczna w formie jest propozycja projektanta Damiena Bihra, który stworzył „meblowe” wersje sanek. I tak powstała dla Helium Concept seria: „śnieżna ławeczka”, „śnieżny stolik” i „śnieżne krzesło” (www.heliumconcept.com). Z kolei niemiecka firma Tau oferuje dziecięce sanki-puzzle ze sklejki. Zanim wyruszy się na stok, trzeba je poskładać. Dobre pomysły, jak informują ich producenci, są mile widziane. Sanki wyprodukowane przez Tau są stylowe, i trzeba za nie zapłacić ponad 300 euro (www.tau.de).
Dorośli mogą natomiast skorzystać z pomysłu Toma Hatfielda, studenta Royal College of Art. Ponieważ co roku, po świętach wyrzuca się miliony choinek, projektant zrobił z kilku niepotrzebnych drzewek sanki. Wykorzystał proste techniki obróbki drewna i udowodnił, że wystarczy trochę się rozejrzeć, by wokół nas dostrzec przydatne do tworzenia materiały. Wygląda więc na to, że model zaprojektowany przez Hatfielda, można sobie przygotować samemu w zaciszu domowym (www.tomhatfield.co.uk).
Ze sklejki są zrobione sanki zaprojektowane przez Szwajcara Sebastiana Gotte. W parze z tradycyjnym materiałem nie idzie jednak forma. Sanki w formie przypominają bowiem ludzką postać, odpowiednio wyprofilowaną, tak aby jak najwygodniej zjeżdżać (www.goette-partner.ch). I przykład zupełnie odwrotnego podejścia do zagadnienia. Dagur Oskarsson sięgnął po tradycyjny wzór islandzkich sanek, które były jednym z obowiązkowych elementów wyposażenia. Projektant wykorzystał jednak zupełnie inny materiał – polietylen. „D-sledge” można kupić w różnych rozmiarach i kolorach. Kosztują około 100 dolarów.
Jeszcze dalej posunęli się producenci samochodów, wypuszczając niemal wyścigowe model sanek. Aluminium i stal nierdzewna to materiały stosowane przez firmę Porsche, a do tego opływowe kształty. I oczywiście dumny logotyp prestiżowej marki. Och, można poczuć się jak na autostradzie. Jednak użytkownicy takich maszyn zalecają: zabierajcie na stok ze sobą obowiązkowo kaski. Sanki firmy Porsche kosztują ok. 300 euro (www.porsche.com).
Także inne marki firmują tego typu, zimowe produkty. Dla miłośników Mini Morrisa wymarzony prezent to sanki Mini Snow Rocker. Ważą tylko 2,5 kg, mogą na nich poszaleć nie tylko najmłodsi. Kosztują około 79 euro (www.shop.bmwgroup.com).
I coś dla miłośników ekstremalnych zjazdów. Sanki „Slegoon”, zaprojektowane przez Spike Reid’a, wygrały brytyjski konkurs IOM3 Design Innovation in Plastic. Specjalna konstrukcja wokół siedzenia, przypominająca rozwiązania z Formuły 1, chroni przed skutkami wywrotek. Co więcej możliwa jest jazda do góry dnem. Jak założyli producenci, kapsuła ma być wykorzystywana do nowej dyscypliny o nazwie slegooning i polegającej na równoczesnym ślizgu dwóch lub większej liczby uczestników po specjalnym torze wytyczonym na górskim stoku. Więcej na: www.coroflot.com.