– Ceramika dlatego tak nas pociąga, bo jest kompletną opozycją masowej produkcji. Ani nie powstaje szybko – bo wymaga ogromnej cierpliwości, ani nie ma nic wspólnego z ekonomią łatwego zarobku. Jest niepowtarzalna i nosi na sobie ślady twórcy – mówi w rozmowie z „Design Alive” ceramiczka Malwina Kleparska.
Malwina Kleparska to mieszkająca w Szwecji artystka ceramiczka, polskiego pochodzenia, która łączy formy rzeźbiarskie z obiektami użytkowymi. Jej najnowsze prace skupiają się wokół formy otworu – to od niego zaczyna proces tworzenia swojej ceramiki.
Cieszę się, że możemy rozmawiać po polsku!
Jestem Polką urodzoną w Sztokholmie, moi oboje rodzice pochodzą z Polski – tata był z Sopotu, mama jest z Krakowa. Większość wakacji spędzałam z rodziną w Polsce i bardzo ważne było dla nas, żeby rozmawiać w domu po polsku. Mam starsze rodzeństwo, z którym zawsze byliśmy bardzo zmotywowani do nauki języka. Cieszę się, że rodzice tego dopilnowali, bo teraz jak widać, bardzo się to przydaje.
Co Cię pchnęło w stronę ceramiki?
Chodziłam do szkoły Steinerowskiej, to popularna w Szwecji edukacja alternatywna, inspirowana filozofią Rudolfa Steinera. Edukacja Steinera jest bardzo skoncentrowana na tworzeniu własnymi rękami. Od początku dzieci uczą się robić na drutach, na szydełku, malują, rysują. Ucząc się alfabetu, malowaliśmy na papierze ogromne litery, całym ramieniem – w tej szkole całe ciało jest zaangażowane w proces nauki. Jest dużo ruchu, tańca, przebywania na powietrzu, niezależnie od pogody. Myślę, że ten rodzaj doświadczeń w dzieciństwie, miał duży wpływ na to kim dziś jestem. Kiedy miałam dziewięć lat, mama zapisała mnie dodatkowo na wieczorowe zajęcia z ceramiki, na które chodziłam przez kolejnych 12 lat, a potem postanowiłam potraktować to poważnie i zapisałam się do szkoły artystycznej.
Zalała nas fala ceramiki, wszyscy lepią garnki, jak myślisz, dlaczego akurat ten rodzaj rzemiosła jest dziś tak popularny?
Wydaje mi się, że jest to odpowiedź na to, co było dostępne na rynku w latach 90. i wcześniej. Osobista praca rękoma jest zaprzeczeniem masowej produkcji w Chinach i szybkiej anonimowej konsumpcji. W czasach, kiedy musimy ratować naturę i nie możemy już konsumować tak wiele, jak wcześniej, ceramika jest odpowiedzią na powtarzalne, tanie produkty. Dziś chcemy wiedzieć, kto i gdzie zrobił przedmiot, co za nim stoi. Może jest on nieco droższy, ale ma unikalną wartość.
Jakich technik używasz?
Pracuję głównie w glinie kamionkowej i wykorzystuję tradycyjne techniki ręcznego lepienia form. Prowadzę kursy toczenia na kole, ale sama pracuję ręcznie, powolną techniką wałka. Podoba mi się, bo cała forma jest macana palcami, lubię to, że zostawiam ślady opuszków palców w miękkiej glinie. Dzięki temu nie tylko ja jestem w jakiś sposób zaklęta w tym obiekcie, ale też sam proces jego powstania. Toczenie na kole jest bardziej anonimowe, mechaniczne, aspirujące do perfekcji. Mniej w nim duszy.
Interesujące jest Twoje podejście do formy otworu, który w jakimś sensie definiuje Twoje ostatnie prace.
Jedną z moich fascynacji jest eksploracja formy negatywu – dziury, która sama w sobie staje się ciekawym kształtem w moich rzeźbach użytkowych. Przybiera różne formy i staje się punktem wyjścia dla całej bryły. Podczas letniego kursu, jedna z uczestniczek pytała mnie, jak robię swoje obiekty. Powiedziałam jej, że zaczynam od dziury. To ona powstaje najpierw. To brzmi zabawnie, ale – tak właśnie pracuję. Robię szkic w glinie, przygotowuję wałki, z których formuję płaskie tasiemki i wokół otworu buduję całą formę.
Twoje prace są bardzo rzeźbiarskie, ale też spełniają funkcję użytkową. Czy te role się równoważą?
Kiedy uczyłam się sztuki i ceramiki, myślałam, że nie będę robić obiektów użytkowych. Byłam skupiona na samej rzeźbie i funkcji dekoracyjnej. Ale po skończeniu szkoły ważne było dla mnie, żeby móc żyć z ceramiki, uznałam, że element użytkowy uzupełni ją o dodatkową wartość.
Jaką funkcję pełni w twojej ceramice kolor lub jego brak?
Najbardziej lubię naturalne kolory glin, używam sześciu różnych. Mieszam je ze sobą i eksperymentuję z różnymi odcieniami. Jest z tym dużo pracy, bo zawsze trzeba bardzo dokładnie umyć wszystkie narzędzia, zanim się zmieni kolor gliny. Pokrywam też swoją ceramikę glazurami, co jest również bardzo wymagającym procesem – to czysta chemia. Tak jak pieczenie bułeczek, wymaga dobrych proporcji składników, odpowiedniej temperatury pieca. Od tego zależy końcowy efekt. Najczęściej używam przezroczystej glazury, widać pod nią glinę, ale daje efekt błysku.
Czasem na Twoich naczyniach pojawia się jednak kropla błękitu.
Zależy mi na tym, żeby na obiektach był widoczny proces ich powstawania. Nie powinno być wątpliwości, że te przedmioty są wykonywane ręcznie. Z tego powodu nie pracuję zbyt wiele z kolorowymi glazurami, chcę, aby glinki mówiły same za siebie. Ale czasami lubię wykończyć je żywym błękitem.
Gdzie można zobaczyć Twoje prace?
Mam własny sklep, większość sprzedaję sama przez Instagram, ale też w sklepach w Danii, Holandii, Japonii. To w sumie niesamowite, że za pomocą Instagrama można rozesłać swoje prace po całym świecie. Zastanawiam się, jak ludzie radzili sobie wcześniej. Poza tym biorę udział w wielu wystawach, np. w tym roku na Milan Design Week pokazywałam swoje prace na wystawie organizowanej przez Superhouse.
Malwina Kleparska
Urodzona i wychowana w Sztokholmie, od 2013 roku mieszka i pracuje w Göteborgu. Pracując głównie w glinie kamionkowej, wykorzystuje tradycyjne techniki ręcznego lepienia. Jej głównym narzędziem są ręce, dzięki temu każda z jej rzeźb użytkowych jest jedyna w swoim rodzaju. Jej prace skupiają się wokół formy otworu, który staje się punktem wyjścia i interesującym kształtem w jej pracach rzeźbiarskich. Oprócz pracy we własnej pracowni, Malwina Kleparska pracuje również jako nauczycielka ceramiki.